Poczuł jak pod jego stopami formuje się granitowa arena;
czuł przeszywający go lekki dreszcz zmian, widział niknącą czerń i wschodzące na
horyzoncie słońce. Ówczesne oszołomienie uleciało; zastąpione przez
nienaturalną chęć powrotu do domu. Ale jak to zrobić.. był w jakimś dziwacznym
świecie, otoczonym przez wznoszące się naokoło stopnie. Cztery, masywne kolumny
zdobione płaskorzeźbami, wystrzeliwały na najwyższej platformie; niedaleko
jednej z nich mieściła się średniej wielkości altanka, zbudowana z kamienia,
tuż przy jej balustradzie stał człowiek... ale się nie ruszał. Wyglądał jakby
zastygł w bezruchu; nawet stąd Anakin widział jego puste oczy i nie wyrażającą
emocji twarz. Rozejrzał się we wszystkie dostępne strony; nie znał tego
miejsca; nie wiedział gdzie jest, mógł być pewien tylko jednego - nie jest już
na Tatooine. Nagle poczuł się inaczej; wciąż czuł młodzieńczą energię, ale
jakby zmalała... po raz kolejny stał się starszy! Miał teraz szesnaście lat;
warkoczyk wciąż zwisał z jego głowy opadając niesfornie na ramię. Był ubrany w
luźne, kremowe szaty, taki jasny kolor ubioru zdarzał się u niego naprawdę
rzadko. Jedyną rzeczą, która się nie zmieniała były ty OCZY. Te oczy, które
widział za każdym razem, gdy patrzył w lustro. Te oczy, których teraz tak się
wystrzegał. Te oczy, które teraz wywoływały w nim lęk. Usłyszał głuche bicie
dzwonu; jakby w jego głowie. Tak wyraźne, a jednak jak gdyby
stłumione...Przymknął oczy i zacisnął pięści. Nie chcę tu być. Chcę wrócić do
domu. Chcę wrócić do Padme... Chcę... chcę wolności. Wyzwolenia. CHCĘ KOŃCA
WOJNY, szeptał w duchu, zupełnie jakby był w tym jakimś nieznanym transie. Spokój
to kłamstwo, jest tylko pasją, usłyszał syczący głos, niesiony przez wiatr.
Dzięki pasji osiągam siłę, doszły do jego uszu kolejne fragmenty. Dzięki sile
osiągam potęgę, dzięki potędze osiągam zwycięstwo, głos był tak wyraźny, tak
basowy, że poczuł jak jego Moc rozrywa mu czaszkę, obijając słowa po całym
ciele niczym piłeczkę do tenisa. Dzięki zwycięstwu zrywam łańcuchy. Moc mnie
oswobodzi, zakończył mówić nieznany, przemawiający do niego poprzez chłodny
wiatr głos. Ostatnie zdanie brzmiało kusząco.. "Moc mnie oswobodzi",
czyżby to właśnie ona była wyzwolicielem? Co tu dużo mówić, był krępowany przez
łańcuchy Zakonu, który ograniczał jego wolność, starając się wiedzieć dokładnie
wszystko o jego poczynaniach. Tym typowym, krępującym ciężarem nigdy nie
nazwałby natomiast własnej słabości - miłości do ukochanej, dla której byłby w
stanie poświęcić nawet własne życie, mimo, że ona też była pewnego rodzaju
łańcuchem. Sith. Myślę, jak rodowity Sith. Co jest ze mną nie tak? To fakt...
nigdy nie był Jedi, jakim powinien być, zawsze był inny i nie chodzi tylko o
to, że był lepszy i szybciej przyswajał umiejętności. Po prostu.. odstawał.
Zawsze myślał inaczej, bardziej empatycznie, nigdy nie zgadzał się z ideologią
Zakonu, nie potrafił wyzbyć się negatywnych emocji, wyrzec przywiązania lub po
prostu - porzucić przeszłości. Zasady Zakonu były dla niego niezrozumiałe,
chociaż kodeks Jedi, powtarzany w trudnych chwilach, dawał mu ukojenie. Z pewnego punktu widzenia jasna i ciemna strona były jednością -
władały tą samą potęgą, różniły się po prostu sposobem jej wykorzystania. Nie
ma jasnej ani ciemnej strony. Jest tylko Moc. Moc niepokonana. Moc jedna,
jedyna, służąca właścicielom. Poczuł jak zimny, chłodny wiatr owiewa jego twarz
poruszając krótkimi włosami. Coś nadchodzi. Coś wielkiego. Burza? Nie, niebo
było bezchmurne. Chyba, że burza w przenośni... to prędzej. Delikatnie się
uśmiechnął, przygryzając dolną wargę. Poczuł czyjąś obecność, wyraźnie rysującą
się w Mocy. Była znajoma, a jednak obca... obrócił się i ujrzał... siebie.
Ujrzał postać dokładnie taką samą jak on, była tylko starsza, to znaczy była w
wieku dwudziestu jeden lat, czyli w jego realnym okresie życia. On był tu sam.
Cofnięty do szesnastolatka. Spojrzał w oczy swojej "kopii" i
natychmiast się wzdrygnął.
-Nie boję się ciebie. - wycedził, próbując dodać sobie otuchy.
-Dlaczego masz się bać? Jestem tobą. - odpowiedział pewnie przeciwnik, opierając dłoń na błyszczącej rękojeści.
-Nie jesteś mną, nie ma dwóch takich samych osób. - odpowiedział pewnie ten prawdziwy.
-A jednak istnieję... jak to wytłumaczysz? - zapytał, unosząc miecz świetlny pionowo przed siebie. -Jesteś widmem. Wytworem mojej wyobraźni. Moją próbą. Moim lękiem. Kimś, kogo muszę pokonać. - oznajmił , nie ruszając się z miejsca.
-Jesteś stosunkowo błyskotliwy, jak na nastolatka. - stwierdził oponent, a niebieska klinga wystrzeliła z rękojeści.
-Nie jestem nastolatkiem. Jestem dorosły. Tylko uwięziony w ciele dziecka. - burknął, nie okazując strachu. Był dziwnie... poważny, myślał trzeźwo, zbyt trzeźwo jak na niego. Nie był narwany ani impulsywny... tylko spokojny. Co się dzieje?
-Nie jesteś Anakinem. - warknął antagonista. - Myślisz inaczej niż on. Jesteś kopią. Jesteś nikim. -prowokował konkurent, robiąc sprawne młynki mieczem świetlnym.
-Może i tak.. i myślę, że to jest moja lekcja. Miałem nauczyć się cierpliwości.. lecz jest coś, co ja mam, a czego ty nie posiadasz. - uśmiechnął się złośliwie oryginał, machając prowokacyjnie dłońmi. - A cóż to takiego? -zapytał zafascynowany rywal, przestając interesować się walką.
-Ja, prawdziwy Anakin... nie dałbym się wykiwać dzieciakowi. -warknął i z pomocą potęgi Mocy, którą zbierał przez całą tę rozmowę, uniósł miecz świetlny przeciwnika przecinając pobłyskującą klingą kopię, która zamieniła się w czarną mgłę. Czy teraz mogę wrócić do domu? - rzucił na wiatr, nie doczekując się odpowiedzi. To takie... oczywiste. Nie może wrócić, nawet nie wie gdzie jest, a może.. to sen? Może wyobraźnia płata mi figle? Zamknął oczy, lecz z transu wyrwał go cichy szept, znajomy głos. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał trójkę osób; Obi-Wana, Ahsokę i Padme, czyli trzy najdroższe mu osoby. Oni nie są prawdą. Są fikcją, szeptał jakiś głosik w jego podświadomości. Usłyszał łagodny głos swojej ukochanej, przywołujący go do siebie. Był przepełniony słodyczą; słodkim pragnieniem domu i miłością. Poczuł jak odruchowo na dźwięk jej głosu jego twarz wykrzywia szeroki uśmiech, pełen radości. Nie! To pokusa, pokusa, którą musisz zwalczyć. Słyszał ciche okrzyki euforii Ahsoki, pochwały Mistrza, skierowane w jego stronę, Padme przywołującą go do siebie... Nie! Musisz się oprzeć; to twoja próba. Nie możesz ulec. Nie jesteś słaby, nie dasz złamać swojej woli. - powtarzał bez ustanku, ale nawoływania nie ustawały, a on był coraz bardziej skłonny by się im poddać i zatracić bez reszty. Zacisnął powieki, próbując skupić się na jednym, jedynym zadaniu - trwaniu w sile, by nie złamać swojej woli. Próbował przywołać całkiem inne wspomnienia, by zagłuszyć nawoływania, ale nie mógł - mimowolnie, gdy tylko przypominał sobie jakąś inną, miłą scenę, zastępowana ona była przez przerażające obrazy, które ujrzał wewnątrz zwierciadła. Wzdrygnął się, poczuł dreszcz przebiegający po jego skórze. Ponownie spojrzał w ich stronę; marnieli w jego oczach, widział jak powoli zamieniają się w żywe trupy; doły pod oczami, chude policzki, blada skóra, widział w ich oczach czysty ból, czyste cierpienie i czystą prawdę. Bał się tego, co miał zamiar zrobić. A może to jednak prawda? Może to nie fikcja? Może oni faktycznie są chorzy, a choroba niszczy ich od środka, pozostawiając wyraźne tego znaki? Może powinien im pomóc? Może zamiast stać i walczyć z pokusą, powinien się jej poddać? Sam już nie wiedział. Po prostu czekał, nie wiadomo na co… czekał chyba aż to wszystko sami się wyjaśni, samo się naprawi, samo się zmieni… Ale tak się nie da. Musi zadziałać, ale sam już nie wiedział co robić, czuł jak jego silna wola powoli łamie się niczym deseczka, czuł to dokładnie, poczuł ucisk w żołądku i szybkie bicie serca, rozkołatane zmysły błądziły po jego umyśle, szukając ucieczki, okienka na świat… Ale nic się nie działo, patrzył tylko, przyglądając się marniejących coraz bardziej przyjaciołom... nagle, w ułamku sekundy nie zostało z nich już nic - tylko sterta pożółkniałych kości. Nie! - krzyknął, jakby w agonii. Mimo wiedzy, że to tylko iluzja, wciąż czuł ból, jakby to jednak była czysta rzeczywistość. Wydawało mu się, że widział prawdziwą śmierć jego bliskich. To zabolało. Zabolało jak ostry sztylet wbity prosto w serce...Chciał pobiec tam, przykucnąć przy tej stercie i opłakiwać. Ale jakaś dziwna siła nie pozwoliła mu na to, trzymając jego rozkołatane nerwy na wodzy. Czuł jak opanowuje jego umysł, starając się, by panował nad sobą. Czy to Moc? Jasna, a może ciemna strona? Nie. Jest tylko Moc. Nie ma podziału na ciemność i jasność. Moc mnie chroni. Moc nade mną czuwa. Moc mnie stworzyła i Moc zakończy me życie. Powierzam jej swą wolę, powierzam los, powierzam żywot i powierzam umysł. Co ma się stać, niech się stanie, tu i teraz, później lub nigdy.
_____________________________________________________
Z tego rozdziału jestem wyjątkowo dumna. Dedykacja dla Igi i Ahs.
-Nie boję się ciebie. - wycedził, próbując dodać sobie otuchy.
-Dlaczego masz się bać? Jestem tobą. - odpowiedział pewnie przeciwnik, opierając dłoń na błyszczącej rękojeści.
-Nie jesteś mną, nie ma dwóch takich samych osób. - odpowiedział pewnie ten prawdziwy.
-A jednak istnieję... jak to wytłumaczysz? - zapytał, unosząc miecz świetlny pionowo przed siebie. -Jesteś widmem. Wytworem mojej wyobraźni. Moją próbą. Moim lękiem. Kimś, kogo muszę pokonać. - oznajmił , nie ruszając się z miejsca.
-Jesteś stosunkowo błyskotliwy, jak na nastolatka. - stwierdził oponent, a niebieska klinga wystrzeliła z rękojeści.
-Nie jestem nastolatkiem. Jestem dorosły. Tylko uwięziony w ciele dziecka. - burknął, nie okazując strachu. Był dziwnie... poważny, myślał trzeźwo, zbyt trzeźwo jak na niego. Nie był narwany ani impulsywny... tylko spokojny. Co się dzieje?
-Nie jesteś Anakinem. - warknął antagonista. - Myślisz inaczej niż on. Jesteś kopią. Jesteś nikim. -prowokował konkurent, robiąc sprawne młynki mieczem świetlnym.
-Może i tak.. i myślę, że to jest moja lekcja. Miałem nauczyć się cierpliwości.. lecz jest coś, co ja mam, a czego ty nie posiadasz. - uśmiechnął się złośliwie oryginał, machając prowokacyjnie dłońmi. - A cóż to takiego? -zapytał zafascynowany rywal, przestając interesować się walką.
-Ja, prawdziwy Anakin... nie dałbym się wykiwać dzieciakowi. -warknął i z pomocą potęgi Mocy, którą zbierał przez całą tę rozmowę, uniósł miecz świetlny przeciwnika przecinając pobłyskującą klingą kopię, która zamieniła się w czarną mgłę. Czy teraz mogę wrócić do domu? - rzucił na wiatr, nie doczekując się odpowiedzi. To takie... oczywiste. Nie może wrócić, nawet nie wie gdzie jest, a może.. to sen? Może wyobraźnia płata mi figle? Zamknął oczy, lecz z transu wyrwał go cichy szept, znajomy głos. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał trójkę osób; Obi-Wana, Ahsokę i Padme, czyli trzy najdroższe mu osoby. Oni nie są prawdą. Są fikcją, szeptał jakiś głosik w jego podświadomości. Usłyszał łagodny głos swojej ukochanej, przywołujący go do siebie. Był przepełniony słodyczą; słodkim pragnieniem domu i miłością. Poczuł jak odruchowo na dźwięk jej głosu jego twarz wykrzywia szeroki uśmiech, pełen radości. Nie! To pokusa, pokusa, którą musisz zwalczyć. Słyszał ciche okrzyki euforii Ahsoki, pochwały Mistrza, skierowane w jego stronę, Padme przywołującą go do siebie... Nie! Musisz się oprzeć; to twoja próba. Nie możesz ulec. Nie jesteś słaby, nie dasz złamać swojej woli. - powtarzał bez ustanku, ale nawoływania nie ustawały, a on był coraz bardziej skłonny by się im poddać i zatracić bez reszty. Zacisnął powieki, próbując skupić się na jednym, jedynym zadaniu - trwaniu w sile, by nie złamać swojej woli. Próbował przywołać całkiem inne wspomnienia, by zagłuszyć nawoływania, ale nie mógł - mimowolnie, gdy tylko przypominał sobie jakąś inną, miłą scenę, zastępowana ona była przez przerażające obrazy, które ujrzał wewnątrz zwierciadła. Wzdrygnął się, poczuł dreszcz przebiegający po jego skórze. Ponownie spojrzał w ich stronę; marnieli w jego oczach, widział jak powoli zamieniają się w żywe trupy; doły pod oczami, chude policzki, blada skóra, widział w ich oczach czysty ból, czyste cierpienie i czystą prawdę. Bał się tego, co miał zamiar zrobić. A może to jednak prawda? Może to nie fikcja? Może oni faktycznie są chorzy, a choroba niszczy ich od środka, pozostawiając wyraźne tego znaki? Może powinien im pomóc? Może zamiast stać i walczyć z pokusą, powinien się jej poddać? Sam już nie wiedział. Po prostu czekał, nie wiadomo na co… czekał chyba aż to wszystko sami się wyjaśni, samo się naprawi, samo się zmieni… Ale tak się nie da. Musi zadziałać, ale sam już nie wiedział co robić, czuł jak jego silna wola powoli łamie się niczym deseczka, czuł to dokładnie, poczuł ucisk w żołądku i szybkie bicie serca, rozkołatane zmysły błądziły po jego umyśle, szukając ucieczki, okienka na świat… Ale nic się nie działo, patrzył tylko, przyglądając się marniejących coraz bardziej przyjaciołom... nagle, w ułamku sekundy nie zostało z nich już nic - tylko sterta pożółkniałych kości. Nie! - krzyknął, jakby w agonii. Mimo wiedzy, że to tylko iluzja, wciąż czuł ból, jakby to jednak była czysta rzeczywistość. Wydawało mu się, że widział prawdziwą śmierć jego bliskich. To zabolało. Zabolało jak ostry sztylet wbity prosto w serce...Chciał pobiec tam, przykucnąć przy tej stercie i opłakiwać. Ale jakaś dziwna siła nie pozwoliła mu na to, trzymając jego rozkołatane nerwy na wodzy. Czuł jak opanowuje jego umysł, starając się, by panował nad sobą. Czy to Moc? Jasna, a może ciemna strona? Nie. Jest tylko Moc. Nie ma podziału na ciemność i jasność. Moc mnie chroni. Moc nade mną czuwa. Moc mnie stworzyła i Moc zakończy me życie. Powierzam jej swą wolę, powierzam los, powierzam żywot i powierzam umysł. Co ma się stać, niech się stanie, tu i teraz, później lub nigdy.
_____________________________________________________
Z tego rozdziału jestem wyjątkowo dumna. Dedykacja dla Igi i Ahs.
Żywe trupy lalala, idzie faza, mam już specjalistkę od zombie a nawet dwie...ryjecie mi wszyscy łeb, widzę koniec świata spowodowany przez wszystkie znane mi czarne charaktery razem wcięte du duuuu! Jak nie kodeks Jedi to Sithów, co ty z tym masz? Próbuję pisać tego koma ale kilka linijek wyżej rozprasza mnie słowo "deseczka" kurde noooooo... xD Wiesz, że jestem głupia nie? No to się nie dziwisz ^^. Rozdział zaje, genialny, świetny....*nie chce mi się iść po słownik* . Czekam na nn...ale czekać bd z okolić Olsztyna wylegując się nad jeziorem czy coś takiego, spróbuj dodać w sobotę/niedzielę a cię uduszę! Kocham cię, NMBZT <3
OdpowiedzUsuńcuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudo xD
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniale, mega epicki!!
Czekam na następny. *-*
wiesz, na który rozdział czekam najbardziej. *marzyciel*
Wiesz, że Cię kocham, nie? ^^
NMBZT <3
P.S. Anakin weź się w garść. :*
Piękne :') Co tu pisać... Jestem pod wrażeniem i czekam na kolejny. :D
OdpowiedzUsuńKurwa za te rozdziały to cię powiennam zajebać,bo co przeczytam nowy to mnie kurwa zatyka na godzinę bo są Zajebste.Nawet teraz mi trudno pisać.Chętnie bym pobiła Igę ale mi się nie chce i to co na początku.
OdpowiedzUsuńZZZZZZZZZZZZZAAAAAAAAAAAAAAJJJJJJJJJJJJEEEEEEEEEEEEEEEBBBBBBBBBBBBBBBIIIIIIIIIIIIIIIIIISSSSSSSSSSSSSSSSSSTTTTTTTTTTTTTTEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!<3;*
Jak ja cię kocham!<3<3<3
Czekam na następny^^
NMIZPB!<3;*
<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*;*
NMWIZPBZT!<3;* *(niech moc wena i zajebiste pomysły będą z tb.)
Usuń