Obudziły ją wpadające przez okno promienie słońca, leniwie otworzyła powieki i obróciła się na lewy bok. Pustka. Podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła oczy dłonią.
-Annie?-szepnęła tłumiąc ziewnięcie. Cisza. Przeciągnęła się, wsunęła stopy w puchate kapcie, wstała i rozejrzała się w poszukiwaniu ukochanego. Nie było go w zasięgu jej wzroku, prędko podeszła do rozciągającego się na wschodniej ścianie okna. Ujrzała go siedzącego na balustradzie, wpatrującego się w dopiero co wschodzące słońce. A więc jest tak wcześnie...-przeszło jej przez myśl. Nie zwlekając nacisnęła klamkę wychodząc na średniej wielkości balkon. Westchnęła stojąc w drzwiach. Nie zrobiła nawet trzech kroków, gdy mężczyzna jej życia odezwał się łagodnie. -Księżniczki mogą spać podobno ile im się podoba...-uśmiechnął się rozbrajająco zeskakując z poręczy. Padme wywróciła oczami.
-Ale ja nie jestem jedną z nich...-podeszła, stanęła na palach i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
-Achh, no tak... jesteś przecież 'Aniołem'.-mruknął rozbawiony ujmując jej twarz w dłonie. To krótkie słowo przywołało tyle wspomnień... nazwał ją tym mianem przy ich pierwszym spotkaniu... to było tak dawno, a wydałaby się, że miało miejsce dopiero wczoraj...
-Przestań...-wykrztusiła tylko i wtuliła się w jego klatę.
-Hmm...pomyślę, cóż... możliwe, że mógłbym, ale... nie, jednak nie.- pokazał jej język, tym swoim brzydkim zwyczajem.
-Anakinie, to nieładnie...-skarciła go grożąc palcem.
-Pfff, trudno. -prychnął i wzruszył ramionami. -Ja po pr...-w dokończeniu słów przerwało mu ciche pikanie komunikatora. Posłał Padme przepraszające spojrzenie, następnie wyjął urządzenie z kieszeni, a nad małym okręgiem ułożonym na jego otwartej dłoni zawisł niebieski hologram Obi-Wana.
-Tak, Mistrzu?-spytał, a jego brew powędrowała do góry w geście zapytania.
-Żyjesz...dopiero wracasz do świątyni, a już znikasz...-nie dał sobie przerwać, gdy Anakin starał się coś powiedzieć.-Ale mniejsza o to, Mistrz Yoda ma dla was misję.. dla was, to znaczy dla ciebie i twojej padawanki.-pogładził się po brodzie. -Priorytet niezbyt wysoki... ale nie każ Yodzie czekać, mój były padawanie. Oczekuję cię pod świątynią, możliwe, że uda mi się wymusić udział w tej misji...-skinął głową nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Co?! Czemu ma wymuszać... czy on mi nie ufa?! Czy on twierdzi, że jestem wciąż dzieckiem, które trzeba pilnować?!-krzyczał jakiś głosik w jego wnętrzu.
-Annie...-poczuł kojący dotyk na swoim ramieniu. -Musisz iść...?-spojrzała na niego, w jej oczach iskrzyła się nadzieja, nadzieja na to, że jednak wszystko co słyszała teraz to tylko wytwór jej wyobraźni... niestety, tak nie było...
-Muszę... muszę lecieć na misję. -obrócił się w jej stronę zaciskając protezę ręki w pięści. -Przepraszam... ja.. naprawdę mi... -nie potrafił obrać tego, co czuł w słowa, zwiesił tylko głowę wbijając wzrok w podłogę.
-To nie twoja wina..-szepnęła, ujęła go za podbródek i zmusiła by spojrzał jej w oczy. -Mamy wojnę... to twój obowiązek. -uśmiechnęła się lekko, ucałowała krótko i wtuliła. -Będę tu, gdy wrócisz, nie zapominaj...- powiedziała odsuwając się. -Nie każ im czekać...- dodała. Anakin tylko pokiwał głową, był już w odpowiednim odzieniu, pocałował ją na pożegnanie i podszedł do balustrady. -Wrócę. Obiecuję.-odwrócił się, by jeszcze raz na nią spojrzeć, a potem zeskoczył znikając jej z oczu.
***
-Ale ja nie jestem jedną z nich...-podeszła, stanęła na palach i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
-Achh, no tak... jesteś przecież 'Aniołem'.-mruknął rozbawiony ujmując jej twarz w dłonie. To krótkie słowo przywołało tyle wspomnień... nazwał ją tym mianem przy ich pierwszym spotkaniu... to było tak dawno, a wydałaby się, że miało miejsce dopiero wczoraj...
-Przestań...-wykrztusiła tylko i wtuliła się w jego klatę.
-Hmm...pomyślę, cóż... możliwe, że mógłbym, ale... nie, jednak nie.- pokazał jej język, tym swoim brzydkim zwyczajem.
-Anakinie, to nieładnie...-skarciła go grożąc palcem.
-Pfff, trudno. -prychnął i wzruszył ramionami. -Ja po pr...-w dokończeniu słów przerwało mu ciche pikanie komunikatora. Posłał Padme przepraszające spojrzenie, następnie wyjął urządzenie z kieszeni, a nad małym okręgiem ułożonym na jego otwartej dłoni zawisł niebieski hologram Obi-Wana.
-Tak, Mistrzu?-spytał, a jego brew powędrowała do góry w geście zapytania.
-Żyjesz...dopiero wracasz do świątyni, a już znikasz...-nie dał sobie przerwać, gdy Anakin starał się coś powiedzieć.-Ale mniejsza o to, Mistrz Yoda ma dla was misję.. dla was, to znaczy dla ciebie i twojej padawanki.-pogładził się po brodzie. -Priorytet niezbyt wysoki... ale nie każ Yodzie czekać, mój były padawanie. Oczekuję cię pod świątynią, możliwe, że uda mi się wymusić udział w tej misji...-skinął głową nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Co?! Czemu ma wymuszać... czy on mi nie ufa?! Czy on twierdzi, że jestem wciąż dzieckiem, które trzeba pilnować?!-krzyczał jakiś głosik w jego wnętrzu.
-Annie...-poczuł kojący dotyk na swoim ramieniu. -Musisz iść...?-spojrzała na niego, w jej oczach iskrzyła się nadzieja, nadzieja na to, że jednak wszystko co słyszała teraz to tylko wytwór jej wyobraźni... niestety, tak nie było...
-Muszę... muszę lecieć na misję. -obrócił się w jej stronę zaciskając protezę ręki w pięści. -Przepraszam... ja.. naprawdę mi... -nie potrafił obrać tego, co czuł w słowa, zwiesił tylko głowę wbijając wzrok w podłogę.
-To nie twoja wina..-szepnęła, ujęła go za podbródek i zmusiła by spojrzał jej w oczy. -Mamy wojnę... to twój obowiązek. -uśmiechnęła się lekko, ucałowała krótko i wtuliła. -Będę tu, gdy wrócisz, nie zapominaj...- powiedziała odsuwając się. -Nie każ im czekać...- dodała. Anakin tylko pokiwał głową, był już w odpowiednim odzieniu, pocałował ją na pożegnanie i podszedł do balustrady. -Wrócę. Obiecuję.-odwrócił się, by jeszcze raz na nią spojrzeć, a potem zeskoczył znikając jej z oczu.
***
Wędrował ulicami Coruscant rozglądając się we wszystkie możliwe kierunki. Spotykał dzieci, które machały mu na powitanie, ich rozkapryszone matki, które nie pozwalały za żadne skarby im z nim porozmawiać, kilkunastu zamaskowanych osobników, osoby, które znał z widzenia... ogólnie rzecz biorąc w stolicy Republiki zróżnicowanie ras było największe w całej galaktyce. Pod murami świątyni dostrzegł na oko pięcioletniego chłopca, w brudnych łachmanach, ze zerdzewiałą puszką w dłoniach. Westchnął, podszedł do niego.
-Dlaczego żebrzesz pod świątynią?- zapytał bez żadnego wstępu przykucając. Chłopczyk nie odpowiedział, odwrócił wzrok tak, by na niego nie patrzeć.
-Mały...zadałem ci pytanie. -westchnął ostentacyjnie.
-Mama jest chora... tata zginął w wybuchu, a ja jestem za mały, żeby pracować...-jęknął cicho.
Cóż z nas za obrońcy wolności, skoro dzieci są zmuszane do żebrania? Cóż z nas za ludzie, skoro nie umiemy zapewnić im opieki? Dlaczego chory nie dostają pomocy... Nic już nie rozumiem!- bił się z myślami.
-Anakinie!- usłyszał donośny krzyk Obi-Wana, który dostrzegł go właśnie wychodząc ze świątyni. -Rusz się! Yoda czeka. -dokończył i zniknął za murami budynku.
-Przykro mi mały...-podniósł się i poczochrał go po głowie. -Obiecuję, że wojna się skończy... obiecuję ci, że twoja mama wyzdrowieje. -dodał pośpiesznie i wrzucił do jego puszki kilka groszy. -Na razie nie mogę, ale...-wyjął kartkę i napisał na niej krótki liścik. -Idź tam. -wskazał jadłodajnię po drugiej stronie ulicy. -Niech dadzą ci ciepły posiłek... gdyby się wahali daj im to.-podał mu skrawek papieru.- Powinno ich przekonać. -mruknął znikając tam gdzie ówcześnie jego Mistrz. Nie do końca przekonany wędrował korytarzem w kierunku sali posiedzeń, gdy wreszcie udało mu się dotrzeć na miejsce, pewnie przekroczył próg sali, ukłonił się wpół i rozpoczął...czekanie. Czekanie aż któryś z członków rady zabierze głos. Chwilę po nim dołączyła do niego Ahsoka. Uśmiechnął się do niej lekko, gdy tylko stanęła obok.
-Więc misję do omówienia mamy...-zaczął Yoda. -Wysłać was mamy na...-
-...Tatooine.-dokończył Obi-Wan siedzący w fotelu po prawej stronie.
Ta-Tatooine?! Ale... przecież! Tylko nie Tatooine! To najgorsze miejsce w Galaktyce! To najgorsze... tam.. nienawidzę!-krzyczał gdzieś w środku Skywalker. W rzeczywistości skrzywił się tylko i odwrócił wzrok w inną stronę. Ahsoka błyskawicznie wyłapała ten gest, ale nic nie powiedziała. Resztę spotkania Skywalker przemilczał, przytakiwał tylko, chociaż tak naprawdę nie słuchał kompletnie. Po zakończeniu spotkania opuścił salę pierwszy idąc przed siebie.
-Dlaczego żebrzesz pod świątynią?- zapytał bez żadnego wstępu przykucając. Chłopczyk nie odpowiedział, odwrócił wzrok tak, by na niego nie patrzeć.
-Mały...zadałem ci pytanie. -westchnął ostentacyjnie.
-Mama jest chora... tata zginął w wybuchu, a ja jestem za mały, żeby pracować...-jęknął cicho.
Cóż z nas za obrońcy wolności, skoro dzieci są zmuszane do żebrania? Cóż z nas za ludzie, skoro nie umiemy zapewnić im opieki? Dlaczego chory nie dostają pomocy... Nic już nie rozumiem!- bił się z myślami.
-Anakinie!- usłyszał donośny krzyk Obi-Wana, który dostrzegł go właśnie wychodząc ze świątyni. -Rusz się! Yoda czeka. -dokończył i zniknął za murami budynku.
-Przykro mi mały...-podniósł się i poczochrał go po głowie. -Obiecuję, że wojna się skończy... obiecuję ci, że twoja mama wyzdrowieje. -dodał pośpiesznie i wrzucił do jego puszki kilka groszy. -Na razie nie mogę, ale...-wyjął kartkę i napisał na niej krótki liścik. -Idź tam. -wskazał jadłodajnię po drugiej stronie ulicy. -Niech dadzą ci ciepły posiłek... gdyby się wahali daj im to.-podał mu skrawek papieru.- Powinno ich przekonać. -mruknął znikając tam gdzie ówcześnie jego Mistrz. Nie do końca przekonany wędrował korytarzem w kierunku sali posiedzeń, gdy wreszcie udało mu się dotrzeć na miejsce, pewnie przekroczył próg sali, ukłonił się wpół i rozpoczął...czekanie. Czekanie aż któryś z członków rady zabierze głos. Chwilę po nim dołączyła do niego Ahsoka. Uśmiechnął się do niej lekko, gdy tylko stanęła obok.
-Więc misję do omówienia mamy...-zaczął Yoda. -Wysłać was mamy na...-
-...Tatooine.-dokończył Obi-Wan siedzący w fotelu po prawej stronie.
Ta-Tatooine?! Ale... przecież! Tylko nie Tatooine! To najgorsze miejsce w Galaktyce! To najgorsze... tam.. nienawidzę!-krzyczał gdzieś w środku Skywalker. W rzeczywistości skrzywił się tylko i odwrócił wzrok w inną stronę. Ahsoka błyskawicznie wyłapała ten gest, ale nic nie powiedziała. Resztę spotkania Skywalker przemilczał, przytakiwał tylko, chociaż tak naprawdę nie słuchał kompletnie. Po zakończeniu spotkania opuścił salę pierwszy idąc przed siebie.
–Anakinie…- Kenobi dogonił go natychmiast i złapał za ramię. –Gdzie się
wybierasz? –spytał jakby półżartem.
–Czemu mnie tam wysyłacie?- obrócił się w
jego stronę i popatrzył wzrokiem, który mógłby zabić. –Bo… bo wydajesz się
najlepszy.. do tego typu misji. –wykrztusił w końcu.
–Taa… -burknął. –Przecież wiesz,
jak nienawidzę Tatooine! Ta koszmarna planeta.. ona.. Mistrzu! Ja… po cholerę
mnie tam wysyłacie! Nienawidzę Huttów… nienawidzę.. nienawidzę. –Kenobi zacisnął
palce na jego ramieniu, by w ten sposób pohamować targające nim w tej chwili
emocje. –Spokojnie. Spokojnie, Anakinie. –powiedział łagodnie. –Dasz sobie radę…
wierzę w ciebie. –dodał. –Powiedz mi.. dla kogo my walczymy?- przygryzł wargi i
zadał wreszcie to tłumione przez lata pytanie.
–Co?- Obi-Wan nie do końca
zrozumiał postawione zapytanie.
–Dla kogo walczymy? Bo z dnia na dzień coraz
bardziej odnoszę wrażenie, że nie zależy nam na ludziach, że… że walczymy dla
własnej chwały.. –pokręcił głową, jego usta drżały.
–Anakinie… o czym ty
mówisz? Dobrze wiesz, że.. walczymy dla dobra Republiki, walczymy dla
wolności.. staramy się… staramy się, by wszystkim żyło się lepiej… -spojrzał
w oczy swojemu ekspadawanowi. – O co ci
chodzi?- uniósł jedną brew.
–O co chodzi? Chodzi o to, że miliony ludzi,
miliony… rodziców giną w tej wojnie pozostawiając dzieci samym sobie… a my nie
potrafimy zapewnić im odpowiedniej opieki. Pod świątynią żebrał chłopczyk,
stracił ojca, jego matka ciężko choruje. Widziałem w jego oczach… taką ogromną
wiarę, wiarę w to, że my, Jedi kiwnięciem palca możemy odmienić jego smętny los…
nie wiesz jak… jak się czułem. To takie… demotywujące. Walczymy codziennie na
wojnie, ratując miliony, a nawet miliardy istnień, a nie jesteśmy w stanie
pomóc jednej, samotnej istotce. Nie potrafimy zapewnić jej pożywienia… by mogła
zjeść ciepły posiłek, poczuć się bezpiecznie… Ta nadzieja w oczach… Obi-Wanie,
ja czuję.. czuję, że robimy wszystko dla własnych interesów. –westchnął i
nabrał powietrza do płuc czując karcący wzrok swojego byłego Mistrza.
–Anakinie…
ja… dobrze wiesz, że staramy się jak możemy, ale… ale nie można uratować
wszystkich… Musisz przestać obwiniać się za coś, co nie jest następstwem twojego psotępowania…
obarczać się poczuciem winy za coś, na co nie masz wpływu…- pokręcił głową
kładąc dłonie na jego ramionach.
–Gdy tu nie o to chodzi, Obi-Wanie… Chodzi o
to, że pomagamy codziennie całym milionom
wiosek, miast i planet… ale co z tego, jeśli jesteśmy nieczuli na pojedyncze
cierpiące istoty?- zaczerpnął głęboko powietrza. –Gdy mamy do wyboru uratować
dziecko lub całe miasto… wybieramy miasto, a dziecko postawiamy, bo jest to
jedna istota.. a tam są miliony. Moim zdaniem, nasze myślenie jest… płytkie.
_____________________________________
Rozdział z dedykacją dla Igi. :]
A więc kochany spamowiczo-zdechlaku ,jeżeli od początku rozdziału słodzisz to mnie uprzedzaj ponieważ mam w zwyczaju jedzenie Nutelli kiedy siedzę przed komputerem a obawiam się cukrzycy =P ,z góry dziękuję za pozytywne rozpatrzenie podania. xD Rozdział jak zawsze świetny tylko cię zamorduję bo zawsze każesz mi czekać *foch i przytup*! Scena pod świątynią z czymś mi się skojarzyła ale sama nie jestem pewna z czym więc dzięki tobie mam rozkminę na cały wieczór a miałam coś napisać =P. Czekam na tą misję prawie tak niecierpliwie jak na następny piątek xD (nie ,nie będę pijakiem =P )! NMBZT :*
OdpowiedzUsuńJeeej pierwsza! xD
UsuńTrolololololo
UsuńPrzeczytałam CAŁY!!
Możesz w to uwierzyć !? >.<
Ach. Cudownie. Kocham te teksty Anakina Są rozbrajające xD Ogólnie ciekawy rozdział, chyba już zapomniałam jak to jest czytać u cb rozdziały jednym tchem... Dobrze że w końcu się za to zabrałam ^^
Czekam na kolejne opow ;P
Oby było szybko xD
PS; Des, pijaku, my się chyba musimy spotkać na jakiejś imprezie! ;D Wbijaj do mnie!
Pijaki, pijaki wszędzie...
UsuńSpoko ,już lecę!^^ Pewnie ,że musimy xD Wika ,ty nie marudź :*
UsuńDobre.Dużo przemyśleń.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie. :D Cieszę się, że mam nowego czytelnika. Niech moc będzie z Tobą! :D
UsuńDobre.Dużo przemyśleń.
OdpowiedzUsuńHm... czuło trochę...wybacz, że to krytykuję, ale wiesz jaka ja jestem...nieważne.
OdpowiedzUsuńRozdział ogółem jest do przeczytania, ale jest nudno. Rozumiem, że to cisza przed burzą, którą ja też często robię. No ale cóż...oby w następnym było ciekawiej.
Piszesz strasznie długie dialogi czy tylko mi się tak wydaje z powodu tego, iż dawno nie czytałam żadnego bloga? xD
Wenki i niech moc będzie z Tobą ;3
Cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo, cudo!
OdpowiedzUsuńCem natępny *-* :D
Pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz!
:D Taki mały spamik *marzyciel*
NMBZT :*