Ahsokę obudziły wpadające przez okno promienie słońca, widać było, że
poranek zapowiada się doskonale, ale nie dla niej... Od śmierci jej Mistrza
minęło zaledwie dwa dni, a ona wciąż nie mogła pogodzić się z zaistniałym
położeniem. Nadal była święcie przekonana, że zaraz się wybudzi, jej Mistrz
przyjdzie po nią, by zaczęli trenować, a ona jak zawsze grymasząc wykona
polecenie. Zwiesiła się głową w dół łóżka.
-Mistrzu...-chrypnęła, a z jej oczy popłynęła świeża porcja łez. -Dlaczegooo..
-ciągnęła, a krew zaczęła napływać jej do głowy. W pewnym momencie drzwi do
jej pokoju uchyliły się lekko, zajrzał przez nie brązowowłosy padawan.
-Ahsoko?- otworzył drzwi i wparował do środka, wiedział jak czuje się
jego przyjaciółka. Westchnął ostentacyjnie, podszedł i usiadł na łóżku obok
padawanki.
-Soka...-zaczął niepewnie, nie chciał powiedzieć niczego, co
mogłoby ją zranić.
-Hm?- mruknęła bez entuzjazmu, z wyraźnym bólem i podniosła się
siadając obok niego.
-To nie twoja wina...- powiedział łagodnie, ujął za podbródek i
zmusił, by spojrzała mu w oczy- Rozumiesz? To nie twoja wina. Nie możesz się
obwiniać. -mówił to powoli, nadając odpowiedni akcent każdemu z wyrazów.
Wreszcie po długotrwałym milczeniu Ahsoki, po zastanowieniu dodał. -... twój
Mistrz na pewno nie chciałby byś obwiniała się za to, co się stało... -był
niepewny, czy nie urazi jej jeszcze bardziej. Ahsoka podniosła na niego swój
smutny wzrok i bez ostrzeżenia przytuliła się, chowając twarz w jego szacie.
-Już dobrze, Ahsoko. Już dobrze...-tulił ją i pocieszał, w końcu od
czego są przyjaciele?
-Och, Zett.. ty nic nie rozumiesz... ja... ja za nim tęsknię!-chlipała
na piersi swojego oddanego przyjaciela, nie mogąc wykrztusić już ani słowa. -...myślisz,
że on mi wybaczy?- zadała w końcu pytanie, odrywając się i wbijając wzrok w
podłogę.
-Kto?- odpowiedział pytaniem na pytanie, nieco zdezorientowany.
-Mój Mistrz...-mruknęła cichutko, chowając twarz w dłoniach.
-Ahsoko!- prawie, że krzyknął.- To nie twoja wina, gdziekolwiek
Mistrz Skywalker trafił, wie o tym. Nigdy cię nie obwiniał, pamiętasz? Jestem
przekonany, że nie jest zadowolony z tego, że rozpaczasz i użalasz się nad nim.
Wiem, ze to ostre słowa, Soko, ale taka jest prawda.. zrozum, on nigdy nie
chciałby byś przez niego cierpiała.. nie rób mu tego.. spełnij jego ostatnią
wolę... ciesz się chwilą. Dobrze wiesz, że na pewno taka ona była...-po
wygłoszeniu tego długiego przemówienia, wziął głęboki oddech.
-Ale...-zaczęła, lecz Zett przyłożył jej palec do ust.
-Nie ma żadnego 'ale'! Posłuchaj, Ahsoko, jesteś młoda... dasz radę, a
ja.. ja ci w tym pomogę. Jesteśmy przyjaciółmi, nie zapominaj o tym. A rolą
przyjaciela jest pomagać i wspierać. Rozumiem cię, sam straciłem Mistrza...
poza tym, dobrze wiesz, że znałem Anakina. Nie byłem wprawdzie z nim zżyty tak
jak ty, ale przyjaźniliśmy się. I dlatego ci to mówię, rozumiesz? Znałem go i
wiem jaki był, wiem, że nie chciałby byś robiła, to co właśnie robisz. -
-Zett..jesteś prawdziwym przyjacielem.-mruknęła cicho i znów
przytuliła go po przyjacielsku. –Zrozumieliśmy się?- spytał
chłopak. –Czekamy na ciebie w sali, Soka. Będziemy ćwiczyć. –wstał i
poklepał ją po głowie. –Za pół godziny, w Sali podziemnej.. –puścił jej
oczko i opuścił pomieszczenie.
–Nie… to za bardzo mnie boli. Nie idę.-mruknęła, gdy wyszedł i opadła
na poduszki.
***
-Do jasnej cholery, ty idioto!- krzyknęła Violet w stronę
Mandalorianina.
-Och, przepraszam, że pytam, ale dlaczego ochrzciłaś mnie twoim głównym
imieniem?-wzruszył ramionami pokazując kompletną ignorancję na jej wywody.
Lady Sith posłała mu mordercze spojrzenie, które on bezproblemowo wytrzymał.
-Zamknij się!- wybuchła niespodziewanie.
-Bo co mi zrobisz? Będziesz grozić świecącą żarówką?- odgryzł
się okręcając blaster na kciuku. -Nie. Ale za pomocą 'tej żarówki' zmiotę cię
z powierzchni ziemi.- podjęła próbę zastraszenia.
-Och... muszę cię zmartwić, nie możesz mnie skrzywdzić, bo mam
informacje których potrzebujesz...-wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu
obnażając białe zęby.
-O co zakład?!-włączyła ostrze i stanęła naprzeciwko niego.
-O twoją głowę na tacy, polaną ketchupem i przyozdobioną tymiankiem.-powiedział
stanowczo, wciąż okazując obojętność. Violet warknęła, a tuż za nią na panelu
zawisł hologram Hrabiego Dooku. -Violet...- zaczął Hrabia.
-Masz szczęście.-prychnęła w stronę Mandalorianina.
-Taa... mam szczęście, bo twój 'szefuńcio' pozbawił mnie szansy obnażenia
cię z reputacji morderczyni.-wywrócił oczami.
Violet chciała coś odpowiedzieć, lecz Dooku zaczął wywód.
-Misja polega na porwaniu Senator z Naboo. -mruknął. Mandalorianin
obrócił się w jego stronę i popatrzył dziwnie.
-Hę?-spytał, jakby nie dosłyszał.
-Porwanie Senator Amidalii.-oświadczył.-Zacznijcie dzisiaj.-hologram
zamigotał i zniknął.
-Co, strach uderzył cię w twarz?- Violet posłała mu chytry
uśmiech.
-Nie... to nie strach, to twoje odrażające oblicze... -odpowiedział
pewny tego co mówił.
-Osz ty! Osz ty.. zaraz cię!-zaczęła, lecz chłopak jej przerwał.
-Nie boje się ciebie.-mruknął zakładając hełm i ruszając w kierunku
wyjścia.
***
-Czyli on nie był wybrańcem…- podjął posiedzenie rady Mace Windu. –Skoro
zginął… nie mógł nim być. – ułożył dłonie w charakterystyczną piramidkę i
oparł na nich podbródek.
–Przekreślać jego przeznaczenia nie możemy. Wyjątkowy był, prawdą to
jest. Lecz strata jego wielkim ciosem dla nas jest. –odpowiedział Mistrz
Yoda, jak zawsze tak samo spokojnym tonem.
–Mimo to, uważam, że zabranie go na szkolenie dwanaście lat temu było
błędem…- oświadczył czarnoskóry. Mistrzowie popatrzyli na siebie niepewni.
– Przykro mi, ale nie poprę cię Mace. –zabrał głos Obi-Wan stając z
miejsca. –Anakin był wspaniałym Jedi, dobrym przyjacielem i świetnym
generałem. –powiedział stanowczo wytrzymując karcący wzrok Windu.
–Mistrz Kenobi rację ma. Stratę jego odczujemy mocno. Zwłaszcza w walce,
kompania jego do nowego generała szybko nie przyzwyczai się. A padawan jego
także nowego Mistrza pokornie nie przyjmie. Problem mamy, jednym słowem. –
mruknął zielonoskóry stukając swoją laseczką w podłogę. Mistrzowie zgodnie
pokiwali głowami.
***
-Annie… mój kochany Annie…- chlipała siedząc na łóżku. Oczy miała
zaczerwienione od łez, w dłoni wciąż ściskała liścik od Anakina. Nadzieja
umarła… Osoba będąca jej jedynym światełkiem w mroku odeszła. Ktoś kto zawsze
umiał ją pocieszyć, ktoś przy kim czuła się bezpieczna.. ktoś kogo jednym
słowem kochała. Kochała szczerą, niezmąconą i trwałą miłością. Od zawsze.
Była z nim złączona na wieki wieków przysięgą małżeńską. Nigdy nie
przypuszczała, że kiedyś go straci .. i, że to nadejdzie tak szybko… I tak
widywali się rzadko, a teraz? Nie zobaczy go nigdy. Nie ujrzy ciepła i ironii w
jego oczach, nie dostrzeże uśmiechu mimowolnie pojawiającego się na jej widok.
Nie przytuli się i i nie usłyszy bijącego w delikatnym rytmie serca ukochanego.
Serca nie byle jakiego, bo wyjątkowego. Serca oddanego jej, mimo, że jest tyle
kobiet na świecie. On kochał właśnie ją, Wybraniec mocy, człowiek wyjątkowy
zakochał się właśnie w niej, a ona w nim. Ta miłość była tak potężna, tak
mocna, tak… niesamowicie tęskna. Mimo niejednych sporów i kłótni nigdy nie
żałowała decyzji poślubienia go. Nigdy. Nigdy w ciągu tych kilku lat małżeństwa
nie pomyślała o tym, że dokonała złego wyboru. Jej serce biło dla niego, a
teraz poczuła jakby ktoś, jakaś nieznana siła wyrwała je z jej piersi i
porozrzucała po świecie. Czuła się.. niekompletna. Czuła ból, narastające
pragnienie ciepła… A nikt poza nim, nie mógł go jej dać. Nawet jej rodzice…
kochała ich, ale ta miłość była inna. Jego kochała sercem, z wyboru. Miała
ogromny sentyment, do rzeczy, które kiedykolwiek jej podarował. A teraz?
Wszystko prysło. To koniec. Świat stał się szary, nudny, okrutny… i wredny.
Kochać znaczy czuć, że ma się dla kogo żyć. A gdy ta osoba umrze, sens życia
umiera razem z nią.. Zwłaszcza w przypadku takiego uczucia jak to.
____________________________________________________
Cały z dedykacją dla Destiny, przez występującego Zetta. XD
Muhahaha...kocham cię sis wiesz nie? ^^ Dobra ,po zajęciu ,które dzisiaj ci dałam pewnie mnie znienawidzisz ,wybacz mi i mojej wyobraźni. Więc fragment z Ahsoką i Zettem było u mnie jednym wielkim "AWWWW!" ale to już wiesz. Znowu sobie powiedziałam "oni się chyba pocałują" więc już oczekuję jakiejś katastrofy (jak zawsze kiedy to mówię). Wiesz ,że zawsze jaram się takimi momentami z udziałem Ahs (chyba ,że idzie o "Paring ,Którego Nazwy Nie Wymienię") ,Zett jest słodki ^^. No ale jak zawsze chłopak się stara a mój Smarkuś i tak ma gdzieś i robi po swojemu obojętnie jak to ją boli. Fragment z Violet po raz kolejny mnie rozwalił ,lubię takie złośliwości. Hahaha pyskaty Mando zawsze spoko (tak wiem ,mam siedzieć cicho i bd się tego trzymać). No a po przeczytaniu fragmentu z Padme nagle wzięła mi się wena na pewne dwa inne paringi ,co do jednego możesz łatwo się domyślić i mnie za niego ukatrupisz lalalala. No ale raz się przyznam ,współczuję jej i Ahsoce ,ja za bardzo się wczuwam i wychodzi z tego to moje wymyślanie problemów albo jak w jednym przypadku załamanie się na weekend. No to podsumowując moje pierniczenie: rozdział świetny ,czekam na więcej i przez ciebie sama nagle doznaję olśnienia (lub jest to skutek uboczny znudzenia po przesiedzeniu całego dnia na fejsie). Dziękuję za dedyk ;* NMBZT.
OdpowiedzUsuńPS. W końcu pierwsza!! ^^
UsuńZgadzam się Destina. Zett był uroczy, Smarkuś ma to gdzieś, z mando jest pyskatek, Padme słodka jak zawsze, pierniczę i wgl.
UsuńWenki siostro! Rozdział zajebisty jak zawsze. POZDRO
Rozdział oczywiście świetny *-*
OdpowiedzUsuńZaczynam lubić tego Mandalorianina :P
Ale i tak płaczę po Annie...