Nim klinga zdołała przebić serce
niedoświadczonej padawanki, ostrze nagle zgasło; tak po prostu, jakby samo,
kierując się własną świadomością nie chciało wyrządzić krzywdy swojej
właścicielce. Zdezorientowana Lady Sith, poczuła, że jakaś niewidzialna siła skutecznie
wyrywa jej z dłoni srebrzystą rękojeść; Noc wcześniej jej
sprzymierzeniec, zwróciła się przeciwko niej. Czujna, obróciła się wokół
własnej osi, starannie patrolując otoczenie, Ahsoka wciąż czekająca na
ostateczny cios, spanikowała, obawiając się kolejnej magii mającej zadać jej
jeszcze poważniejsze rany, narażając na obfitsze cierpienie. Ale nic nie
nadchodziło. Tylko pustka. Przyśpieszony oddech Sithanki. Nagle, z kompletnego
zaskoczenia, Lady Sith dostrzegła jak w ciemności coś błysnęło; żółtym
blaskiem. Wtedy właśnie ujrzała TO. Mrok przeszył blask bijący od żółtych,
ludzkich oczu dwa metry nad ziemią, tuż obok rozbłysły kolejne pary ślepi;
zazwyczaj żółte, w innym wypadku niebieskie. Dlaczego ich nie wyczuła? Była
otwarta na Moc, a nie dostrzegła tylu potencjalnych zagrożeń. Spróbowała
błyskawic; na nic się nie zdały, ciało przybysza jakby je wchłonęło. Co to za
iluzja?! -Odsuń się od tej dziewczyny. -przemówił twardy, stanowczy głos,
niosący się po pustyni. Sithka jakby ogarnięta strachem.. a może to instynkt
przetrwania? Przyciągnęła drugi miecz padawanki; przypiąwszy go do pasa, jako
trofeum.
-Tylko głupiec, przystąpią do walki, której nie potrafi wygrać!-
rzuciła na odchodnym i zniknęła w mroku nocy. W ułamku sekundy z grupy
mężczyzn, wybił słabej budowy, niski nastolatek; mógł mieć maks szesnaście lat.
-Mistrzu Relyn! -krzyknął przykucając przy rannej. -Obrażenia są poważne...-oświadczył smutno, lustrując wzorkiem rany nieznajomej. -Jest oszołomiona..-przyłożył zimną dłoń do jej czoła, a padawanka odetchnęła z ulgą ostatnimi pozostałościami powietrza.-Nie przeżyje bez pomocy medycznej...-stwierdził po namyśle chłopak, jak na swój wiek, jego umysł myślał bardzo trzeźwo. -Musimy ją zabrać...pomóc jej, wyleczyć..-nalegał, obmywając rany dziewczyny, wacikami wygrzebanymi z kieszonkowej apteczki.
-Może donieść innym o naszym istnieniu.. dobrze wiesz, że każdego, kto choćby nas widział trzeba...wyeliminować. -odpowiedział pewnie wódz, krzyżując ręce na piersi. -
-Ale! To niesprawiedliwe... przecież... ona jest ranna, trzeba jej pomóc! Inaczej umrze... proszę. -błagał, klęcząc nad ciałem nieprzytomnej dziewczyny.
-Przepraszam, że się wtrącam...-przemówił około dwudziestoletni członek Wędrowców Cienia.
- Ale Karlesh ma rację... poza tym raz nagiąłeś zasady! Dla kilkuletniego niewolnika z Mos Espy...-wytknął wodzowi Eran, pewnie się uśmiechając.
-To co innego.. on był wyjątkowy! Miał dostateczną Moc, by stać się jednym z nas, ale...-
-Ale co? Nie stać cię było na niego. Pomóżmy jej...-warknął ośmielony Karlesh.
-Może ma kredytki? Jest Jedi...przyda nam się, poza tym Karlesh chyba ją lubi. -zaśmiał się inny młodzieniec spoglądając na chłopca.
-Jeszcze słowo, Garet, a ten twój ślicznie wypielęgnowany pysk spotka się z moją pięścią. -odpyskował pewnie młodzieniec mierząc go morderczym spojrzeniem.
-Dobra, dobra.. spełnijmy ten jeden raz jego prośbę...westchnął zrezygnowany Eran. Chłopiec uśmiechnął się z satysfakcją usztywniając połamane kości padawanki. Nic ci nie będzie. Przysięgam, wyleczymy cię.. i oddamy Jedi, wrócisz do domu… mam tylko nadzieję, że o mnie nie zapomnisz…- snuł na jawie. Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.. zawsze chciałem zaprzyjaźnić się z Jedi… a twój Mistrz.. jest na pewno wielki! Jesteś padawanem, to dla mnie niezwykłe wyróżnienie, ale móc spotkać Mistrza albo chociaż Rycerza Jedi.. to byłby szczyt moich marzeń, oni są niesamowici.. Achhh, Karlesh, jesteś głupkiem, przestać się rozpraszać i zajmij się ranną…- westchnął kończąc opatrywanie ran.
-Mistrzu Relyn! -krzyknął przykucając przy rannej. -Obrażenia są poważne...-oświadczył smutno, lustrując wzorkiem rany nieznajomej. -Jest oszołomiona..-przyłożył zimną dłoń do jej czoła, a padawanka odetchnęła z ulgą ostatnimi pozostałościami powietrza.-Nie przeżyje bez pomocy medycznej...-stwierdził po namyśle chłopak, jak na swój wiek, jego umysł myślał bardzo trzeźwo. -Musimy ją zabrać...pomóc jej, wyleczyć..-nalegał, obmywając rany dziewczyny, wacikami wygrzebanymi z kieszonkowej apteczki.
-Może donieść innym o naszym istnieniu.. dobrze wiesz, że każdego, kto choćby nas widział trzeba...wyeliminować. -odpowiedział pewnie wódz, krzyżując ręce na piersi. -
-Ale! To niesprawiedliwe... przecież... ona jest ranna, trzeba jej pomóc! Inaczej umrze... proszę. -błagał, klęcząc nad ciałem nieprzytomnej dziewczyny.
-Przepraszam, że się wtrącam...-przemówił około dwudziestoletni członek Wędrowców Cienia.
- Ale Karlesh ma rację... poza tym raz nagiąłeś zasady! Dla kilkuletniego niewolnika z Mos Espy...-wytknął wodzowi Eran, pewnie się uśmiechając.
-To co innego.. on był wyjątkowy! Miał dostateczną Moc, by stać się jednym z nas, ale...-
-Ale co? Nie stać cię było na niego. Pomóżmy jej...-warknął ośmielony Karlesh.
-Może ma kredytki? Jest Jedi...przyda nam się, poza tym Karlesh chyba ją lubi. -zaśmiał się inny młodzieniec spoglądając na chłopca.
-Jeszcze słowo, Garet, a ten twój ślicznie wypielęgnowany pysk spotka się z moją pięścią. -odpyskował pewnie młodzieniec mierząc go morderczym spojrzeniem.
-Dobra, dobra.. spełnijmy ten jeden raz jego prośbę...westchnął zrezygnowany Eran. Chłopiec uśmiechnął się z satysfakcją usztywniając połamane kości padawanki. Nic ci nie będzie. Przysięgam, wyleczymy cię.. i oddamy Jedi, wrócisz do domu… mam tylko nadzieję, że o mnie nie zapomnisz…- snuł na jawie. Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.. zawsze chciałem zaprzyjaźnić się z Jedi… a twój Mistrz.. jest na pewno wielki! Jesteś padawanem, to dla mnie niezwykłe wyróżnienie, ale móc spotkać Mistrza albo chociaż Rycerza Jedi.. to byłby szczyt moich marzeń, oni są niesamowici.. Achhh, Karlesh, jesteś głupkiem, przestać się rozpraszać i zajmij się ranną…- westchnął kończąc opatrywanie ran.
***
Noc była spokojna, ale jakaś… dziwna,
magiczna… porażająca i odpychająca. Nie zważając na nic, szedł przed siebie, w
obranym wcześniej kierunku – niesamowita altana, jego cel. Nie czuł ani
strachu, ani żadnego zła. Czuł tylko Moc. Tak, to dziwne, ale Moc była dziwnie
silna w tym miejscu, jakby przepływała przez wszystko i wszystkich. Westchnął,
mierząc wzrokiem jedno ze słońc, świecące bladym blaskiem, mające służyć za
księżyc. Ulice były ciche, żadna postać nie przemykała się przez osłonę Nocy..
kompletna pustka. Czyżby mieszkańcy wioski obawiali się jakichś duchów,
stworów, czy czegoś jeszcze innego, co jawiło się po północy? Niee, jakoś ta
perspektywa do niego nie przemawiała.. to musiało być coś innego, coś
głębszego, ale co? Nawet zwierzęta każdego rodzaju zapadły w sen, noc była
zimna, to fakt, ale miasto nie mogło byś aż tak zharmonizowane… ludzie nie
mogli pogodzić snu idealnie ze zwierzętami. To byłoby… nienaturalne. Poza tym,
zawsze znalazłby się jakiś buntownik przechadzający się w blasku Nocy po
ulicach.. podczas gdy tu, nie było nikogo. Jak to możliwe?- zastanawiał się.
Ogarnęła go ciekawość i chęć zgłębienia tajemnic tego miejsca, po raz pierwszy
chciał odkryć sekrety, które krył jego dawny „dom”, który tak usilnie
próbował wytrzeć z pamięci. A jednak… coś w tym miasteczku go intrygowało; sam
nie potrafił określić co, ale tak było. Dochodził już na miejsce, w oddali,
mimo, że spowity w ciemności, ujrzał zarys swojego celu. Uśmiechnął się
odruchowo i przyśpieszył kroku, jeszcze raz spoglądając na opustoszałe ulice i
chodniki. Ani żywej duszy! Nareszcie dotarł.
***
***
Wszedł po zzieleniałych schodach do
przestronnej, małej sali bez dachu. Nocne słońce Tatooine świecące tej nocy oświetlało doskonale stojącą
po środku, kamienną fontannę, która wyschła wieki temu. Sufit podpierały
cztery, masywne kolumny porośnięte dzikim bluszczem, Popękane, niedbale ułożone
płyty mające służyć za podłogę zapadły się pod wpływem warunków
atmosferycznych. Wydawałoby się, że to zwykła altanka, przetrwała z dawnych
czasów. Ale było tam coś niezwykłego, coś co wyróżniało ją spośród wszystkich
innych. Od północy, między kolumnami spływała firana wody, ze względu na fakt,
że mała budowla znajdowała się u podnóża gór nie wydawałoby się to niczym
niezwykłym... no poza tym, że te góry stanowiły trzy masywne kamulce ułożone w
kupie na pustyni. Wyglądało to niesamowicie, niemalże jak z bajki. Było jednak
coś dziwnego.. woda, zamiast rozbryzgiwać się na boki spływała idealnie po
linii prostej, jak gdyby była tylko złudzeniem. Zafascynowany podszedł bliżej
przyglądając się tafli wody, wyglądającej jak przeźroczysta zasłona, jakiś
cichy szept w jego głowie nakazał mu dotknąć tego majestatycznego zjawiska. Nie
stawiając oporu, poddał się jego woli i zbliżył otwartą dłoń, a gdy tylko
krople wody lekko musnęły jego dłonie przeszedł go niewyjaśniony dreszcz. Nie
zraził się jednak, po kilku, dosłownie kilku sekundach wodach zamieniła się
w..lustro? Rozchylił usta zaskoczony, spojrzał na przed chwilą spływającą wodę.
Dostrzegł tam tylko jedno. - swoje odbicie, swoje dobrze znane niebieskie oczy,
spoglądające ciekawie na świat. Ale postać po drugiej strona była jakaś inna, niesamowita, nie z tego świata. Po
chwili rozpłynęła się, a w magicznym zwierciadle pojawił się nowy obraz. Było
to... cóż, powiem tyle, że było to coś, co spowodowało natychmiastową reakcję i
wywołało negatywne uczucia. Źrenice rozszerzyły mu się do granic możliwości,
próbował zacisnąć powieki i przepędzić ten przerażający widok, ale nie mógł.
Jakaś nieznana siła kazała patrzeć mu w sam środek wydarzeń dziejących się po
drugiej stronie lustra. Przygryzł wargi niemalże do krwi, poczuł jak nogi
uginają się pod nim, a podświadomość krzyczy o pomoc. Mimowolnie odsunął dłoń,
a obraz rozpłynął się wracając do dawnej postaci. Skamieniałe zwierciadło znów
stało się płynącą w idealnej harmonii wodą. Zamknął oczy spazmatycznie łapiąc
oddech, poczuł, że traci kontrolę nad własnymi ruchami, że mimo jego donośnych
nakazów nogi uginają się pod nim bezwładnie. Upadł uderzając odkrytymi
kolanami o twardy, wiekowy bruk. Wydał cicho jęk czując wbijające się w poczerwieniałe
kolana fragmenty pokruszonej posadzki. Wstrzymał powietrze i pozwolił, by moc
otuliła go swoim płaszczem i uleczyła chroniąc przed tym strasznym wspomnieniem
chwili. To co tam zobaczył pozostanie tajemnicą, na wieki wieków, aż po wsze czasy.
I żadna siła nie zmusi mnie, do wyjawienia sekretu. Powiem tylko wskazówkę;
jeden puzzle, fragment całej układanki – Te oczy, własne, a jednak obce będą go
prześladować do końca świata.
__________________________________________
Taa dam! Dedykacja dla Igusia :*
__________________________________________
Taa dam! Dedykacja dla Igusia :*
Ratujcie Ahsokę ciule a nie gadacie!! (tak, drugi raz dzisiaj to wrzeszczę) Ahsoka i Karlesh (dobrze napisałam?) sialalalaa a może z tego będą dzieci? Hehe...chłopak się rozprasza, no ciekawe czemu :D. Yeeee uratują ją (inaczej bym zabiła). A Anakin co knuje? Wut...nieeee ja już nie ogarniam xD Co on tam zobaczył? o.O Cholernie nie mam weny bo wszystko poszło na rozdział i sama widziałaś co ja tam stworzyłam.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :* NMBZT ^^
Znowu mnie mnie wyręczyłaś;*ANAKIN CIULU JEBANY TY SIĘ NIE ZASTANAWIAJ TYLKO RATUJ AHSOKE NA CO CZEKASZ?
OdpowiedzUsuńPuzzle, fragment układanki... a ja się upieram, że to Dark Side :P ... Ale rób co chcesz...
OdpowiedzUsuńNie będę pisać litanii tak jak ty xDD
Ogólnie rozdział boski ^^
A ty ten z tego klanu czy co tam jest... Nie pamiętam twojego imienia ani nazwy tego czegoś, a nie chce mi się wracać, więc będzie tak..
Ej, ty ten taki tam wara od Smarkusia!
Anakin pozbieraj się, ty zajebisty idioto... Po co żeś zaglądał do tej "rzeki" czy co to tam było... >.<
Zgaduję, że Des mnie wyprzedziła z komentarzem... xD
Nie kojarzę tej pani Marioli i niech tak zostanie xD
NMBZT
:* <3
"jeszcze słowo, Garet, a ten twój ślicznie wypielęgnowany pysk spotka się z moją pięścią" haha, świetny tekst. ^^ Ogólnie fajny rozdział, podziwiam to, jak Ty pięknie piszesz! Nie mam słów! Pozdro :*
OdpowiedzUsuńSuper! To czekam na następny! I co z ty,mi wojownikami, którzy są tak faaajni?! Ahsoka muuusi wyzdrowieć, bo inaczej nie ręczę za siebie.
OdpowiedzUsuńNiech moc będzie z tobą.