poniedziałek, 25 marca 2013

30. Polowanie na Senatora.

-AHSOKA!- usłyszała krzyk i trzaśniecie drzwiami, przestraszona spadła z łóżka uderzając o twardą podłogę. -Nie romansuj z podłogą, mamy trening, geniuszu...-jeden z młodszych padawanów wparował do jej pokoju szczerząc się wesoło, w jego oczach błyszczała ekscytacja. 
-Aleee..-mruknęła podnosząc się z podłogi, lecz Padawan posłał jej jednoznaczne spojrzenie. - Już idę... no dobra..-wywróciła oczami, a niespodziewany gość opuścił jej pokój. Odkąd jej Mistrz zginął była zobowiązana trenować z innymi, w grupie. Nienawidziła tego, jedni się wywyższali, inni nie pozwalali zapomnieć o niedawno mającej miejsce śmierci, jeszcze inni najzwyczajniej w świecie sugestywnie dawali jej znaki, że to właśnie z jej winy do niej doszło. Niewiele myśląc pochwyciła z brzegu pierwszą lepszą tunikę, narzuciła ją na siebie i przypiąwszy do pasa dwie rękojeści ze soczysto zielonymi, ukrytymi klingami opuściła pomieszczenie ruszając korytarzem we właściwym kierunku. Szła wolno, ze spuszczoną głową, podnosząc wzrok od czasu do czasu na różnorakie portrety wiszące na ścianach świątyni.
 -Soka!-brązowowłosy chłopak dogonił ją i położył dłoń na ramieniu. -Wszystko dobrze?- Zett posłał jej lekki uśmiech, lecz ona zamiast odwzajemnić ten gest, wciąż trwała w smutku. -Wiem, że jest ci trudno, ale nie możesz... Soka, proszę.- ujął ją za podbródek i zmusił, by spojrzała w jego zielone oczy. -Chodź jeden jedyny raz daj sobie pomóc... pójdziemy na lody, wiem, jak bardzo lubisz lody... to na pewno poprawi ci humor, mała.-wywrócił oczami, próbując w jakiś sposób ją pocieszyć. 
-Zett, ale... nie mogę... jestem... mój Mistrz...- Zett wzruszył ramionami. 
-Wiesz, że możesz z nim porozmawiać?- zapytał wreszcie. 
-Porozmawiać? Jak to.. ale...-wydała się zszokowana. 
-Duchy mocy... trzeba je przywołać. -odpowiedział uśmiechając się przyjaźnie. -Ale, nie powiem ci jak to zrobić... jeśli nie pójdziesz ze mną na lody, i nie dasz się pocieszyć... -pokazał jej język i odebrał mocą jeden z jej mieczy. 
-Ej! Zett, odawaj to!- zaczęła podskakiwać, bo wyższy o głowę chłopak wyciągnął dłoń do góry, przez co nie była w stanie dosięgnąć znajdującej się w  niej broni. -Oddaj! Słyszysz?! Oddaj!- podskakiwała, co wyglądało wprost komicznie. 
-Nie.-pokazał jej język.- Co niby będę z tego miał? Jeżeli go sobie zatrzymam zyskam nową broń, a jeżeli oddam..-zastanowił się przez chwilę. 
-A jeżeli dam ci buziaka? -spróbowała skorzystać ze swojego uroku. 
-Hmm...żartujesz, tak?- pokręcił z rozbawieniem głową.
 -Nie, mówię całkiem poważnie. -cmoknęła go w policzek. -A teraz oddaj.- poprosiła. Policzki chłopca oblane zostały rumieńcem, a po chwili z opóźnioną reakcją wycedził.:
 -Bleeeee!- podskoczył wypuszczając z dłoni miecz. -Dlatego nie mam dziewczyny...-pokazał język wyraźnie zniesmaczony. 
-Serio? A myślałam, że nie masz jej, bo nikt cię nie chce...-po raz pierwszy od dłuższego czasu zdobyła się na sarkazm. 
-Ha,ha... bardzo śmieszne... maluchu. -poruszył zabawnie brwiami. 
-Nie nazywaj mnie tak! -Zett zorientowany w sytuacji począł uciekać, co Ahsoka szybko odebrała podążając za nim. -Wracaj tu! Ty..! Wracaj, separańcu! -śmiała się goniąc chłopaka. 
-Nie!-pobiegł, lecz trafił na ślepy zaułek, gdzie było tylko kilka okien, żadnych drzwi. Cofnął się pod samą ścianę. 
-Teraz cię mam, duży! -podbiegła i pchnęła go mocno w tors, a on potknął się i kruche okno za nim pękło, czego rezultatem był jego upadek z okna. -Zett!-krzyknęła przerażona wychylając się przez otwór bez szyb. Chłopak wylądował zgrabnie na nogach.
 -Nara, mała.. miłego kiszenia się na lekcjach!-pokazał jej język i pobiegł w stronę miasta.
 -Ej.. ale... cholera.-mruknęła.
***
-Obi-Wanie, pogodzić się z tym wszystkim musisz. Rozpaczać nie możesz.-oświadczył Mistrz Yoda zerkając swoimi zielonymi oczami na Mistrza Kenobiego.
–Wiem, Mistrzu. Wiem, ale… Anakin był kiedyś moim padawanem… czuję się winny, winny jego śmierci. Gdybym lepiej go nauczył… wyzbył się z niego lekkomyślności.. może… może to skończyłoby się inaczej. –westchnął ostentacyjnie składając dłonie w charakterystyczną piramidkę na wysokości klatki piersiowej.
–Winny nie ponosisz żadnej, Skywalker dorosły był, za siebie sam odpowiadał, obwiniać za jego śmierć się nie możesz. Jego wina to była, bezmyślność zgubiła go. Wiedzieć, wiedzieliśmy, że skończy się to tak kiedyś. – postukał drewnianą laseczką w granitową podłogę. Obi-Wan spuścił wzrok i usiadł po turecku przejeżdżając dłońmi po twarzy.
–Mistrzu… proszę, będzie mi go brakowało. Był moim przyjacielem, wiem, że przywiązanie jest… zabronione. Ale w tym przypadku wieź jaka nas łączyła jest niestety zbyt silna… nie potrafię się z tym pogodzić, niestety… -podniósł wzrok nieco ośmielony. –Był moim oddanym przyjacielem, kimś komu mogłem zaufać… mimo, że często, nawet zbyt często pokazywał swoją odmienność i niesubordynację kochałem go jak własnego syna. Był dla mnie kimś ważnym… mimo, że miał całkiem inne poglądy i   perspektywy. Dobrze o tym wiesz, Mistrzu. Bez niego nie wygramy tej wojny… nieważne jak bardzo byśmy tego chcieli.
***
-I jak ciamajdo?-spytała Violet ciekawsko oglądając paznokcie, podczas, gdy on pracował.  
-Póki co nie mogę działać...noktowizor twierdzi, że twój smród beznadziejności zagłusza jego obwody...-odgryzł się, śledząc miasto przez małe urządzenie. 
-Osz ty...-zaczęła, lecz Mando jej przerwał.
 -Ktoś idzie.-przybliżył obraz obserwując smukłą postać odzianą na czarno. -To ona. Nasz cel...-mruknął niepewny. Violet mimo wcześniejszego wzburzenia pokiwała głową. 
-Bierzemy ją..-warknęła. 
-Teraz? Na środku ulicy? Serio?-wydał się wyraźnie zrażony jej tokiem myślenia.
 -Masz jakiś lepszy pomysł?-burknęła. 
-Tak. Poczekajmy aż zniknie w którymś z budynków...zaatakujemy w środku. -oświadczył znudzony. -Jak tam chcesz..przynajmniej w przypadku niepowodzenia wina pójdzie na ciebie...-dumała się. Mandalorianin wywrócił oczami. 
-Weszła do kompleksu apartamentów. Czas zacząć zabawę... -burknął przelatując z pomocą datpaka na dach odpowiedniego wieżowca.  Violet przeskoczyła po kilku mniejszych budynkach i zaraz znalazła się obok niego.
 -Który pokój?-zapytała tępo, jakby był jej przywódcą. Mężczyzna przeskanował skanerem cały budynek w poszukiwaniu celu.
 -Piętro osiemnaste, pokój czterdziesty drugi. -mruknął wychylając się w poszukiwaniu odpowiedniego balkonu. 
-To tam.-wskazała zeskakując bezszelestnie. Lady Sith od razu podążyła za nim.
 -No to włam.-bąknęła włączając miecz, za pomocą którego wycięła duże koło w drzwiach balkonowych. Czarnowłosy pacnął się w czoło.
-Bardzo dyskretnie, wiesz? Wystarczyło użyć wielofunkcyjnego klucza otwierającego każde drzwi...-mruknął. 
-Tak jest szybciej. -syknęła wchodząc do środka. -Gdzie jesteś Senatorze... potrzebujemy cię. -syczała. Nie dostrzegła jej wzrokiem i podążyła do sypialni, od razu dostrzegła tam chlipiącą senator. -Witaj..my tu po ciebie.-warknęła, Mandalorianin stał tuż za nią. 
-Róbcie co chcecie!-chlipnęła Amidala.- Może życie już nie ma sensu..zabijcie mnie, chętnie dołączę do...-urwała chowając twarz w dłoniach.
 -Bardzo chętnie.-bąknęła Violet. Mandalorianina mimo wszystko coś ścisnęło za serce, zabolało. Poczuł ukłucie współczucia i ...litości.
 -Nie.-warknął. Violet spojrzała morderczo. 
-Nie. Nie możemy...nie możemy jej zabić.-podszedł do potencjalnego celu i zmusił do wstania. Młoda kobieta wystraszona mimo wszystko posłusznie podniosła się, do czego pchnęła ją jakaś nieznana siła. Mando spojrzał na Violet, po czym zdjął hełm, na jego twarzy malowała się determinacja. Lady Sith wywróciła oczami. "A może to jego plan..? A może on ją uwiedzie i zabije?"-myślała. Padme sama nie wiedząc zaglądnęła mu w oczy, a po jej policzkach popłynęły świeże łzy wzruszenia i tęsknoty. Chłopak pokiwał głową, Padme od razu zrozumiała ten gest. Odwrócił się w stronę Violet. -Po tobie.-szepnął przyciągając z flakonu stojącego na komodzie miecz świetlny, o srebrnawej rękojeści. Zacisnął ją mocniej i szybkim ruchem włączył błękitno-niebieską klingę. 
-Chwila, chwila.. jesteś Jedi..?-trzymała miecz nad głową gotowa do ataku. Mandalorianin wyśmiał ją rozbawiony. -Myślałaś, że dałbym się tak łatwo zabić?-powiedział, a jego twarz zaczęły prześwitywać kwadracikami o niebieskich krawędziach.Małe urządzenie zamknęło się na jego czole i upadło z brzdękiem na ziemię. -Anakin Skywalker, miło mi. -mruknął wracając do normalnej postaci. 
______________________________________________________
Dedyk dla Igi Sklerotyka Zdechlaka i Destiny.

3 komentarze:

  1. Annie!! *-*
    Witaj z powrotem wśród żywych, stary. :D
    Urządzenie na czole?? serio?? skąd ja to znam?? -_- xDD a może go jeszcze od razu w koteczka zmień? *-*
    Psss... Violet się nie zorientowała, a ja tak ... (wiem, wiem ale i tak bym się kapnęła ^^ )
    Nie Sklerotyk bo sobie przypomniałam :P ... ale i tak nim jestem i zdechlakiem też -_-
    Smarkuś, a co powiesz jak nie dasz rady go przywołać?? xDD
    Chyba, że nasza Wikusia ma w planach żeby się dowiedziała zanim zacznie przywoływać ...
    PISZ!! to ja będę rysować to twoje zdjęcie Anniego :D
    NMBZT :*
    Kocham <3 :D xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentarz z infy zawsze spoko =P. Więc ,więc ,więc...leniwa Ahsoka zawsze spoko ,echh z niej naprawdę robi się druga ja. Zett jakim prawem nie podobał ci się całus!? Jak ja cię kiedyś dorwę...a nie ,Smarkuś zrobi to pierwsza muhahaha. Noo ale proszę ,niech oni zrobią coś głupiego *robi słodkie oczka*. No a tu nagle Violet i Mando lalala. Taaa...wiedziałam ,że nie zabijesz Anniego bo kogo ty byś męczyła? (nie twierdzę ,że nie potrafisz go zabić ,żeby nie było =P). Nooo i zapomniałabym o problemach Obi-Wana ,ja twierdzę ,że on dalej smuta bo nie ma w czym robić sobie herbaty...a może załamuje się ,bo pomagam ci go pogrążać xD. I pamiętaj Szantażysto ,że ja nie zapomnę o twoich obietnicach ,wszystko mam w archiwum na GG ^^. Dzięki za dedyka ,NMBZT :*.
    PS. JAKIM CUDEM TY MNIE NIE WIDZIAŁAŚ NA TYM HARLEM SHAKE'U!? *foch*
    ~Des ,której nie chce się logować

    OdpowiedzUsuń