niedziela, 1 grudnia 2013

S2E5. Śmierć bywa okrutna.



Otumanieni i całkowicie zdezorientowany padawani, stoją skupieni w ciasnej grupce po środku sali ćwiczebnej. Strach błyszczy w ich oczach, jak krople rosy o poranku, a otępiałe umysłu są pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Tak, zapanowało nad nimi przerażenie; sparaliżowało, zmuszając do stania w bezruchu, który w tejże sytuacji mógłby okazać się zgubny. Antagonista stoi, opierając się o framugę, a jego żółte oczy, połyskują w mroku, sprawiając wrażenie uosobienia czystego zła. Unosi lewą dłoń na wysokość klatki piersiowej i zaciska ją w pięści, korzystając z zasobów Mocy, zgromadzonych pod ludzką skorupą. Tajemnicza energia sprawia, że żarówki sufitowe pękają, iskrząc się i następnie gasząc, przy spadaniu na ziemię. Żaluzje jakby na zawołanie opadają, przysłaniając okiennice, jedyne źródła światła. Po obliczu Wybrańca-nie-Wybrańca, przemyka sadystyczny uśmiech, a po pomieszczeniu rozbrzmiewa tubalny śmiech, ale nie jego śmiech. Stoi z zaciśniętymi zębami, a okropny skowyt obija się echem między ścianami pomieszczenia.  Oponent sięga do kieszeni pomarszczonego, brązowoczarnego płaszcze, wyjmując z niej zakrzywioną, metalową rękojeść o krwistoczerwonych zdobieniach. Kurczowo zaciska palce na cylindrze, a kliknąwszy przycisk aktywacyjny z  metalowej a'la rury wystrzela promień czarnego światła, przeplatanego fioletowymi iskrami. Młody Petro, najodważniejszy, ale i przez to najgłupszy z gromadki wypina dumnie pierś i przemawia głosem, przesiąkniętym dziecięcą naiwnością. - Mistrzu Skywalker, czy to jakaś próba? - i właśnie w tym momencie, pół centymetra nad głową chłopaka błyska laserowy promień, o mało nie skracając go o głowę. Sparaliżowany strachem człowiek stoi, nie ruszając się jeszcze kilka sekund, za nim decyduje się na trzy kroki w tył i zrównanie się z towarzyszami. Czy chybił? A może był to celowy zamiar?  Obija się po ścianach umysłu dwunastolatka. Przeciwnik... Wybraniec Mocy, Mistrz Ahsoki wciąż stoi, opierając się o framugę i kręcąc zwinne młynki mieczem świetlnym, dzierżonym w lewej dłoni. Wydaje się zanadto spokojny, wcale nie impulsywny, narwany... tylko cierpliwy i ostrożny, coś tu jest nie tak, zdecydowanie. Na kolejny krok, a zarazem próbę uzyskania wyjaśnień decyduje się Ganodi, która występuje ze skupiska adeptów, przemawiając jak zawsze opanowanym głosem. - Mistrzu, o co chodzi? Nie rozumiem... proszę, przestań... my, my się boimy, ale... - przerywa błagalny skowyt, gdy kreśląca łuki w powietrzu broń Zakonu Jedi dociera do jej ciała, wbijając się w kark i oddzielając głowę od korpusu, a jej bezgłowe ciało stacza się na kolana, promieniując bursztynową krwią, która w wypadku spotkania z tym ostrzem prysła... a przecież miecz świetlny zwiększa temperaturę spalanej materii, unikając rozprzestrzenianiu się krwi z ciał zabitych... co się dzieje?

Śmierć nas prześladuje. 

Echo śmierci ożywa, rozbrzmiewając po umyśle Jedi Wybranego Anakina Skywalkera, który w tejże sekundzie trwał w całkowitym bezruchu, z palcami kurczowo zaciśniętymi na poręczy balkonu, będącego częścią apartamentu jego ukochanej. Nagłe uczucie bezradności, fala cierpienia zalały jego podświadomość eksplodując porażającym bólem psychicznym, wprawiającym w bezruch wszystkie żywe części człowieczej anatomii. Ale nie było to uczucie jednoznaczne; miało w sobie dziwną siłę, wywiercało głęboką dziurę w sercu  Rycerza; zupełnie jakby sam, własnymi rękami zabił poległego, plamiąc swoje ręce niewinną krwią tego... dziecka, bo to było dziecko. Czuł to tak wyraźnie jak żonę, wpatrującą się w niego niepokojąco; wyczuł jej sprzeczne emocje, ulgę i zatroskanie, szczęście i smutek. Wiedział, że nie jest w stanie oszukać kobiety, którą wybrał za towarzyszkę na drodze życia, za po prostu - żonę. Padme podeszła do niego i ostrożnym ruchem zacisnęła palce na jego ramieniu. - Annie, co się stało? - spytała łagodnie, muskając opuszkami palców jego policzki i delikatnie kreśląc okręgi kciukiem na jego dłoni. Zdobył się na uśmiech; najszczerszy, na jaki w tej chwili mógł się zdobyć. Lecz nie zwiódł jej, bo ona wciąż wyczekiwała odpowiedzi, świadoma problemów, zaprzątających jego głowę. - Po prostu mam przeczucie... widziałem śmierć... ja... ostatnio wydarzyło się tak wiele. Nie dość, że niedługo zostanę buir... - nieświadomie wtrącił Mandaloriańskie określenie, przejęte od klonów, szkolonych przez między innymi Skiratę. - To jeszcze ostatnio tyle się dzieje. Uśmiechnęła się ciepło, słysząc mimo wszystko znany jej przymiotnik, niewypowiadany w basicu. - Twoje problemy są cuun, Annie. - szepnęła, łapiąc go za rękę. Kiwnął głową, wyswobadzając dłoń z jej uścisku. - Muszę im pomóc, zwalczyć chakaar i uczić Cuy'val Dar. - wyszeptał zdeterminowany, widząc jego żonę, wywracającą oczami. - Co? - rzucił, prostując się na całą wysokość. - Za dużo przebywania z moją drugą aliit. To robi swoje... - pocałował ją krótko, rozkoszując się chwilą płonących pożądaniem ust, spotkanych ze sobą, gasząc pragnienie bliskości. - Wrócę niedługo, Padme, ale muszę coś załatwić. - odpowiedział, przerywając romantyczną chwilę i zaciskając dłoń, w której ułamek sekundy później błysnął, przyciągnięty z salonu srebrny cylinder o charakterystycznym wyglądzie. - Muszę pomóc moim Vode an. - rzucił na pożegnanie i zeskoczył, przeskakując barierkę i lądując na przemieszczającym się niżej, jednym z przypadkowych pojazdów gwiezdnych.

Za wojnę nie można winić nikogo.


Adepci skulili się w kącie, obserwując martwe, odległe o kilkanaście metrów ciało zabitej koleżanki. Zabitej przez Wybrańca Mocy, czy to oznacza koniec? Po twarzy przeciwnika raz po raz przemykał spragniony mordu uśmiech, a oczy wciąż niezmiennie kipiące wściekłością, jarzyły się w mroku, przyprawiając o dreszcze niejednego adepta.
 Nie ma emocji jest spokój lecz były emocje, a spokój przepadł.  
Nie ma ignorancji –  jest wiedza. Tyle, że wiedza zaginęła.  
Nie ma namiętności   jest pogoda ducha. Więc czemu czują namiętny strach? 
Nie ma chaosu jest harmonia. A gdzie była harmonia, skoro czuć tylko cierpienie?
Nie ma śmierci – jest Moc. Gdzieżże podziała się Moc, skoro była śmierć?
Zrozpaczeni i pozbawieni nadziei adepci, powtarzali w myślach kodeks Jedi, zaczynając rozumieć tuż przed przyjęciem śmierci, że wszystko, cały Zakon, cała wiedza, całe ich życie było jednym wielkim – KŁAMSTWEM.


Dedykt dla Igusia i Desi :* 

5 komentarzy:

  1. Dobrze, dobrze... *składa dłonie w piramidkę* Musisz chwilę poczekać na Haymitcha... O, przylazł! Dobrze, czyli dzisiaj będzie komentarz przy wódce z rozmyślaniami o kserowaniu ludzi.
    Czyli zaczynam *nalewa pierwszy kieliszek* za każdym razem kiedy powtórzę "Cudo" w jakiejkolwiek formie pijemy. A rozdział to cudne cudo stworzone przez cudownie cudowną Wikę! *szatański śmiech* Pijemy moi państwo! Zaczynamy jakże CUDOWNYM opisem przerażonych padawanów i mrocznego Anakina! No nie, pierwsza rozkmnia: co ty mu zrobiłaś?! Druga: czyżby naprawdę nikt nie ogarniał co się dzieje? Pewien pyskacz powinien wywęszyć na milę Anakina nawet jeżeli jeśli jest podrobiony! Była specjalnie szkolona nie? xDD No i co dalej? Cudownie (wiesz, pod koniec koma muszą być wszyscy uchlani jak należy) słodka Anidala, a ja nie ogarniam Mandaloriańskiego, dodaj słownik czy coś ~.~ I taki nieogar: WUT?! Drugi Anakin?! O co tu na gacie Nico (*wieje z czarnymi bokserkami śmiejąc się jak idiotka*) się dzieje?! Skserowałaś go? Tak jak ja Percy'ego i Leo bo kserówki Nico robi Diana xD. Kserowanie ludzi jest cudowne (zdrówko!) *o* I wracamy do padawanów! Tak, wszystko jest kłamstwem! Wszyscy kłamią! Bo ludzie to skurwysyny (Haymiiiiiiiiiiiiitch?! xD) Ale skurwysyny są fajne bo właśnie z takim jednym piję i jest cudownie! :3 No, ale...ale teraz macie przerąbane bo ocena rozdziału. To jest jedno wielkie cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo! A monsteeeeeeeeeeer, A monsteeeeeeeeeeeeeeer, I've turned into a monster! <333333 Dzięki za dedyk, nie pamiętam kiedy ostatnio to pisałam o.O Lol, no ale Deski nie mają mózgów więc pewnie dla tego mam też sklerozę. Cem więcej *o* A teraz wracam ci spamić na gadu ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam słów na tem rozdział. Twoje słownictwo nadaje temu blogu, a także i tej o to historii coś co przyćmiewa inne! Kobieto powtarzam po raz kolejny: Idź pisać książkę! Ja się wypowiedziałam, lecz nie synonimami bo się nie da przecież!
    Des. Przyłączam się do ciebie i do Haymitcha :D Taa wiem że jestem zasmarkata xD
    Ja kończę
    NMBZT!
    Ps. Pamiętaj czekam na ucieczkę c:

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG!! Kurde, no! Nie wiem co mam napisać! Rozdział jest rewelacyjny!! Normalnie kochammm!!! <33333333.
    Twoja pani od polskiego same szóstki Ci wstawia za takie wypracowania! Świetnee!!!!!
    Nie mam weny ;// Biologia zabrała ;//
    NMBZT!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. WoW!! Niesamowite! Tylko tyle mogę powiedzieć! To jest niesamowite!! Po prostu... cudne i, no, nie wiem.
    Kończę, bo nie mam weny na komki ;(
    To nie moja wina! Muszę się nauczyć półtora kartkowego wiersza i roli Kirkora z "Balladyny" od 72 do 120 strony, a w czwartek mam turniej siatkówki. W piątek test z Polskiego, w środę powtórzenie wiadomości w piątek jeszcze test z maty i jeszcze mnóstwo tego... ;(

    NMBZT

    Idka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój plan lekcji na ten tydzień:
      Poniedziałek - Sprawdzian z Chemii
      Wtorek - Sprawdzian z WOSu & Kartkówka z Angielskiego(108słówek)
      Środa - Sprawdzian z Angielskiego
      Czwartek - Sprawdzian z Muzyki & Biologii, Kartkówka z Geografii. + Projekt z WOSu, projekt z Polskiego, nauka roli Julii do przedstawienia... uwierz, ciesz się szóstą klasą. xd

      Usuń