piątek, 24 stycznia 2014

S2E9. Droga ku oczyszczeniu

Przetarł oczy, uniemożliwiając ociężałym powiekom opadnięcie na oczy i odebranie mu zmysłu wzroku; wysłanie do krainy snu. Chłód dawał się we znaki, opatulając jego jak dotąd dziwnym trafem czystą skórę lekkimi dreszczami. Daleko było do przyjemności, ale narzekanie do siebie było ostatnią rzeczą, do jakiej miał się tu posunąć. Przeczesał dłonią włosy, odgarniając niesforne kosmyki, spływające po jego czole. Potarł się nerwowym ruchem po skroni i przygryzł dolną wargę, niemalże do krwi – a wszystko przez niepewność. Tę samą, która wprowadzała go w stan zagubienia, kiedy decydował się na krok wyznania swoich uczuć Padme, a uczucie nagłego strachu paraliżowało jego nerwy, które on jednak wciąż starał się trzymać na wodzy. Był... sam. Bo właściwie do kogo mógł się zwrócić po pomoc, gdy wszyscy się od niego odwrócili? Nie uwierzyli, skazali na wyrok, jak smarkacza, który w strachu przed konsekwencjami wmawia dorosłym, że to nie on stłukł wazon. Ale tu nie chodziło jakiś cholerny wazon! Tu liczyło się coś ważniejszego, liczyła się przyszłość – liczyła się teraźniejszość, bo to kroki postawione teraz pomagały ukształtować nadchodzące zdarzenia. A cokolwiek miały one zwiastować – podoła im, będzie przygotowany na najgorsze. Uda mu się, naprawdę mu się uda! – krzyczał jakiś głosik w jego głowie, dudniąc o ścianki jego czaszki. Przyjemne ciepło duchowe uwięziło w objęciach jego podświadomość, pchając go ku zwycięstwu... ale czy zwycięstwo nadejdzie? Czy żniwo wojny kiedykolwiek odejdzie w zapomnienie? A co gdyby... wszystko ma swój koniec. Każda istota rozumna kiedyś umiera. Każda maszyna kiedyś się psuje. Każda roślina kiedyś więdnie. Taka jest kolej rzeczy. Ale było coś jeszcze... jakby jakaś znana obecność, będąca jego cieniem... coś nadchodziło, a on był prawie pewien, że nie podoła temu zbyt szybko...


Niepewność czasami tłamsi pierwszy krok.

Szata narzucona na ramiona idealnie maskowała przemieszczającą się po ulicach Coruscant sylwetkę dobrze zbudowanego człowieka, mknącego dyskretnie najciemniejszymi korytarzami miasta. Gdy jakaś znajoma obecność zwaliła się jak grom z jasnego nieba. Wtedy był pewny, że to ten, którego szuka. Ale czy podoła? Czy jest w stanie zabić ekspadawana? Kogoś, kto najpierw był dla niego jak syn, a potem jak brat? Najlepszego przyjaciela, który stoczył się z drogi ku doskonałości? Wątpliwości rwały jego duszę na kawałeczki, a każdy kawałeczek posiadał własny, huczny głos, który z najwyższą zaciętością demonstrował swoją odmienną opinię innym. Kilka pancernych szczurów błyskało raz po raz w zakamarkach plątaniny korytarzy. Gdy wreszcie, na budynku powyżej błysła czyjaś sylwetka... sylwetka umięśnionego, wysokiego mężczyzny, który wydawał się Obi-Wanowi aż zanadto znajomy. W głębi duszy prawdziwie żałował, że udało mu się go znaleźć...

Osobiste uczucia zaślepiają trzeźwe myślenie.

Gdzie jest Anakin?! - huknęła Ahsoka po raz setny, spoglądając gniewnie spod wpółprzymkniętych powiek na dwóch, wyższych rangą, a do tego należących do najwyżej rady Jedi Mistrzów. Czarnoskóry Windu po raz kolejny zachował milczenie, składając dłonie w charakterystyczną piramidkę. Sala była sporej wielkości, na każdej ze ścian rozpościerały się ogromne okiennice, pozwalające obserwować jakże ciekawy krajobraz planety stolicy – Po środku mieścił się okrągły wyświetlacz, służący do odbierania przychodzących połączeń, od Jedi, którzy akurat nie mogli osobiście pojawić się na zgromadzeniu. Wokół niego skupione w układzie okręgu stały czerwonawe fotele, wykonane z najwykwintniejszej skóry, prosto z Aldeeraan. Togrutanka przeklęła cicho, zadzierając nosa, a rozdrażniony lekko Mistrz Mace obrzucił ją sceptycznym spojrzeniem. Padawanka jakby skuliła się pod ciężarem jego wzroku, wydawała się drobniejsza i bardziej bezbronna – ale w rzeczywistości była tak samo gotowa do zażartej walki jak zawsze. W końcu – chodziło o jej Mistrza, o Rycerzyka, jak przywykła go nazywać. A on nie był byle kim! Bywał uparty i wprost irytujący, a także często kwestionował jej wiedzę i udowadniał, że wszystko robi lepiej, ale to był w końcu Anakin! Jedyny, niepowtarzalny, narwany Skywalker, którego tak na swój sposób kochała. Był kimś więcej niż byle Mistrzem, który miał doprowadzić do jej awansu – był przyjacielem.
– Skywalker zdradził nas... – zdecydował się sprecyzować wreszcie, wcześniej milczący Mistrz Yoda, wprawiając w całkowite osłupienie, przebywającą w pomieszczeniu nastolatkę. – Młodzików na treningu wymordował i z celi uciekł. Mistrz Kenobi ściga go. Znaleźć go musimy... – urwał, zastanawiając się, czy padawanka jest gotowa na kolejne zwalenie jej na głowę sterty problemów. – Aleee... – zająknęła się, zszokowana sytuacją. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Czarnoskóry bezbłędnie odczytał z jej oczu następne pytanie i jeszcze za nim padło, udzielił na nie odpowiedzi. – ...musimy go unicestwić. – wzrok padawanki w tym momencie zaszedł łzami, a Mistrz Windu kontynuował. – Jedi nie wolno się przywiązywać. - sprostował, jakby mówił o pogodzie. A sprawa znacznie przewyższała wszelakie wyobrażenia o potędze zła...

Często przyzwyczajenie bywa przyczyną załamania. 

Obrócił się we właściwym momencie, by ujrzeć Obi-Wana stojącego na krawędzi dachu, który przyglądał mu się ciekawie, dłoń cały czas opierając na rękojeści miecza świetlnego, przypiętego do pasa. Zamrugał dwukrotnie, chcąc przekonać się, czy Kenobi nie jest kolejnym omamem. Mimowolnie jego oblicze wykrzywił delikatny uśmiech, który zniknął równie szybko, jak się pojawił. Starszy Jedi zmierzył go wnikliwym spojrzeniem, wzdychając ciężko, z wyraźną rezygnacją. Oto przed nim stał jego były uczeń – chłopiec, powierzony trzynaście lat temu pod jego opiekę. To było bolesne, ta świadomość, że jego mały padawan zdradził... zupełnie jak wibroostrze, które ktoś zwinnym ruchem wbił między żebra, było to całkiem bliskie takiego bólu. – Nie ufasz mi. – wypalił ekspadawan, opanowanym głosem; którego spokój zaskoczył nawet właściciela słów. Pokręcił lekko głową i zrobił trzy kroki w tył, raz po raz wypuszczając ciążące w płucach powietrze. – Nie mogę Ci ufać. – odpowiedział Kenobi, przygryzając dolną wargę. – Zdradziłeś nas, Annie. – dodał lekko pieszczotliwie, przywołując wspomnienia z minionych lat walczenia ramię w ramię. Skywalker westchnął teatralnie i pokręcił głową z zawodem. – Opierasz się na opinii innych. – obrócił głowę bok, spoglądając w dół, na krążące pojazdy. – Nie polegasz na własnych uczuciach. – zamrugał dwukrotnie, przejeżdzając dłonią po wypolerowanym cylindrze, dyndającym u jego biodra. – Uczucia są mylące, bo polegają na subiektywnej opinii. – mruknął Obi-Wan znienacka zapalając miecz i wkrótce mrok przeszył promień niebieskiego światła. – Nie. – warknął Anakin. – Jeśli nie możesz uwierzyć w moją niewinność, sam muszę jej dowieść. – poklepał śmiertelną broń u pasa. – Nie będę z Tobą walczył, Mistrzu Kenobi. – obrócił się w tył. – Byliśmy jak bracia. Ale najwyraźniej tylko w moim rozumowaniu. – i zupełnie bezmyślnie wybił się z marmurowej powierzchni, wprost skacząc ku dołowi. Napór powietrza zatkał mu uszy, a on leciał bezwładnie, niesiony przez grawitację.

Ból często powodują najbliżsi.

5 komentarzy:

  1. Nie poczekasz... ;-; Ale ja jeszcze dzisiaj skończę to moje... coś, znowu spierdoliłam ;-; Ale tu nie o tym, ale o rozdziale, który jest genialnie cudowno mistrzowski! *o* Jeny, na początku wyobraziłam sobie Anakina jako "bezdomnego" O.O Moja wyobraźnia jest dziwna. NIKOMU NIE MOŻE ZAUFAĆ?! JAK JA MU KURWA DAM "Nikogo"... !! -.- To w takim razie pewien Nikt teraz wypłakuje sobie oczy, bo myśli, że go już nie zobaczy. Tak teraz każdy myśli: Padme, ja myślę Ahsoka. Ba dum tsss... Pfff... Jak on nie może jej ufać?! Jak ja kiedyś go dorwę w swoje łapy to skończy jak zabawka Piekielnego Ogara, tylko odpuszczę gryzienie bo nie jestem kanibalem. No i Dziadobi dalej swoje .-. Phi, on też mógłby przejrzeć na oczy, a nie... Co rude to fałszywe, a takie z dupą na brodzie to już w ogóle! -.- Ahsoka krzyczy na mistrzów lalalala. Prawidłowo! Ja też pyskuję na Olimpie! Ale bogowie są lepsi od takiego Windu, nawet Ares. Nieczuły, łysy gwałciciel padawanów!! Jak on tak... Zachowuje się jakby ktoś mu znieczulił uczucia jak mi dentysta znieczulił ryj! Zero czucia ;-; Mały Smarkuś będzie teraz się załamywał :< Ooo i na koniec Dziadobi again... Znowu mam skojarzenia z ucieczką Ahsoki! Tylko tak na odwrót bo jej Anakin wierzył. Dobra, kończę bo mi drą ryja, że mam iść się myć -.- Cem więcej, czekam, weny, nie marudź, love <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryyyyczęęęę... ;-; Głupi dziad!!!!!! *foch z przytupem* "Uczucia są mylące", sam durniu jesteś mylący! Debil do potęgi! Zacytowałabym tego gówniarza na którego ostatnio wyzywałam przez okno, ale nie używam aż takiego słownictwa jak on. ;-; Ale należałby się Ci, dziadobi, taki epitet. *foch* No mam nadzieję, że chociaż Smarkuś pozostanie po jego stronie. :< I on ma wrócić do dziecka i Padme, słyszysz??!! Nie waż mi się robić z niego kolejnego Revana Odrodzonego! Spróbuj a Ci... nie wiem jeszcze co zrobię, ale to wymyślę! *foch*
    Rozdział boski :* Czekam na następny... :*
    NMBZT <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Smarkuś, ty powinnaś wykastrować Obi-Wana w tempie natychmiastowym! Ja Ci pomogę! Albo wciśnijmy go do labiryntu! Tam gdzie będzie bitwa....LOL! Dołączam PJ do SW jak Des.
    Ja piernicze! Co wy z Idką macie z tym Revanem?! Dziewczyny no! W sumie....będzie extra jak zostanie wskrzeszony! Oo...mam pomysł! Ale taaki super! Chyba xD
    Anisoka forever! Sokuś nigdy Anisia nie zostawi! Ja to czuję! Ja to wiem! Ja mam wizje! Ja mam...szarlotkę *O*
    Anakin. Robimy tak. Jak Cię schwytają mówisz, że bez adwokata nie gadasz. Czyli w ogóle bo ja jestem twoim adwokatem i nie wiesz o moim istnieniu ;-; To takie przykre ;-;
    Rozdział jest
    CUUUUUUUUUUUUUUUUUUDOOOOOOOOOOOOOOOWNYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY....*O*
    NMBZT! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh My God!!!
    To jest po prostu piękne! <33 Wspaniale piszesz, po prostu bomba! Tak napędziłaś mi "smaka", że nie wytrzymam do następnego rodziału!
    Biedny Annie...Od razu pzypomniała mi się Ahsoka ;(
    Szybko nn!!!!
    B O S K I E ! ! ! !
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
  5. Och... Mamo, mamo, mamo. No, genialne, po prostu genialne.
    Ostatnia scena... "Byliśmy jak bracia", kurczę, no. Czemu nikt nie da mu się wytłumaczyć, przecież Obi-Wan zwykle był po jego stronie, powinien go wysłuchać... Czemu w najważniejszych sprawach wszyscy się odwracają? Skoro nie Obi, to może Smarkuś? Skoro się już dowiedziała... Nie wierzę, że porzuci mistrza, nie po tym, co razem przeszli... Może razem spróbują udowodnić niewinność Anakina?
    Rozdział strasznie smutny, kurczę, aż mnie za serce łapało :( Biedny Anakin. Gdzie sprawiedliwość? Przecież zawsze wysłuchuje się więźnia, nawet jeśli jest oskarżany o największe zbrodnie.
    Genialne :) W ogóle uwielbiam atmosferę w Twoich rozdziałach, nie wiem, czy jest kwestią tych cytatów, ale po prostu jest taki klimat, że tylko czytać i czytać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń