Podniósł się z ziemi; była zimna, twarda, ale dziwnie...
gładka. Otworzył oczy, ciemność spowiła cały świat. Nie znał tego miejsca,
wydawało się obce, a zarazem znajome. Wydawało się... magiczne. Odruchowo
zaczął wymacywać rękojeść miecza świetlnego; ale jej miejsce, przy pasie, na
biodrze; było puste. Czuł się dziwnie lekki; dziwnie optymistyczny,
zupełnie jakby całe zło; wszystkie troski i problemy prysły jak bańka mydlana.
Ale nic nie wiedział. Czuł się jak ślepiec, próbujący przejść przez ruchliwą
ulicę; zaczął ostrożnie stawiać kroki, szedł przed siebie. Wydawało mu się, że
jest lżejszy, a jego ruchy są bardziej płynne i nie sprawiają mu trudności;
idąc tak przez dłuższą chwilę, kierując się jedynie wrodzoną zdolnością
pojmowania Mocy, szedł, szedł i szedł. Wszędzie było ciemno... czyżby był w
próżni?! Nie natknął się jeszcze na żadną roślinę, kamień, czy przedmiot, który
zagrodziłby mu drogę. Wokół było cicho. Za cicho. Nie słyszał szumu wiatru; nie
słyszał owadów; nie słyszał nic. Żadnego dźwięku. Nagle ogarnął go strach;
nieznajome uczucie strachu; bezsilności. Poczuł się bezradny, mały, nic nie
znaczący... poczuł się jak trzylatek, który zgubił swoją mamę. Spróbował coś
powiedzieć; ale jego głos utonął w dziwnym mroku pustki; nie usłyszał go, jedyne
dźwięki, jakie odbierały jego uszy to; bicie jego własnego serca i
przyśpieszony przerażeniem oddech. W ułamku sekundy poczuł wilgotną
powierzchnię pod stopami; czuł, jak mokre błoto obkleja jego buty, czuł jak z
każdym krokiem, błoto staje się coraz głębsze. Teraz dopiero to do niego
dotarło - wchodził do wody! Błyskawicznie wrócił się na suchą powierzchnię;
mimo, że nie słyszał tupotu własnych stóp i chlastania błota. Uklęknął na
brzegu i zanurzył dłoń w wodzie, wydawało mu się, że jest dziwnie lodowata, dziwnie
złowroga.. po chwili dostrzegł, że mrok przecina promień białego światła;
pochodzący z księżyca, który wyszedł właśnie pod postacią sierpa. Nachylił się
i spojrzał na wodę. Nie zobaczył tam Anakina. Zobaczył bezbronnego chłopca o
blond włosach i niebieskich oczach; zobaczył strach i ból, zobaczył widmową
postać czerwonego Zabraka, którego twarz zdobiły czarne tatuaże; widział jego
błyszczące złowrogo żółte oczy; następnie ujrzał twarz Mistrza Jedi, z którego
ulatuje życie... był taki spokojny, umierał, a mimo to zachowywał spokój jak głosi początek kodeksu honorowego Jedi... Po chwili
ujrzał kobietę; bardzo poranioną, wyszeptała kilkanaście słów, a potem
wyzionęła ducha, następnym obrazem, który mu się ukazał była młoda kobieta;
widząc jej podobiznę gwałtownie zerwał się na nogi, oddychając szybciej. Ale
przemykające widma nie ustały; tylko widmo z młodą kobietą nie pokazało się
zupełnie; kolejnym był Ke Daiv z dziurą wypaloną w klatce piersiowej. Nie, nie,
nie! Nie chciał na to patrzeć! To nie było obce, wszystko; mroczny Zabrak;
Martwy Jedi - Qui-Gon, Kobieta - jego matka, Padme... której widma na szczęście
nie zobaczył... i Krwawy Rzeźbiarz, człowiek, na którym po raz pierwszy dokonał
morderstwa! Odruchowo zasłonił twarz dłońmi; poczuł jak łzy cisną mu się do
oczu. Czemu płaczę? Nie jestem dzieckiem, więc... poczuł fachowo związany
kosmyk włosów zwisający bezwładnie z głowy, po jego prawej stronie. Warkoczyk
padawana! Skąd ja go.. teraz rozumiem! Nachylił się ponownie; jego odbiciem
była twarz młodego chłopca. Jestem padawanem! Z powrotem dwunastolatkiem,
ale...wyczuł zawirowania w Mocy, poderwał się do góry i rozejrzał; był
bezbronny, miecz świetlny gdzieś wyparował, a jego sztuczki umysłowe nie mogą
być wystarczająco silne, gdy jest dzieckiem! Poczuł jak ogarnia go strach;
mami jego zmysły; łamie silną wolę. Nie! Nie ma emocji - jest spokój,
szepnął głosik w jego głowie. Jesteś Jedi. Strach to ciemna strona Mocy.
Nie boisz się. Wyciszył umysł, pozwalając, by mistyczna energia Mocy opatuliła
go swoim płaszczem bezpieczeństwa; by ukoiła jego zmysły; przepędziła
troski. Chciał krzyknąć, że się nie boi, chciał udowodnić, że jest silny; ale
jego słowa natychmiast ginęły w mroku. Gdzie ja jestem? Co tu robię? -pytał
siebie w duchu. Po chwili ujrzał, parę przerażających żółtych ślepi, które
mignęły w mroku. Stanął jak wryty. Przed nim stał o dwie wysokości
wyższy Zabrak - ten sam z widm, ten sam, który ponad dziesięć lat temu zadał mu
tak brutalny cios, zabijając jego Mistrza. Przecież on nie żyje... przecież
jest martwy...przecież Obi-Wan go...to niemożliwe! Ciemność przeszyły dwie
podłużne, czerwone klingi, które wystrzeliły z obu końców wydłużonej rękojeści.
To mój koniec. Jestem bezbronny. Nic nie mogę zrobić. NIE! - zaprotestował jego
wewnętrzny głos. Jesteś Anakin Skywalker. Jesteś Wybrańcem. Jesteś tym, który
przyniesie równowagę Mocy. Nie poddasz się bez walki. Ale... nie przegrasz
walki, w której nie weźmiesz udziału... - przypomniał inny głos; czuł się teraz
jakby jego egzystencja podzieliła się na części; na buntownika, wojownika,
myślącego poważnie, inteligentnego, rozgniewanego, łagodnego... czuł jak
miliony głosów, każdego z tych wcieleń rozmawiają ze sobą tworząc zamęt w jego
głowie. Nie! Nie rozproszycie mnie... Nie ma emocji - jest spokój... -
powtórzył ponownie i zmierzył przeciwnika czujnym spojrzeniem. Nie słyszał
pomruku kling Sitha, co dawało mu pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa.
Poczuł narastający gniew i wzbierającą się w nim nienawiść. On zabił Qui-Gona!
Zasługuje na coś gorszego niż śmierć! Bezmyślnie zaatakował, próbując własnym
ciałem powalić przeciwnika; był dwa razy wyższy; dwa razy silniejszy;
bezproblemowo powalił młodego chłopaka na ziemię i drasnął końcówkę klingi jego
ramię; dwunastolatek odtoczył się na bok. Jest za silny, a ja jestem tylko
dzieckiem; głupim, bezmyślnym nastolatkiem! Syknął cicho, co przeszło w głuchą
ciszę, poczuł palący ból w ramieniu; po chwili krew jakby gotowała go żywcem.
Litery, mimo, że cofnął się w wieku wciąż widniały na jego ręce; błysnęły
krwistoczerwonym światłem i przemówiły do niego swoim syczącym, przeraźliwym
głosem. "Użyj swojej potęgi. Zniszcz go. Zamień w proch . Przynieś
śmierć... zabij go!" - mówiły, a on mimo, że nie chciał był skazany ich
słuchać; błyskawicznie poderwał się na nogi i wyciągnął dłoń przed siebie.
Wypal jego wnętrzności, tak jak Ke Daiv'owi. Na dźwięk tego imienia momentalnie
przypomniał sobie, jak bardzo żałował tego, co zrobił; jak nie mógł zapanować
nad własną Mocą; jak tracąc kontrolę pozbawił oponenta życia - czego tak
naprawdę nie chciał. Spojrzał na swojego antagonistę; nie poruszył się, stał tak
samo jak przedtem, szczerząc swoje żółte zęby w przebiegłym uśmiechu. On
zasługuje na śmierć, cierpienie, a nawet tortury... zabij go; spraw, by umierał
powolną i bolesną śmiercią... -warczał jakiś głos. Nie! Nie rób tego, jesteś
dobry... nie zachowuj się jak posłannik ciemnej strony! - mówił inny, łagodny
jak płatki róż. Nie jesteś maszyną do zabijania; jesteś człowiekiem; masz
serce. Masz żonę i... - głos nagle zamilkł, zagłuszony przez potężniejszy bas;
prawdopodobnie uosobienie jego wewnętrznego zła. Zabij go! To szumowina!
Zemścij się! Pozbaw go życia, przebij serce, spraw, by krew prysnęła z niego
jak woda z fontanny.. rozkoszuj się jego cierpieniem... karm się nim,
zasilaj...wtedy poczujesz prawdziwą potęgę, poczujesz się silniejszy;
niezwyciężony; LEPSZY. Zamknął oczy, próbując skupić się na Mocy; wyglądał
teraz jak dziecko, które liczy, podczas zabawy w chowanego, wyciszył zmysły,
wyłączył umysł; pozwolił, by jedynym, co nim kierowało była czysta, nieskażona
Moc. Gdy je otworzył, postać, nadal niewzruszona, zaczęła ostrożnie zmierzać w
jego stronę. Spanikowałby, ale Moc mu na to nie pozwoliła. Ustawił się w
pozycji bojowej; wiedząc, że nie ma szans czekał na ostateczny cios, a gdy
tylko nadszedł... puścił kulę energii; przepełnioną fioletowo - niebieskimi
strużkami, które popykały, niczym elektryczność wypuszczona na światło dzienne,
na którą, przez cały ten czas zbierał siły. Siła uderzenia zwaliła rywala z
nóg, zaskoczony Maul wypuścił błyszczącą rękojeść z rąk, której klingi po
zetknięciu z twardą ciemnością zgasły, czyniąc rozstrzępiony przedtem mrok, taką
samą jak wcześniej czarną, ciemną próżnią, w której nie było można widzieć nic,
a usłyszeć tylko bicie własnego serca, własny oddech i własne głosy w głowie,
które tak niezmiernie często szeptały wskazówki, dawały rady, okazywał strach,
ból, krzyczały w gniewie i załamywały się pod wpływem silnych przeżyć. Poczuł
owiewające go zimno; dziwny wiatr, który był, ale jednak nie wydawał żadnych dźwięków
poruszył jego krótkimi włosami i warkoczykiem. Stanął wyprostowany i spojrzał
za przeciwnikiem. Sith odleciał kilkanaście metrów, upadł na podłogę mierząc
Anakina morderczym spojrzeniem, potem uśmiechnął się złośliwie; ale z satysfakcją
i… rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając oszołomionego dwunastolatka w
nieprzeszytej przez żadne światło ciemności.
________________________________________________
Dedykt dla HIPISA!
Co ty masz z tą Ciemną Stroną? Ehhh...dobra, zaczęłam dzień od uciekania przez żywymi trupami, niszczenia Dementorów i zabijania wielkich pająków więc się o nic nie czepiam... Rozdział genialno-wspaniały, nie wiem gdzie mam słownik, nic nie wiem, 4 godziny do Więźnia Azkabanu, nie myślę :3. Co ty znowu kombinujesz? Przez ciebie mam ochotę kogoś opętać ciemnymi mocami o.O (tak miałam pisać nn na Des, więc to będzie twoja wina jak coś popierniczę! kocham cię <3). Wiesz, że nie myślę nie? Pomyliłam zszywacz z telefonem, nie dam rady więcej napisać, przepraszam.
OdpowiedzUsuńPS. PANDY!! <3
NMBZT :*
ZAJEBISTE!*zatkało*
OdpowiedzUsuńHeh nie ma to jak kodeks Jedi:D
SITH...SITH...SITH...SITH...SITH...SITH...
SPIERDALAJ CZARNA SZUMOWINO SKURWIELU JEBANY!*tup*
ANIEE!!!...JARAM SIĘ NIM 24 NA DOBE!:D
Dziękuje Ci!!
Mam teraz wene
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
MOJA CIERPLIWOŚC ISĘ JUŻ KOŃCZY!ODDAWAJ WENE!
ALE TO JUŻ!
Doba kończe
Love u!<3;*
NMBZT<3;*
UsuńCo ja mam tu pisać?
OdpowiedzUsuńRozdział the best...
Maul spier**laj od Anniego... (sorka za przekleństwo :* )
Boję się Ciebie z tą ciemną stroną xDD
Krótko, ale coś jest xD
LOVE ♥
NMBZT ♥
IgusS
UsuńTu bez przekleństw nie da rady:D;*
Świetne :) Bardzo podoba mi się jak piszesz; z jednej strony niezrozumiale, że trzeba się samemu domyślić (oczywiście w pozytywnym znaczeniu), z drugiej strony wszystko jest bardzo jasno przedstawione. :) Haha, ból, krew, zabijanie, ciemna strona mocy!! KOCHAM TO! :) Ej a tak swoją drogą, pisze się "haha" czy "chacha
OdpowiedzUsuń" bo ja już nie wiem... :)
Obie są jednakowo poprawne – możemy się śmiać na dwa sposoby.
Usuń— Mirosław Bańko
Pozdro. :D