niedziela, 31 sierpnia 2014

Epilog

Kochana Padmé, 
Jeśli to czytasz, znaczy, że nie ma mnie już przy Tobie. Wiem, co zrobiłem i nie żałuję tego, gdziekolwiek jestem. Nie żyję, ale warto było. Warto było poświęcić to, co najcenniejsze dla wszystkich innych; pewnie masz mi za złe moją samobójczą wyprawę, ale mam nadzieję, że kiedyś dostąpię zaszytu Twojego wybaczenia. Nawet nie wiesz z jaką rozpaczą przyszło mi oswojenie się z myślą, że nigdy nie zobaczę, nie pogłaskam i nie usłyszę naszego dziecka. Choć nie było mi dane poznać jego płci przekaż mu proszę – kocham je całym sercem. I cieszę się, że udało mi się zapewnić mu bezpieczną przyszłość. Wojna się skończyła, żyj pełnią życia – znajdź nowego męża, by nasze maleństwo miało ojca. 
Proszę. Pamiętaj, że Cię kocham. Najmocniej na świecie. Zawsze będę przy Tobie.
Twój na zawsze Anakin

܀♥܀

      Ściskała w dłoni czytany po raz tysięczny list klękając przy pomniku (i również grobie) męża, postawionym w centrum Coruscant. Łzy obficie sączyły się po jej policzkach, a ona sama wspominała go każdego dnia; mimo, że odszedł ponad dwa lata temu. Westchnęła kładąc świeżą wiązankę kwiatów na długiej płycie kamiennej, mimo, że było ich tu miliony, bo odszedł jako bohater... ale dla niej nie był tylko bohaterem, był jej ukochanym Anniem, lekarstwem na wszystkie troski, ale zostawił ją... by ich dziecko mogło żyć w pozbawionym wojny świecie. Była mu za to wdzięczna, choć każdego dnia żal trawił jej serce na nowo, tęskniła za nim... tak okropnie.
– Mimi!  –  jej mały synek podbiegł, zaciskając nagle tycie paluszki na jej dłoni. Nigdy nie poznał ojca. Nie poczuł jego dotyku. Nie usłyszał ciepłego głosu. A mimo to, choć nie wiedziała jak, co chwilę pytał, zadziwiając ją swoją wiedzą. Mała rączka powędrowała do jej policzków, by otrzeć je z łez.
– Ne płacz mimi. – wyszeptał i objął jej szyję tycim ramieniem. – Titi jest z nami. Zawsze. –wskazał na majaczącą w oddali, przeźroczystą sylwetkę wysokiego mężczyzny, uśmiechającego się do nich ciepło.
Miał rację.
Anakin był przy nich. Zawsze.

܀♥܀
– Kim był dziadek, tato? – spytał mnie pewnego dnia mój pięcioletni syn, zauważając, że nigdy nie mówiłem o ojcu. Zadawałem sobie to pytanie zawsze, zadawałem je też mamie. Pamiętam, gdy jako mały chłopiec chodziłem z rodzicielką składać wiązanki na jego grobie. Był... Jedi? Tak, Jedi. Mój ojciec był najpotężniejszym z Rycerzy światła. Zamyśliłem się na dłuższą chwilę, próbując zebrać się na jednoznaczną odpowiedź.
– Dziadek był wyjątkowym człowiekiem, mimo, że go nie znałem. To właśnie dzięki niemu tu jesteśmy. A naszych serc nie trawi wojna. – synek zainteresowany wbił we mnie ciekawe, czyste dziecięce spojrzenie, a ja uśmiechnąłem się ciepło, podnosząc głowę, by spojrzeć w piwne oczy, pochylającej się nade mną żony.
 – Nazwiemy drugiego syna Anakin, co ty na to? – spytała, kładąc dłoń na swoim jeszcze płaskim brzuchu.  Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Moja żona znała historię mojego ojca. Lepiej niż ktokolwiek inny. Yang była wtedy przy nim, jako ucieleśnienie będącej wtedy płodem dziewczynki, która miała mu pomóc. Urodziła się niedługo po mnie...a wspomnienia z krainy snów wracały do niej z wiekiem... wiedziała, co tam zaszło. Pamiętała.  Z początku trudno było mi w to uwierzyć, ale jakaś dziwna mistyczna siła, pchnięcie Mocy kazało mi to zrobić, nie pozwoliło mi zwątpić. Tak jak nigdy nie zwątpiłem w słuszność działań mojego ojca; nigdy. Opowiadania o nim, o jego gwiezdnych przygodach, wyczynach.... były dla mnie czymś odległym, a jednak słuchałem ich z zapartym tchem. Mój ojciec był wyjątkowy... to dziwne, że nie poszedłem w jego ślady, ale...
Miał rację, Jedi trzeba być sercem, a nie czynami. I byłem; jako syn Wybrańca zawsze będę Jedi, zawsze będę posiadał Moc, ale też... będę miał żonę. Żonę i dzieci. Będę szczęśliwy, z zezwoleniem na miłość.
Wiedziałem też, że matka była dumna z mojego wyboru. Choć smutna; bo jej oczy odkąd pamiętam zawsze przesiąknięte były tęsknotą... ale wiedziała też, że tata był z nią; zawsze. Opowiadała o nim, mówiła, że czuje jego dotyk, słyszy jego głos, widzi jego twarz... ja też jako dziecko wiele słyszałem, wiele widziałem i wiele czułem. Jakiś cichy, ciepły i dziwnie znajomy głos był moim sumieniem; nigdy nie wątpiłem, że to tata. Usłyszałem cichy świst powietrza i podniosłem wzrok, zawieszając go na karminowej zasłonie, przysłaniającej okno północne.
 – Spójs! – krzyknął mój syn, otwierając oczy ze zdziwienia; a przed nami zmaterializowała się nieco przeźroczysta sylwetka wysokiego mężczyzny. Z ciepłym uśmiechem przyglądała się mojemu maluchowi, po czym rozpłynęła się w powietrzu zostawiając echo tajemnicy.
Tej dumy w jego oczach nie zapomnę do końca życia.

܀♥܀
A co z innymi?
Ahsoka opuściła zakon Jedi zaraz po oficjalnym ogłoszeniu śmierci Anakina. Nic jej tam nie trzymało. Sprawa Skywalkera dobitnie uświadomiła jej, że Zakon nigdy nie był, nie jest i nie będzie rodziną. Jedi odeszli od szerzonych ideałów i zboczyli z drogi ku światłu, odpychając uczucia na bok. Nie potrafiła po raz kolejny obdarzyć tak wielkim zaufaniem dotychczasowych towarzyszy na życiowej ścieżce. Zaraz po niej stopniowo świątynia pustoszała, a kolejni Rycerze i Padawani opuszczali jej szeregi, zaczynając żyć na własną rękę. Została tylko mała garstka starszych, która z wiekiem odeszła, porwana przez śmierć naturalną. Ostatecznie Rycerze Światła zostali rozwiązani, a pokój w Galaktyce broniony był przez jeden przedmiot, którego zniszczenie zachwieje równowagę, jaka zapanowała.
A tym przedmiotem był kryształ z miecza Wybrańca, w którym zamknięta została cała Moc, jaką posiadał, łącznie z siłami zła, które zostały przez niego zaabsorbowane. 
A Palpatine? Palpatine został zabity po odsłuchaniu wiadomości z krainy cienia. Słów, jakie słabym szeptem wyszeptał Anakin za nim umarł. Ostatnie sekundy jego egzystencji wypełniała wiedza. Na tę krótką chwilę posiągł całą mądrość,  a wszystkie dotychczasowe problemy same znalazły rozwiązanie. Przez ten mały moment... był jak Moc. Wiedział wszystko,  dosłownie wszystko
I słabym szeptem wychrypiał...
"Zdejmijcie... Kanclerza..."
A Moc nie pozwoliła im zwątpić w prawdziwość tych słów. 

I tak kończy się ta historia.
Historia o miłości i utracie,
O przyjaźni i zdradzie.
Historia o człowieku, który miał uratować miliony, lecz
nikt nie był świadomy, że zrobi to kosztem własnego życia.
Ale jedno jest, było i będzie pewne.
Są siły, o których nie śniło się nawet posiadaczom Mocy.
Jest potęga, której blask przyćmiewa całe otaczające zło.
Miłość jest tą potęgą. Miłość, która uzdrawia, ociepla...
I pomaga po wieki wieków trwać w nadziei.
Wykrzywionym kluczem otwiera bramę do nowego świata, o którym nie śnił żaden z nas.
Bramę, dzięki której balansujemy na granicy życia i śmierci.
Bramę, która pozwala nam czuwać nad osobami, które kochamy. 
A mimo końca ta historia nadal trwa.
I trwać będzie, póki nie wyrzucimy jej z serc.
_____________________________________________________________
I oto epilog tego bloga. Koniec bloga.  Mam nadzieję, że chociaż w pewnej części Was zaskoczył. Dziękuję, że byliście przy mnie! No i oczywiście blog kończy dzisiaj dwa lata! Myślę, że to całkiem sporo jak na jedno, spójne opowiadanie. Z tego powodu chciałabym, żebyście napisali, co najbardziej Wam się podobało i na co powinnam zwrócić uwagę w następnych opowiadaniach ;). Wszystkie uwagi, sugestie... wszystko!
Zdaję sobie sprawę, że to nie ma wielkiego sensu, no ale... nic lepszego nie wymyślę. Nie zostawię opowiadania nieskończonego, mimo, że praktycznie jest to... no chłam. 
Gwoli wyjaśnienia;
*Teoretycznie Anakin umarł spadając z budynku, jego ciało pojawiło się tam dopiero po śmierci psychicznej (jaskinia), śmierć fizyczna nastąpiła po skoku z budynku, lecz jego dusza zabrała ciało do świata snów i wróciła dopiero, gdy odszedł wszystkimi zmysłami.
*List od Anakina był w pamięci R2, miał go on przekazać Padme, jeśli Skywalker nie wróciłby.
Niech Moc będzie z Wami!
2 lata!