sobota, 22 marca 2014

S2E11. Kryształowe źrenice

– Chodź ze mną, pomogę Ci się stąd wydostać! – warknął chłopczyk, pogwizdując na palcach. Propozycja wydała się... kusząca, wprost mu odpowiadała... nawet bardzo. – Kurwa, Mistrzu Skywalker, jesteś naiwny jak mała dziewczynka. – mruknęła pod nosem pięciolatka, wywracając oczami znajomym mu sposobem. Zmarszczył brwi i zerknął na nią z ukosa, takie małe, a takie wulgarne... –Twój brat jest grzeczniejszy, chyba jednak jemu zaufam... – rzucił, przykucając, by przyjrzeć się rysom twarzy chłopca. – Helooooł, jestem twoim strażnikiem i odzwierciedlam Ciebie, idioto! – wskoczyła mu na plecy, siadając na jego karku. Nic sobie z tego nie robiąc spojrzał w bursztynowe oczy chłopca, jego źrenice lśniły jak kryształy i wtedy uświadomił sobie, że... że to te same oczy, które ujrzał w lustrze na Tatooine. Ale gdy zareagował było już za późno. – Dobranoc, panie Skywalker. – szepnął czarnowłosy, ściskając w dłoni strzykawkę, którą przed chwilą zaaplikował do krwi Anakna substancję z Nerfa. Otoczenie rozmyło się w brązową plamę... a potem nastała ciemność. 

Oszukany przez dziecko... takie poniżające.

Pobudka! Pobudka! Pobudka! – słyszał jakby poprzez mgłę, poruszając się niemrawo, oczy wciąż miał zamknięte, a na klatce piersiowej czuł ciężar dziecka; dziewczynka wyraźnie po nim skakała, czuł ból, nierówne oddechy, jakie wypuszczały jego płuca, ale nie mógł się obudzić, zupełnie, jakby jakiś ogromny kamulec przytwierdził go do świata snów, nie pozwalając się wydostać. Zobaczył srebrne źrenice jakieś niewiasty, o śniadej cerze, pięknych białych jak śnieg włosach i zwiewnej sukni, utkanej z pary wodnej... obudził się dopiero wówczas, gdy różane usta dziewczyny musnęły jego wargi, składając na nich soczysty pocałunek. Po tym geście poderwał się z miejsca, a nieznajoma siła zniknęła; splunął w bok i otarł usta; zdezorientowany zaistniały sytuacją... dziewczyna miała szpiczaste uszy i rumiane policzki, a na jej obojczyku widniał symbol sześcioramiennej gwiazdy. – Nooo, mówiłam, że się obudzi, niewyżyty pajac! – zatryumfowała dziewczynka, salutując do dziwnej przybyszki. Skywalker wyraźnie się zirytował, choć pod maska obojętności krył swój gniew; wciąż na nowo gromadzący się w jego sercu. 
Nie ma emocji – jest spokój.
Nie ma ignorancji – jest wiedza.
Nie ma namiętności (pasji) – jest pogoda ducha.
Nie ma chaosu – jest harmonia.
Nie ma śmierci – jest Moc.
Powtarzał w myśli kodeks Jedi, by ukoić rozjuszone zmysły. Ta dziewczynka była... dziwna, jakaś taka bardziej pyskata i znacznie mocniej wkurwiająca niż Ahsoka, a zarazem taka słodka i znajoma... nie rozumiał nic, chciał już wrócić do domu, nie wiedział gdzie jest, co ma robić... uchh, pierwszy raz zaczął żałować swojej osobowości. – A ty, to kto? – zwrócił się do zarumienionej dziewczyny, spoglądającej na niego oczami pełnymi ciepła. – Ładny jesteś... – usłyszał w odpowiedzi i wprost nie mógł się powstrzymać od zirytowanego przewrócenia oczami.  – Dowiem się? – zwrócił się do dziewczynki, krzyżując dłonie na piersiach.  Małolata kiwnęła głową i słodki zacisnęła usta. – To jest Rafla, nimfa, anioł... jak kto woli, pocałunki tych ładnych pań budzą z otępienia. – powiedziała dumnie, uśmiechając się uroczo. Cholera... tylko żeby Padme się o tym nie dowiedziała... bo będzie miał przejebane! – Wiesz... ledwie Cię znam, ale... nienawidzę Cię, kurwa, nienawidzę Cię! – warknął, dając upust gniewowi, dopiero po fakcie uświadamiając sobie, że pewnie urazi dziewczynkę; w wyniku czego jego jedyny przewodnik zwieje, a on wróci do punktu wyjścia. – Też Cię kocham. – rzuciła, ku zaskoczeniu Anakina i przeczesała delikatnie włosy. – Cholera... nic już nie rozumiem. – machnął lekceważąco ręką, chowając twarz w dłoniach. Podeszła do niego i wślizgując się w jego ramiona przytuliła ciepło, słodko się uśmiechając. –Ćjo jestj dźywnego w tjym, źje Ćję kjochiam? – przemówiła dziecięcym głosikiem, rozczulając słowami, podatny na dziecięce uroki umysł Skywalkera. – To całkiem urocze, ale... mamy coraz mniej czasu. – przemówiła melodyjnym głosem nimfa, spoglądając spod wpółprzymkniętych powiek.  – Widzę krew... – szepnął jakby w transie Anakin, podnosząc wzrok, a mała dziewoja spojrzała na niego z przestrachem. – Rafla! Nie możemy pozwolić mu iść do PANA! – poinstruowała koleżankę, z całej siły chwytając się odzienia młodego Jedi, który raz po raz, powtarzał bezwyrazowym głosem różne słowa; a wszystkie prowadziły do jednego – zniszczenia.

Opętanie bywa uciążliwe. 

Podniósł uciążliwe powieki, dopiero, gdy w jego głowie poczęły burzliwą kłótnię różnobrzmiące szumy, nakładające się na jeden, irytujący i niemalże bolesny dźwięk. Nad nim pochylała się drobna twarzyczka, na której lśniły dwa małe, niebieskie punkciki, zwane potocznie oczami. Na jej delikatnej, rumianej buzi malowało się zatroskanie, a tycie rączki dotykały policzków, jej oblicze rozświetlił uśmiech, gdy oczy otwarły mu się po jakimś czasie. Uniósł się do pozycji siedzącej, choć czuł niemiłe łaskotanie w tyle głowy, które nawet po przyłożeniu dłoni nie ustało. – Co... co się stało? – spytał, lekko otępiały, lustrując wzrokiem przysmolone resztki ruin, w których spotkała się cała trójka. – Płonąłeś... – usłyszał melodyjny głos Anielicy, lecz słowa zabrzmiały dwuznacznie. – To znaczy...stałeś w ogniu, po prostu czysta wiązka gorących płomieni...– sprecyzowała, a na jej blade policzki wpełzły różowiutkie rumieńce.  – Nie czuję Mocy... jestem taki... pusty... – skrzywił się lekko, przytykając dwa palce do skroni. – Bo tu nie ma Mocy. Jest... po prostu jej nie ma, to długa historia. – mała dziewczynka zakreśliła okrąg w powietrzu, czemu towarzyszyły ciche świsty.  Potrząsnął nerwowo głową, to było dziwne uczucie... wychował się w Mocy, żył w Mocy, pokładał nadzieję w Mocy, wyczuwał w Mocy... a teraz? Był bezbronny, czuł się taki.. słaby. Kręciło mu się w głowie... wszystko nagle straciło blask. Poczuł zimny dotyk na ramieniu, dopiero teraz dostrzegł, że jego ubranie jest postrzępione, na skórze śladowo błyszczą fioletowe plamy, a z kilku innych miejsc spływają strużki krwi. Z nieba zaczęły płynąć krople deszczu, poczuł jak z jego skóry unosi się dym, a fala pieczenia ogarnęła całe jego ciało. Co ro było? To na pewno nie deszcz. Wydał skowyt bólu, częścią, która najbardziej bolała były wpół odsłonięte plecy. – Co to? – spytał, po czym jęknął w boleści, kręcąc się niemiłosiernie.  – Deszcz. – odpowiedział mu melodyjny głos, a towarzyszący ulewie wiatr podwiał włosy rumianej niewiasty.  – Zwykły deszcz? – zdziwił się Skywalker, spazmatycznie łapiąc oddech. – To wypala mi skórę! – krzyknął po chwili, czując jak skóra paruje. – Jesteś ranny. Poważnie ranny. Anakinie, to dlatego cierpisz... – sprecyzowała mała dziewczynka, łapiąc go za nadgarstek i uśmiechając się ciepło. Niepewnie spojrzał na nią, zaciskając wargi, czuł się niemalże martwy.  – Jak to ranny? – spytał, nie rozumiejąc słów, płynących z ust małolaty.  – Najpierw cierpisz, potem przeżywasz. – szepnęła tajemniczo dziewczynka, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.

Sekrety czasami nurtują nad do ostatnich dni.  
  
Przysiadł na gołej skale, zdejmując dziwnie ciąże obuwie, pozostawiając stopy niemalże bosymi. Ujrzał obtarte pięty i zakrwawione palce, śmigane czerwonymi rysami. Dziwne uczucie.., to był taki lekki ból, tak dziwnie łagodny, taki... słaby, w porównaniu z tym, co odczuwał na co dzień. Serce łomotało własnym rytmem, a podkrążone oczy lustrowały teren, czujnym, pełnym nadziei wzrokiem. Ale nic się nie zmieniło, wciąż gruzy, wciąż miliony spalonych ruin, miejscami dym, ale deszcz ustał, nie wypalając już jego wnętrza... a razem z deszczem Anielica i ta mała... jak jej tam... gwałtownie runął do tyłu, gdy gładki kamulec przysunął się do przodu, ukazując trzonek, na którym był umocowany. Dziwne... wyglądało to jak konstrukcja prymitywnego młotka. Wstał, drapiąc się po karku, którym rąbnął w wystający odłamek skały i zobaczył lśniące, przeźroczyste wejście w ściółce, zasypane ziemią. – Brawo, geniuszu, odkryłeś wejście, głupim jednak los sprzyja. – odezwała się mała dziewczynka, która nagle wyrosła spod ziemi. Przypominała mu jego cholernie pyskatą Ahsokę. Mimowolnie zdał sobie sprawę, że tęskni za swoim małym, upierdliwym Smarkusiem. – Przypominasz mi kogoś... – mruknął na głos nieświadomie, zakładając ręce i odkrywając wejście. – Pff, chyba śnisz. Wcale nie jestem do Ciebie podobna... – miauknęła, stając obok niego. Spojrzał na nią z dezorientacją i zdziwieniem w oczach. – Skąd wiesz, że mówiłem o sobie? – spytał wnikliwie, wstając i kładąc dłonie na drobnych ramionach dziewczynki. – Whoops... wtopa... – posłała mu pełen słodyczy uśmiech, sugerujący, że coś zmajstrowała.

7 komentarzy:

  1. Musisz tak świetnie pisać? -.- Ja tu zaraz zawieszę bloga! Dziewczyno to CUDO JEST! Kocham <3
    Pisz to dalej bo Ci dupę skopie jak przestaniesz!
    NMBZT!<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Yhym,.. Oszczędzam wenę na drugi komentarz, więc wiesz... Anakin na haju z dwójką dzieci i nimfą! To takie normalne, prawie jak zapierdalanie po korytarzu z maczetą i wybijanie tytanów bez nosów przebranych za kucyki Pony, które chcą przejąć władzę na Olimpie przez zabicie Dumbledore'a... To się dzieje jak nie ma fizyki! <3
    Ale no wiesz, cudo, geniusz i wgl ahkfdjs *-* A teraz lecę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, generalnie: jestem geniuszem. Kurna... Nie wiem nawet bardzo, co napisać. Odzwierciedlenie Anakina... nie powiem, nie spodziewałam się, że dziecko będzie tak się zachowywać. I nie spodziewałam się, że ten chłopiec coś mu wstrzyknie... Generalnie, to jest przedziwne i przy okazji przecudowne. Czytam zdanie za zdaniem i nie wiem, co będzie dalej, po prostu: WOW. I jeszcze aniołka do kompletu brakowało. Anakin jako śpiąca królowa, aniołek jak książę, faaajnie. I jeszcze parzący deszcz... Nic nie rozumiem i jestem tak niesamowicie oczarowana. Jesteś absolutnie genialna.A ten dzieciak jest słodki, mimo, że wolałam chłopca. Ma dziewczyna swój urok... Rozdział po prostu... cudowny! Idę czytać na drugim blogu... Tam też dzieci, aniołki i zwidy...? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Snioweno\n;vo;zaoiegvoiwnvuiaonwoiwavniwiopvjnioweur9uw39ijvnhw3pevnsdngijniasjiobviosnqiownviownpoawnmviowanciowamxcipnpnqP'ON\CV;A\VNO;IOWINmopwncvawvionavioawnuoinlslz,eibnuirhnghenviowjmvnwei;oznv;awn;ionew uiyhzn;wegieo5urio580923uto\ljr.rlz vi...
    SYSTEM ERROR!
    Doznaję szoku
    w dwutysięcznym roku!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! *.*
    Wiem, że mamy inny rok, ale dwa tysiące czternastym jakoś mi nie pasuje. xD Kolejny rozdział i kolejne Awwwwwwwwwww! *.* Nie ma Anidali ale teraz wybaczę, ze względu, na tegoż o to błękitnookiego bachorka, bo Iguś wiedzieć kim ten bachorek jest. xD
    LUDZIE, TO MÓWI SAMO ZA SIEBIE!
    "– Skąd wiesz, że mówiłem o sobie? – spytał wnikliwie, wstając i kładąc dłonie na drobnych ramionach dziewczynki. – Whoops... wtopa... – posłała mu pełen słodyczy uśmiech, sugerujący, że coś zmajstrowała."
    *udaje, że nie wie od Wiki, ale bez wiedzy od niej też by się zorientowała, bo to geniusz od siedmiu boleści xD*
    Tak, więc ten... no... NASKARŻĘ, PADME! Co to za balowanie?! Dobra, więcej niż Natusia nie dostaniesz. Jedno z siedmiu, zadowolony?! *foch* xD Że Anioł? No chciałaby! Anioł jest tylko jeden. *foch* To pewnie zła wiedźma Nerissa! *le naoglądała się wieczorem/ w środku nocy Witch'a, bo sobie poszłaś* Właśnie... Miałam oglądać o szesnastej Violettę. ;-; O, nie mówiłam Ci. Odkryłam coś! Violetta leci jeszcze o pierwszej w nocy! *O* Tak, jej też się wczoraj/dzisiaj naoglądała xD* I tu też gada od rzeczy. :< Czy ja nie umiem się skupić? :< TO NIEDOBÓR WITAMINY WIKU! Weź wróć, a pójdziesz z powrotem jak pójdę od dwudziestej na drogę krzyżową. :<
    Kończę
    NMBZT
    Love U
    IgusS :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Oo Rozdział jest po prostu bomba! Jasna cholera, gdybym ja tak pisała...Tsaa, pomarzyć ludzka rzecz XD. A wątek z Ahsoką dasz?? Please *.* Ja chcem Smarkusia! :P (Jeśli można :D).
    Nie mogę się doczekać nn! A przy dzieciech to ładnie tak przeklinać?? Oo
    Taak, przy takich z pewnośccią XD.
    Ok, ja kończę!! ;**
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow. T dzieciaki to takie diabły xD Wstrzykują coś, nie wiadomo co. Może jakieś narkotyki ze środkami usypiającymi, może tabletki gwałtu w płynie... Świetne! Bombowy rozdział! Nie mogę się po prostu doczekać kolejnego ;)
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, Wiko! :)

    Po pierwsze sory, sory, sory, błagam, wybacz mi moją dłuższą nieobecność, wreszcie przejrzałam na oczy, postanowiłam wejść, a teraz jeszcze bardziej żałuję, że tyle mnie ominęło. xD

    Widzisz, tak to czasem w życiu bywa, że siedząc sobie beztrosko w toalecie, przypomina Ci się o kapitalnym bloku Wiki... :D
    Tak, dokładnie, mam nadzieję, że nie odbierzesz tego, co powiem, jako teatralne, pompatyczne wyznania, ale doprawdy się stęskniłam. Wszystko udało mi się nadrobić i już dostatecznie napoiłam swoją duszę dobrą literaturą. ;) Jesteś moim mistrzem, uzależnieniem, obsesją! ;P Masz taki niesłychany talent (i to nie tylko w pisaniu), że tylko pozazdrościć... Zastanawiam się czasem, jak to jest być taką Wiką... o.O Pewnie fajno. xD W ogóle cieszę się, że się nie marnujesz. Pisz, twórz, rób wszystko, tylko się mi tu nie marnuj! Wiem też, że bez względu na Twoją decyzję, każdą drogą zajdziesz daleko. I nie bierz tego jako głupi dowcip, tak? xD Nawet jak to słyszysz od niegdyś głupawej Haniack, której - wierz mi - poczucie humoru umarło miesiąc temu i nie umie go wskrzesić... Spoważniałam i nie umiem powiedzieć już nic śmiesznego. :P W każdym bądź razie masz epickie pomysły, bezcenny talent i w ogóle w tylu darach się pławisz, że zmiłuj! Jesteś geniuszem, mistrzem, pamiętaj o tym! Kocham Ciebie i całą Twoją twórczość. :*

    Odpowiedz mi tylko na pytanie, które z początku miało być retoryczne, ale rychło zmieniłam zamiary...:
    Jak to jest być Wiką?!

    KC! NMBZT, słońce! :)

    OdpowiedzUsuń