Po niedługim, a może i długim, zależy od punktu widzenia czasie, dwójka Jedi dotarła do wyznaczonego im tymczasowego "domu". Przez całą drogę praktycznie ze sobą nie rozmawiali; Anakin szedł szybko, długimi krokami, nie oglądając się wcale, natomiast Ahsoka była jego przeciwieństwem - szła wolno, zatrzymując się od czasu do czasu, by podziwiać widoki okolicy. Po około dwudziestu minutach wędrówki głównym szlakiem; wydeptanym w głębi miasta udało im się nareszcie dopiąć swego. Stanęli przed małym budynkiem; wyglądał praktycznie jak wszystkie. Duży dach, przypominający kształtem kapelusz grzyba; kremowe ściany, drzwi nieco ciemniejszej barwy. Okna były cztery, domek był mały, ale przestronny. Nie oglądając się za siebie, użyli klucza podarowanego im przez burmistrza, otworzyli drzwi, poszło gładko - zamek nie stawiał większego oporu. Gdy tylko przekroczyli progi domostwa, uderzył w nich unoszący się w całym mieszkaniu zapach świeżo upieczonego chleba. Ahsoka wciągnęła go w nozdrza, rozkoszując się aromatyczną wonią, która budziła w niej takie przyjemne odczucia. Anakin tylko wzruszył ramionami i odrzucił plecak na stół, stojący pod ścianą. W głównym pomieszczeniu znajdowały się trzy pary drzwi; dwie z nich prowadziły do ich osobnych pokoi, trzecie do łazienki. Pokój wejściowy służył także jako kuchnia i salon. Z lewej strony pod oknem rozciągała się wielka kanapa, pokryta prawdopodobnie skórą jednego z gadów pustynnych. Ahsoka niewiele czekając, odrzuciła swój worek smakołyków na stół, pochwyciła kromkę świeżego chleba pozostawionego tu na blacie kuchennym, jako podarunek dla gości i czym prędzej padła na kanapę, rozkoszując się miękkością pieczywa.
-Ech...-westchnął cicho Skywalker przeciągając dłonią po twarzy, w celu starcia z niej piasku przylepionego potem.
-Ty tylko o jednym, łakomczuchu...-odpowiedziała mu cisza, przerywana jedynie cichym pomlaskiwaniem padawanki. Wywrócił oczami i narzucił plecak na jedno ramię.
-Idę do pokoju, pobawić się w mechanika, nie zmień pokoju w ruinę...-burknął, a tupot jego stóp Ahsoka słyszała tak długo, jak długo stąpał po podłodze. Odgłos był irytujący.. wszelakie odgłosy, nieważne w którym z pokoi niosły się echem po całym domostwie, doprowadzając domowników, takich jak Ahsoka do szału. Mimo, że Skywalker dokładnie zatrzasnął za sobą drzwi i zajął wygodne miejsce na stojącym przy lewej ścianie łóżku, wciąż czuł się niekomfortowo. Miał wrażenie, że tysiące istot wbija w niego swój przeszywający na wylot wzrok. Wiedział jednak, że to tylko wytwór jego wyobraźni; w końcu nie wyczuwał żadnej organicznej formy życia, sond także. Wprawdzie Moc Jedi nie była w stanie odkryć obecności robotów, ale on nauczył się to oceniać za pomocą drgań powietrza. Westchnął cicho i usadowił się wygodniej siadając "po turecku". Zamknął oczy i zanurzył się, otulając w całun Mocy, szukając drobnej pomocy; udało się, mistyczna siła odpędziła jego wrażenia i obawy, całkowicie się na nią otworzył. Nie ma emocji, jest spokój. Przypomniał sobie w duchu, jakby potrafił się do tego stosować. Po chwili refleksyjnej medytacji, otwarł oczy, wracając gwałtownie do rzeczywistości. Wyciągnął otwartą dłoń przed siebie, by po kilku sekundach zamknąć ją szybkim ruchem. Ale nie pustą; w dłoni pulsował komlik, pobrzękując w oczekiwaniu na instrukcje. Rozłożył w dłoń, wstukując na ekranie urządzenia kod świątyni, po chwili oczekiwania nad komunikatorem zawisł przejrzysty hologram Obi-Wana. Kenobi uśmiechnął się ciepło, widząc, póki co, swojego ekspadawana całego i zdrowego.
-Witaj, Anakinie. -skinął lekko głową, co Skywalker odwzajemnił okazując szacunek. -...gdzie jesteście? -spytał gładząc się po brodzie.
-We właściwym miejscu. Dokładnie tam, gdzie mieliśmy być. -założył ręce, powstrzymując odruch pokazania mu języka, jak za dawnych lat.
-Jak to? Przecież... to miasto nie jest jakieś wymyślne, skąd wytrzasnąłeś tam zasięg międzyplanetarny? - uniósł jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Poprzestawiało się to, i tamto.. pokręciło tym i tym, pozmieniało to i to... -wzruszył ramionami. Obi-Wan wydał się zaintrygowany przebiegłością i umiejętnościami tak zwanego 'Wybrańca'. -Znalazłeś coś ciekawego?- podtrzymał rozmowę Obi-Wan.
-Nie.. nie miałem czasu się jeszcze rozejrzeć.. jakieś postępy w odczytywaniu manustryptu?- odparował, stukając palcami w drewnianą ramę łóżka.
-Tak... mamy pierwsze zdanie, znaczy ono dosłownie; "Podążaj ku wodzie, rozbijającej się pod anielskimi skrzydłami"... -wyjaśnił Obi-Wan, Anakin zamyślił się na chwilę.
-Widziałem tu bajor.. obok altany, był tam wodospad.. ale za cholerę nie mogę pojąć skąd się tam wziął... -mruknął z bezradnością.
-Sprawdź to.. gdy zapadnie zmrok, wyrusz tam. Nie możesz rzucać się w oczy. -oświadczył z powagą Kenobi.
-Tak, tak, tak.. do usłyszenia, Mistrzu Kenobi. -skinął lekko głową.
-Do usłyszenia, Mistrzu Skywalker. - wtedy połączenie zostało przerwane. Mistrzu Skywalker... to brzmi tak obco, tak.. dziwnie. Tak odlegle, jakby było wypowiadane gdzieś daleko i tylko jego echo obijałoby się o uszy. Westchnął w końcu, próbując zająć się czymś innym. Jest wcześnie, słońce jeszcze świeci, pracę zaczyna od jutra, edukację za dwa dni... ma dużo czasu za nim zapadnie zmierzch. Miecz świetlny zmienił pozycję, boleśnie wbijając mu się między żebra, ale nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Miał trzy wyjścia z sytuacji. Mógł zagłębić się w marzeniach; studiować jakieś papiery lub zająć się jakąś inną bezużyteczną czynnością. Zrezygnował z dwóch pierwszych, pochwycił upchnięty do plecaka notes oraz nieumiejętnie zastrugany ołówek. Zaczął szkic. Szkic maszyny, którą może kiedyś zbuduje.
-Ty tylko o jednym, łakomczuchu...-odpowiedziała mu cisza, przerywana jedynie cichym pomlaskiwaniem padawanki. Wywrócił oczami i narzucił plecak na jedno ramię.
-Idę do pokoju, pobawić się w mechanika, nie zmień pokoju w ruinę...-burknął, a tupot jego stóp Ahsoka słyszała tak długo, jak długo stąpał po podłodze. Odgłos był irytujący.. wszelakie odgłosy, nieważne w którym z pokoi niosły się echem po całym domostwie, doprowadzając domowników, takich jak Ahsoka do szału. Mimo, że Skywalker dokładnie zatrzasnął za sobą drzwi i zajął wygodne miejsce na stojącym przy lewej ścianie łóżku, wciąż czuł się niekomfortowo. Miał wrażenie, że tysiące istot wbija w niego swój przeszywający na wylot wzrok. Wiedział jednak, że to tylko wytwór jego wyobraźni; w końcu nie wyczuwał żadnej organicznej formy życia, sond także. Wprawdzie Moc Jedi nie była w stanie odkryć obecności robotów, ale on nauczył się to oceniać za pomocą drgań powietrza. Westchnął cicho i usadowił się wygodniej siadając "po turecku". Zamknął oczy i zanurzył się, otulając w całun Mocy, szukając drobnej pomocy; udało się, mistyczna siła odpędziła jego wrażenia i obawy, całkowicie się na nią otworzył. Nie ma emocji, jest spokój. Przypomniał sobie w duchu, jakby potrafił się do tego stosować. Po chwili refleksyjnej medytacji, otwarł oczy, wracając gwałtownie do rzeczywistości. Wyciągnął otwartą dłoń przed siebie, by po kilku sekundach zamknąć ją szybkim ruchem. Ale nie pustą; w dłoni pulsował komlik, pobrzękując w oczekiwaniu na instrukcje. Rozłożył w dłoń, wstukując na ekranie urządzenia kod świątyni, po chwili oczekiwania nad komunikatorem zawisł przejrzysty hologram Obi-Wana. Kenobi uśmiechnął się ciepło, widząc, póki co, swojego ekspadawana całego i zdrowego.
-Witaj, Anakinie. -skinął lekko głową, co Skywalker odwzajemnił okazując szacunek. -...gdzie jesteście? -spytał gładząc się po brodzie.
-We właściwym miejscu. Dokładnie tam, gdzie mieliśmy być. -założył ręce, powstrzymując odruch pokazania mu języka, jak za dawnych lat.
-Jak to? Przecież... to miasto nie jest jakieś wymyślne, skąd wytrzasnąłeś tam zasięg międzyplanetarny? - uniósł jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Poprzestawiało się to, i tamto.. pokręciło tym i tym, pozmieniało to i to... -wzruszył ramionami. Obi-Wan wydał się zaintrygowany przebiegłością i umiejętnościami tak zwanego 'Wybrańca'. -Znalazłeś coś ciekawego?- podtrzymał rozmowę Obi-Wan.
-Nie.. nie miałem czasu się jeszcze rozejrzeć.. jakieś postępy w odczytywaniu manustryptu?- odparował, stukając palcami w drewnianą ramę łóżka.
-Tak... mamy pierwsze zdanie, znaczy ono dosłownie; "Podążaj ku wodzie, rozbijającej się pod anielskimi skrzydłami"... -wyjaśnił Obi-Wan, Anakin zamyślił się na chwilę.
-Widziałem tu bajor.. obok altany, był tam wodospad.. ale za cholerę nie mogę pojąć skąd się tam wziął... -mruknął z bezradnością.
-Sprawdź to.. gdy zapadnie zmrok, wyrusz tam. Nie możesz rzucać się w oczy. -oświadczył z powagą Kenobi.
-Tak, tak, tak.. do usłyszenia, Mistrzu Kenobi. -skinął lekko głową.
-Do usłyszenia, Mistrzu Skywalker. - wtedy połączenie zostało przerwane. Mistrzu Skywalker... to brzmi tak obco, tak.. dziwnie. Tak odlegle, jakby było wypowiadane gdzieś daleko i tylko jego echo obijałoby się o uszy. Westchnął w końcu, próbując zająć się czymś innym. Jest wcześnie, słońce jeszcze świeci, pracę zaczyna od jutra, edukację za dwa dni... ma dużo czasu za nim zapadnie zmierzch. Miecz świetlny zmienił pozycję, boleśnie wbijając mu się między żebra, ale nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Miał trzy wyjścia z sytuacji. Mógł zagłębić się w marzeniach; studiować jakieś papiery lub zająć się jakąś inną bezużyteczną czynnością. Zrezygnował z dwóch pierwszych, pochwycił upchnięty do plecaka notes oraz nieumiejętnie zastrugany ołówek. Zaczął szkic. Szkic maszyny, którą może kiedyś zbuduje.
***
Ahsoka siedziała skulona na kanapie wpatrując się w majestatyczny(w znaczeniu sarkastycznym, oczywiście) krajobraz, rozciągający się za oknami. Westchnęła wściekle i oparła łokcie na kolanach. Wyjęła ze swojego plecaka własny datpad; zaczęła przewijać strony. Nie zauważyła, gdy jedno słońce Tatooine zaszło; zastąpione przez drugie, dające znacznie mniej blasku. Nie minęło wiele czasu, gdy znużył ją sen.
***
***
Anakin odrzucił kartkę papieru na bok, wstał i stwierdził, że pora jest odpowiednia. Wyciągnął z wcześniej osobiście wyposażonej szafy czarną, długą szatę i narzucił ją na siebie. Kaptur dokładnie zakrywał mu głowę, tworząc wrażenie upiora przemykającego się w blasku nocy. Czas ruszać. Otulony przez Moc i ukryty dzięki jej potędze podążył ku wyjściu; podłoga skrzypiała, lecz on zgrabnymi, lekkimi ruchami nie dał jej się popisać. Wymknął się, skryty w ciemności, obejrzał się na Ahsokę, by sprawdzić, czy na pewno jest bezpieczna. Spała, jak mały, słodki kociak. Uśmiechnął się na ten widok i zniknął w mętnej ciemności nocy. Był teraz narażony na wszystkie czekające go niebezpieczeństwa Tatooine.
***
Obudziła się i z wielkim "bum" stoczyła z łóżka. Ał! Poczuła lekki ból w klatce piersiowej, którą uderzyła bezpośrednio w podłogę. Uniosła się na rękach i omiotła pomieszczenie wzrokiem. Zrezygnowana wstała i przeciągnęła się, podążyła do pokoju Anakina - nie wiedziała dlaczego, tak podpowiedziało jej przeczucie. Zastała tam tylko ciemność.. jej Mistrza nie było; stwierdziła to, gdy tylko przekroczyła próg pokoju. Nie było czuć Mocy, emanującej od jego egzystencji. Westchnęła, nagle, ogarnęły ją uczucie obcej obecności...Nie miecze... wydają charakterystyczny pomruk, który może zwrócić uwagę... Pochwyciła z brzegu jeden z prętów jarzeniowych. Zapaliła go; pomieszczenie oświetlił niebieski blask, dokładnie rozświetlając jej drogę. Nie czekając zbyt długo, lekkim kopniakiem pchnęła drzwi, nie napotykając się na żaden opór - wyszła na zewnątrz, prosto w pułapkę.
***
Stanęła jak wryta, nagle; zastygła w bezruchu.Wystarczył ułamek sekundy, by zorientować się w sytuacji. To zasadzka! Dziwna obecność wywiodła ją prosto na piaszczyste wydmy, gdzie trudno będzie się poruszać. Jak mogła być taka głupia! Jej Mistrz od razu porządnie by ją skarcić. Nie było odwrotu. Czyjaś postać, na pewno silna Mocą rysowała się dokładnie.... ale gdzie? Wszędzie; czuła ją wszędzie, ale nie było to kilka osób... wyczuwała jedno potęgę; wezbraną w jednej osobie.. a jednak tak podzieloną. To iluzja! Skup się!
-Mi-mistrzu..?-wydukała, jak gdyby posiadało to choć najmniejszy sens. A nie posiadało? Mógł spróbować zwabić ją w pułapkę, by następnie wytknąć błędy jakie popełnia, udowodnić, że działa zbyt pochopnie - i w przeciwieństwie do niego, ta pochopność nie wychodzi jej na dobre. Trwałą w bezruchu; poczuła jak jakaś siła delikatnie opatula jej umysł, próbując złamać jej silną wolę. O nie! Nie ma tak łatwo. Błyskawicznie odpędziła widmo, niszcząc je jeszcze w zarodku; i z zadowoleniem przywróciła całkowitą władzę nad własnym umysłem. Nim zdążyła w jakikolwiek sposób przygotować się na nadchodzącą konfrontację; powietrze przecięła czerwona, bliźniacza klinga miecza świetlnego. Zbyt wolno. Nie zdołała odeprzeć ataku; jedyną obroną był unik. Gwałtownie skoczyła w tył robiąc popisowe salto, bezpiecznie lądując, płasko na stopach. W mgnieniu oka rękojeści opuściły jej wewnętrzną kieszeń, po dwóch mgnieniach soczysto zielone klingi wystrzeliły z nich pomrukując kojąco. Nie widziała przeciwnika; dokładnie opatulił go mrok. Jakby było tego mało; ukryta, dzięki jakimś starożytnym Sithańskim naukom, kryła się, niedostrzegana przez wyczulone, otwarte na Moc zmysły Togtrutanki.
-Pokaż się!-rozkazała zaciskając chudą dłoń w zapraszający geście. -Nie boję się ciebie.- dodała po chwili, lustrując dokładnie bystrym wzrokiem otoczenie i spowijającą ją ciemność, rozświetloną jedynie przez blask jej własnego ostrza. Strach to ciemna strona Mocy...-szeptał jakiś wewnętrzny głos, jakby próbując dodać jej otuchy.
-Nie boję się!- krzyknęła ponownie, jakby przekonując jednocześnie siebie o swojej odwadze. Obróciła się w lewo; jakiś cichy szmer, zgrzytanie piasku błyskawicznie dotarł do uszu padawanki. Przygryzła wargę.
-Dlaczego ze mną pogrywasz? -miecze świetlne trzymała gotowe do ataku; jeden z nich wyciągnięty przed siebie, drugi natomiast z tyłu. Przeciwnik nie był w stanie zadać ciosu ani w plecy; ani w klatkę piersiową, dodatkową mimo, że jej boki były osłonięte, jej szybkość pozwala momentalnie odparować takowy, nawet najwykwintniejszy atak. Nie bój się, Ahsoko! Ona karmi się twoim strachem... przemienia go w potęgę, działając na swoją korzyść..
.-Jesteś słaba, boisz się mnie?- rzuciła pytanie na wiatr, prowokując przeciwnika do ujawnienia się. Poczuła gęsią skórkę, wstępującą na ramiona. Bała się. Mimo nauki od dziecka; wciąż się bała. Nie pozwól, by strach kierował twoimi ruchami. Moment nieuwagi; roztrząsanie własnego strachu było kolejnym błędem. W ułamku sekundy, nad jej głową ponownie błysnął czerwony miecz spadając na nią z niewyobrażalną siłą. Była gotowa. W ostatniej chwili ustawiła miecz we właściwej pozycji sprawnie odprawiając atak. Lecz siła uderzenia zwaliła ją z nóg; jej przeciwnik, czy raczej przeciwniczka pozostał niewzruszony. Czeka na mój ruch.. czeka aż popełnię śmiertelny błąd. Przez chwilę krążyły wzdłuż okręgu, naprzeciwko siebie, dokładnie śledząc wzajemne ruchy. Ma przewagę. To jest pewne. Gdyby Anakin tu był.. ychh! Przestań, jego tu nie ma. Musisz polegać na sobie. -rozpraszała się. Znów poczuła delikatne wici ciemnej strony opatulające jej skołowane zmysły. Nie! Ponownie je odepchnęła, nie dając się wciągnąć w czasochłonną walkę woli.
-Jesteś słaba. -syknął potencjalny wróg, po raz pierwszy w ogóle się odzywając; teraz była pewna, to ona, jej mimo wszystko głęboki i pewny głos wywarł lekkie zdziwienie na Ahsoce. Jest bardzo pewna siebie... to może ją zgubić!- momentalnie przypomniała sobie jedną z lekcji, przyswajanych w świątyni.
-Nauki Jedi na nic ci się nie zdadzą, dziecko. -warknęła ponownie Sithanka, jakby czytając jej w myślach. -To jest walka. A nie ćwiczenia z atrapami mieczy świetlnych...-dodała próbując zmusić Ahsokę do obudzenia w sobie gniewu.
-Nie jestem słaba!- wybuchnęła nagle padawanka rzucając się na przeciwniczkę. Siła uderzenia przewróciła Lady Sith na ziemię.
-Imponujące...-mruknęła błyskawicznie odskakując w tył, za nim Ahsoka zdołała zareagować. -Nie doceniłam Cię.. ale to Ci nie pomoże. Jesteś stracona. -podniosła na nią swój upiorny wzrok; jej złote oczy błyszczały determinacją, a usta wykrzywił złośliwy uśmiech. Wyciągnęła otwartą dłoń przed siebie, za nim Ahsoka zdążyła zorientować się w sytuacji; z dłoni kobiety wystrzeliła burza fioletowych błyskawic, które jednak w niewyjaśniony sposób zdołała wchłonąć ostrzem miecza świetlnego.
-Jesteś uczniem! -stwierdziła Ahsoka orientując się, że potęga oponenta nie jest wcale tak duża, jak początkowo jej się zdawało. Nieprzyjaciel nic nie powiedział, jego odpowiedzią był przemyślany atak z użyciem podwójnego miecza świetlnego. To nastąpiło tak szybko, tak gwałtownie, zwalając Tano z nóg. upadła na plecy i czując jak jej antagonista jednym ruchem miażdży jej dłoń krusząc paliczki; wydała przepełniony cierpieniem jęk bólu. Nie, nie, nie, to nie może być koniec! Nie mogę zginąć w taki sposób! Ujrzała plamy przed oczami, urywany oddech przyśpieszył; mimo obrażeń, znalazła w sobie siłę, by przeturlać się w bok unikając poziomego cięcia przez pierś. Nie ma emocji jest spokój. - wyrecytowała w myśli fragment kodeksu honorowego Jedi. Nie ma emocji jest spokój...-poczuła jak siły kumulują się w drugiej; prawej dłoni powstała ignorując rozrywający ból i pokruszone kości, bezustannie wbijające się w jej mięśnie. Rywal popełnił znaczący błąd - skoncentrował atak na lewej dłoni; tej słabszej. Mimo, że jeden z jej mieczy, leżał teraz zgaszony u stóp jej przeciwnika; nie potrafiła, a może nie chciała skupiać się na przeciąganiu go, w obawie przed kolejną utratą koncentracji. Spuściła wzrok, ale natychmiast go podniosła, ze świadomością konsekwencji spuszczenia groźnej rywalki z oczu.
-To twój koniec, dziecinko. -była taka pewna, taka.. arogancka? Do tej pory myślała, że to jej Mistrz był arogantem... a jednak nie. To sithowie nimi są! Skywalker po prostu roztaczał wokół siebie aurę pewności siebie; która w praktyce - sprzyjała też innym.
-Mam nad tobą jedną, znaczącą przewagę. -syknął przeciwnik, próbując uświadomić jej swoją potęgę.
-W porównaniu do ciebie, byłam szkolona w ...magii Sithów! -rzuciła, kumulując Moc w jednej, unoszącej się w powietrzu kuli, w której fioletowo-niebieskie strużki Mocy splatały się ze sobą, tworząc niewyobrażalną potęgę. Szlag! -zaklęła w myśli, ignorując wciąż doskwierający ból w lewej, bezwładnie zwisające ręce. -Trzeba było posłuchać i przestudiować obronę przed czarami! -obwiniała siebie, o swój brak przezorności.
-Nawet twój kochany Mistrzunio ci już nie pomoże! -zaśmiała się pogardliwie, a wytworzona kula energii przebyła powietrze uderzając padawankę, która niezdolna odeprzeć ataku upadła na ziemię wstrząsana spazmami. Wiła się z bólu, a Sithanka karmiła się echem jej cierpienia; jej bólem, przemieniając te czynniki w czystą potęgę ciemnej strony.
-Nie dam ci wygrać! -wrzasnęła dziewczyna czując przeszywającą ją energię, która powoli wypalała ją od środka, poczuła jak kumuluje się w jej prawym przedramieniu; tworząc szeroką ranę, odkrywając je do czystych kości, w tym właśnie momencie, nastawiona na bezproblemową wygraną przeciwniczka zatopiłą miecz świetlny w tym odkrytym i łatwym do ataku miejscu łamiąc kości, padawanka krzyknęła jeszcze głośniej nie mogąc znieść bólu, na jaki została skazana. Napastniczka zgrabnym ruchem uniosła miecz nad sobą. Bliźniacze klingi zgasły, na powrót przypięte do pasa. Chcąc jak najdłużej rozkoszować się jej cierpieniem, zagłębiła długie paznokcie w jej policzkach tworząc dwie podłużne rany, z których obficie spływała krew; czerwone krople skapywały na piasek, barwiąc go na czerwono.
-Słabi nie zasługują na życie. -stwierdziła kobieta unosząc własny miecz świetlny Togrutanki w celu dobicia jej ostatecznie.
-Jesteś słaba... spodziewałam się więcej po padawance Skywalkera... spodziewałam się choć w połowie takiej potęgi, jaką on sam posiada, ale nie.. ty jesteś tylko ciężarem, jesteś zbędnym brzemieniem, które on musi chronić.. gdy cię zabraknie..zemsta zawładnie nim na tyle.. by dzięki tobie unicestwić cały Zakon Jedi. To przez ciebie. Doprowadzisz do jego upadku, dzieciaku! Do upadku wszystkich szumowin, cholernych Jedi, którzy posługują się tymi swoimi dennymi regułkami. Żegnaj na zawsze! -wstrzymała się przed ciosem w celu jeszcze dłuższego napawania się jej cierpieniem. Jednym kopnięciem zmiażdżyła żebra bezbronnej padawanki łamiąc je na różne strzępki i kruche, wbijające się we wnętrzności okruchy. Padawnka jęknęła z bólu; nie miała już nawet siły na agonalne wrzaski, które tak napędzały pragnienie Sithów. Zamknęła oczy, by nie widzieć własnej śmierci.
____________________________________________________
Komukolwiek udało się to przeczytać? O.o O.O o.O
Rozdział z dedykiem dla Innej, Des i Igi. =D
Mordowanie, Mordowanie, MORDOWANIE. *-* Jak ja kocham sprawiać im ból i kruszyć kości... myślę na głos... zresztą nieważne.. Zabijanie ♥
***
Obudziła się i z wielkim "bum" stoczyła z łóżka. Ał! Poczuła lekki ból w klatce piersiowej, którą uderzyła bezpośrednio w podłogę. Uniosła się na rękach i omiotła pomieszczenie wzrokiem. Zrezygnowana wstała i przeciągnęła się, podążyła do pokoju Anakina - nie wiedziała dlaczego, tak podpowiedziało jej przeczucie. Zastała tam tylko ciemność.. jej Mistrza nie było; stwierdziła to, gdy tylko przekroczyła próg pokoju. Nie było czuć Mocy, emanującej od jego egzystencji. Westchnęła, nagle, ogarnęły ją uczucie obcej obecności...Nie miecze... wydają charakterystyczny pomruk, który może zwrócić uwagę... Pochwyciła z brzegu jeden z prętów jarzeniowych. Zapaliła go; pomieszczenie oświetlił niebieski blask, dokładnie rozświetlając jej drogę. Nie czekając zbyt długo, lekkim kopniakiem pchnęła drzwi, nie napotykając się na żaden opór - wyszła na zewnątrz, prosto w pułapkę.
***
Stanęła jak wryta, nagle; zastygła w bezruchu.Wystarczył ułamek sekundy, by zorientować się w sytuacji. To zasadzka! Dziwna obecność wywiodła ją prosto na piaszczyste wydmy, gdzie trudno będzie się poruszać. Jak mogła być taka głupia! Jej Mistrz od razu porządnie by ją skarcić. Nie było odwrotu. Czyjaś postać, na pewno silna Mocą rysowała się dokładnie.... ale gdzie? Wszędzie; czuła ją wszędzie, ale nie było to kilka osób... wyczuwała jedno potęgę; wezbraną w jednej osobie.. a jednak tak podzieloną. To iluzja! Skup się!
-Mi-mistrzu..?-wydukała, jak gdyby posiadało to choć najmniejszy sens. A nie posiadało? Mógł spróbować zwabić ją w pułapkę, by następnie wytknąć błędy jakie popełnia, udowodnić, że działa zbyt pochopnie - i w przeciwieństwie do niego, ta pochopność nie wychodzi jej na dobre. Trwałą w bezruchu; poczuła jak jakaś siła delikatnie opatula jej umysł, próbując złamać jej silną wolę. O nie! Nie ma tak łatwo. Błyskawicznie odpędziła widmo, niszcząc je jeszcze w zarodku; i z zadowoleniem przywróciła całkowitą władzę nad własnym umysłem. Nim zdążyła w jakikolwiek sposób przygotować się na nadchodzącą konfrontację; powietrze przecięła czerwona, bliźniacza klinga miecza świetlnego. Zbyt wolno. Nie zdołała odeprzeć ataku; jedyną obroną był unik. Gwałtownie skoczyła w tył robiąc popisowe salto, bezpiecznie lądując, płasko na stopach. W mgnieniu oka rękojeści opuściły jej wewnętrzną kieszeń, po dwóch mgnieniach soczysto zielone klingi wystrzeliły z nich pomrukując kojąco. Nie widziała przeciwnika; dokładnie opatulił go mrok. Jakby było tego mało; ukryta, dzięki jakimś starożytnym Sithańskim naukom, kryła się, niedostrzegana przez wyczulone, otwarte na Moc zmysły Togtrutanki.
-Pokaż się!-rozkazała zaciskając chudą dłoń w zapraszający geście. -Nie boję się ciebie.- dodała po chwili, lustrując dokładnie bystrym wzrokiem otoczenie i spowijającą ją ciemność, rozświetloną jedynie przez blask jej własnego ostrza. Strach to ciemna strona Mocy...-szeptał jakiś wewnętrzny głos, jakby próbując dodać jej otuchy.
-Nie boję się!- krzyknęła ponownie, jakby przekonując jednocześnie siebie o swojej odwadze. Obróciła się w lewo; jakiś cichy szmer, zgrzytanie piasku błyskawicznie dotarł do uszu padawanki. Przygryzła wargę.
-Dlaczego ze mną pogrywasz? -miecze świetlne trzymała gotowe do ataku; jeden z nich wyciągnięty przed siebie, drugi natomiast z tyłu. Przeciwnik nie był w stanie zadać ciosu ani w plecy; ani w klatkę piersiową, dodatkową mimo, że jej boki były osłonięte, jej szybkość pozwala momentalnie odparować takowy, nawet najwykwintniejszy atak. Nie bój się, Ahsoko! Ona karmi się twoim strachem... przemienia go w potęgę, działając na swoją korzyść..
.-Jesteś słaba, boisz się mnie?- rzuciła pytanie na wiatr, prowokując przeciwnika do ujawnienia się. Poczuła gęsią skórkę, wstępującą na ramiona. Bała się. Mimo nauki od dziecka; wciąż się bała. Nie pozwól, by strach kierował twoimi ruchami. Moment nieuwagi; roztrząsanie własnego strachu było kolejnym błędem. W ułamku sekundy, nad jej głową ponownie błysnął czerwony miecz spadając na nią z niewyobrażalną siłą. Była gotowa. W ostatniej chwili ustawiła miecz we właściwej pozycji sprawnie odprawiając atak. Lecz siła uderzenia zwaliła ją z nóg; jej przeciwnik, czy raczej przeciwniczka pozostał niewzruszony. Czeka na mój ruch.. czeka aż popełnię śmiertelny błąd. Przez chwilę krążyły wzdłuż okręgu, naprzeciwko siebie, dokładnie śledząc wzajemne ruchy. Ma przewagę. To jest pewne. Gdyby Anakin tu był.. ychh! Przestań, jego tu nie ma. Musisz polegać na sobie. -rozpraszała się. Znów poczuła delikatne wici ciemnej strony opatulające jej skołowane zmysły. Nie! Ponownie je odepchnęła, nie dając się wciągnąć w czasochłonną walkę woli.
-Jesteś słaba. -syknął potencjalny wróg, po raz pierwszy w ogóle się odzywając; teraz była pewna, to ona, jej mimo wszystko głęboki i pewny głos wywarł lekkie zdziwienie na Ahsoce. Jest bardzo pewna siebie... to może ją zgubić!- momentalnie przypomniała sobie jedną z lekcji, przyswajanych w świątyni.
-Nauki Jedi na nic ci się nie zdadzą, dziecko. -warknęła ponownie Sithanka, jakby czytając jej w myślach. -To jest walka. A nie ćwiczenia z atrapami mieczy świetlnych...-dodała próbując zmusić Ahsokę do obudzenia w sobie gniewu.
-Nie jestem słaba!- wybuchnęła nagle padawanka rzucając się na przeciwniczkę. Siła uderzenia przewróciła Lady Sith na ziemię.
-Imponujące...-mruknęła błyskawicznie odskakując w tył, za nim Ahsoka zdołała zareagować. -Nie doceniłam Cię.. ale to Ci nie pomoże. Jesteś stracona. -podniosła na nią swój upiorny wzrok; jej złote oczy błyszczały determinacją, a usta wykrzywił złośliwy uśmiech. Wyciągnęła otwartą dłoń przed siebie, za nim Ahsoka zdążyła zorientować się w sytuacji; z dłoni kobiety wystrzeliła burza fioletowych błyskawic, które jednak w niewyjaśniony sposób zdołała wchłonąć ostrzem miecza świetlnego.
-Jesteś uczniem! -stwierdziła Ahsoka orientując się, że potęga oponenta nie jest wcale tak duża, jak początkowo jej się zdawało. Nieprzyjaciel nic nie powiedział, jego odpowiedzią był przemyślany atak z użyciem podwójnego miecza świetlnego. To nastąpiło tak szybko, tak gwałtownie, zwalając Tano z nóg. upadła na plecy i czując jak jej antagonista jednym ruchem miażdży jej dłoń krusząc paliczki; wydała przepełniony cierpieniem jęk bólu. Nie, nie, nie, to nie może być koniec! Nie mogę zginąć w taki sposób! Ujrzała plamy przed oczami, urywany oddech przyśpieszył; mimo obrażeń, znalazła w sobie siłę, by przeturlać się w bok unikając poziomego cięcia przez pierś. Nie ma emocji jest spokój. - wyrecytowała w myśli fragment kodeksu honorowego Jedi. Nie ma emocji jest spokój...-poczuła jak siły kumulują się w drugiej; prawej dłoni powstała ignorując rozrywający ból i pokruszone kości, bezustannie wbijające się w jej mięśnie. Rywal popełnił znaczący błąd - skoncentrował atak na lewej dłoni; tej słabszej. Mimo, że jeden z jej mieczy, leżał teraz zgaszony u stóp jej przeciwnika; nie potrafiła, a może nie chciała skupiać się na przeciąganiu go, w obawie przed kolejną utratą koncentracji. Spuściła wzrok, ale natychmiast go podniosła, ze świadomością konsekwencji spuszczenia groźnej rywalki z oczu.
-To twój koniec, dziecinko. -była taka pewna, taka.. arogancka? Do tej pory myślała, że to jej Mistrz był arogantem... a jednak nie. To sithowie nimi są! Skywalker po prostu roztaczał wokół siebie aurę pewności siebie; która w praktyce - sprzyjała też innym.
-Mam nad tobą jedną, znaczącą przewagę. -syknął przeciwnik, próbując uświadomić jej swoją potęgę.
-W porównaniu do ciebie, byłam szkolona w ...magii Sithów! -rzuciła, kumulując Moc w jednej, unoszącej się w powietrzu kuli, w której fioletowo-niebieskie strużki Mocy splatały się ze sobą, tworząc niewyobrażalną potęgę. Szlag! -zaklęła w myśli, ignorując wciąż doskwierający ból w lewej, bezwładnie zwisające ręce. -Trzeba było posłuchać i przestudiować obronę przed czarami! -obwiniała siebie, o swój brak przezorności.
-Nawet twój kochany Mistrzunio ci już nie pomoże! -zaśmiała się pogardliwie, a wytworzona kula energii przebyła powietrze uderzając padawankę, która niezdolna odeprzeć ataku upadła na ziemię wstrząsana spazmami. Wiła się z bólu, a Sithanka karmiła się echem jej cierpienia; jej bólem, przemieniając te czynniki w czystą potęgę ciemnej strony.
-Nie dam ci wygrać! -wrzasnęła dziewczyna czując przeszywającą ją energię, która powoli wypalała ją od środka, poczuła jak kumuluje się w jej prawym przedramieniu; tworząc szeroką ranę, odkrywając je do czystych kości, w tym właśnie momencie, nastawiona na bezproblemową wygraną przeciwniczka zatopiłą miecz świetlny w tym odkrytym i łatwym do ataku miejscu łamiąc kości, padawanka krzyknęła jeszcze głośniej nie mogąc znieść bólu, na jaki została skazana. Napastniczka zgrabnym ruchem uniosła miecz nad sobą. Bliźniacze klingi zgasły, na powrót przypięte do pasa. Chcąc jak najdłużej rozkoszować się jej cierpieniem, zagłębiła długie paznokcie w jej policzkach tworząc dwie podłużne rany, z których obficie spływała krew; czerwone krople skapywały na piasek, barwiąc go na czerwono.
-Słabi nie zasługują na życie. -stwierdziła kobieta unosząc własny miecz świetlny Togrutanki w celu dobicia jej ostatecznie.
-Jesteś słaba... spodziewałam się więcej po padawance Skywalkera... spodziewałam się choć w połowie takiej potęgi, jaką on sam posiada, ale nie.. ty jesteś tylko ciężarem, jesteś zbędnym brzemieniem, które on musi chronić.. gdy cię zabraknie..zemsta zawładnie nim na tyle.. by dzięki tobie unicestwić cały Zakon Jedi. To przez ciebie. Doprowadzisz do jego upadku, dzieciaku! Do upadku wszystkich szumowin, cholernych Jedi, którzy posługują się tymi swoimi dennymi regułkami. Żegnaj na zawsze! -wstrzymała się przed ciosem w celu jeszcze dłuższego napawania się jej cierpieniem. Jednym kopnięciem zmiażdżyła żebra bezbronnej padawanki łamiąc je na różne strzępki i kruche, wbijające się we wnętrzności okruchy. Padawnka jęknęła z bólu; nie miała już nawet siły na agonalne wrzaski, które tak napędzały pragnienie Sithów. Zamknęła oczy, by nie widzieć własnej śmierci.
____________________________________________________
Komukolwiek udało się to przeczytać? O.o O.O o.O
Rozdział z dedykiem dla Innej, Des i Igi. =D
Mordowanie, Mordowanie, MORDOWANIE. *-* Jak ja kocham sprawiać im ból i kruszyć kości... myślę na głos... zresztą nieważne.. Zabijanie ♥
Mająca mnie dosyć cholero! (ja i tak cię kocham, wiem, jestem okropna i nieznośna). Ahsoka to mały słodki kociak, robiący z ludzi grzejniki, wiecznie głodny i śpiący na kanapach! (jak ja, poza tym "słodki kociak"). Doczekałam się, doczekałam się, je je je! Męczu, męczu, ale bez zabijania! Nie zabijaj jej bo jak ją zabijesz to potnę się nożem do masła a na cb naślę Potworny Keczup!! *tup* Ale ja miałam to przed oczami (tak, wiem jak wygląda rozcięta do kości ręka). Anakin ciulu, ruszaj dupę żeby ją uratować bo skopię ci dupę, jak Sadie skopała magiczne usztebi Thota!! Jak się nie ruszysz naślę na ciebie fochniętego Horusa i Anubisa (on jest zajebisty i...no mrrrrrrrrrrrrrr jakby to powiedziała Bastet (*) *.*), żeby kłócił się z tym pierwszym i odeślą cię aż do magicznej, niewidzialnej szafki w Duat, w której siedzi już Leroy! xD Jestem głpia, czekam na więcej! NMBZT, niech potwory cię nie gryzą, Śmierciożrcy nie ścigają a magowie z Domu Życia nie ścigają :*. (widzę już twój facepalm)
OdpowiedzUsuńDobra, pomęczyłaś ją, ale bez zabijania >.<
OdpowiedzUsuńAnakinie, ty zajebisty idioto, rusz dupę albo Ci ją skopię! Zrozumiano?! Tu Violett zabija Ahs a ty se wodospadzik oglądasz!
Komantarz nie długi, bo ja tu padam... *śpi*
Wiesz, że rozdział boski jak zawsze. :D
NMBZT :*
Zgadzam się ;)
Usuń@Iga, wodospadzik ogląda? Ty nie wiesz co go czeka przy tym wodospadzie... ]:->
UsuńJa nie wiem ale zapewne się dowiem nastąpi to za nie dlugo na kontynuacji bloga zapewne ;*
UsuńWitaj :) Pozwolę sobie skomentować bo na razie ilość moich śladów na tym blogu jest znikoma. Udało mi się przeczytać i jestem pod wrażeniem. :)Jeśli chodzi o zabijanie i drastyczne sceny to muszę przyznać, też kocham. ^^ Ogółem bardzo mi się podoba zarówno przekaz, jak i Twój styl pisania. Pochwalę Cię; bardzo pięknie się wyrażasz i masz niezmiernie bogate słownictwo, czego Ci zazdroszczę. :D Zastanawiam się, co Ty, człowieku musisz mieć z polskiego!? (Hmmm... 7? XD) Powinnaś w przyszłości zostać pisarką, bo masz talent, dziewczyno! Twój blog w porównaniu do mojej glupawej parodii GF to po prostu dzieło!
OdpowiedzUsuńCo tu po mnie... Weny w tworzeniu! :)
Loffciam Cięęę ^^
OdpowiedzUsuńWalka cudowna, wiesz co, moja Violcia jest groźna :( Biczys, zajebioza ^.^ Świetnie ją opisałaś, naprawdę. Przeczytaj swój pierwszy rozdział, a ten. Zobacz jak bardzo polepszyło Ci się pisanie. Jestem Z Cb dumna ^^ Czekam na ciąg dalszy, wybacz, że tak krótko, ale jestem mega zajęta. Chyba zauważyłaś, że nie mam za dużo czasu :( Bardzo Cię przepraszam i życzę weny :*
Zarąbiste! Mam nadzieje że dalsza kontynuacja tej historii bedzie rowiez tak emocjonujaca!
OdpowiedzUsuń