piątek, 22 marca 2013

29. Pozbierać się

Ahsokę obudziły wpadające przez okno promienie słońca, widać było, że poranek zapowiada się doskonale, ale nie dla niej... Od śmierci jej Mistrza minęło zaledwie dwa dni, a ona wciąż nie mogła pogodzić się z zaistniałym położeniem. Nadal była święcie przekonana, że zaraz się wybudzi, jej Mistrz przyjdzie po nią, by zaczęli trenować, a ona jak zawsze grymasząc wykona polecenie. Zwiesiła się głową w dół łóżka.
-Mistrzu...-chrypnęła, a z jej oczy popłynęła świeża porcja łez. -Dlaczegooo.. -ciągnęła, a krew zaczęła napływać jej do głowy. W pewnym momencie drzwi do jej pokoju uchyliły się lekko, zajrzał przez nie brązowowłosy padawan.
-Ahsoko?- otworzył drzwi i wparował do środka, wiedział jak czuje się jego przyjaciółka. Westchnął ostentacyjnie, podszedł i usiadł na łóżku obok padawanki.
 -Soka...-zaczął niepewnie, nie chciał powiedzieć niczego, co mogłoby ją zranić.
 -Hm?- mruknęła bez entuzjazmu, z wyraźnym bólem i podniosła się siadając obok niego.
-To nie twoja wina...- powiedział łagodnie, ujął za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy- Rozumiesz? To nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać. -mówił to powoli, nadając odpowiedni akcent każdemu z wyrazów. Wreszcie po długotrwałym milczeniu Ahsoki, po zastanowieniu dodał. -... twój Mistrz na pewno nie chciałby byś obwiniała się za to, co się stało... -był niepewny, czy nie urazi jej jeszcze bardziej. Ahsoka podniosła na niego swój smutny wzrok i bez ostrzeżenia przytuliła się, chowając twarz w jego szacie.
-Już dobrze, Ahsoko. Już dobrze...-tulił ją i pocieszał, w końcu od czego są przyjaciele?
-Och, Zett.. ty nic nie rozumiesz... ja... ja za nim tęsknię!-chlipała na piersi swojego oddanego przyjaciela, nie mogąc wykrztusić już ani słowa. -...myślisz, że on mi wybaczy?- zadała w końcu pytanie, odrywając się i wbijając wzrok w podłogę.
 -Kto?- odpowiedział pytaniem na pytanie, nieco zdezorientowany.
-Mój Mistrz...-mruknęła cichutko, chowając twarz w dłoniach.
-Ahsoko!- prawie, że krzyknął.- To nie twoja wina, gdziekolwiek Mistrz Skywalker trafił, wie o tym. Nigdy cię nie obwiniał, pamiętasz? Jestem przekonany, że nie jest zadowolony z tego, że rozpaczasz i użalasz się nad nim. Wiem, ze to ostre słowa, Soko, ale taka jest prawda.. zrozum, on nigdy nie chciałby byś przez niego cierpiała.. nie rób mu tego.. spełnij jego ostatnią wolę... ciesz się chwilą. Dobrze wiesz, że na pewno taka ona była...-po wygłoszeniu tego długiego przemówienia, wziął głęboki oddech.
-Ale...-zaczęła, lecz Zett przyłożył jej palec do ust.
-Nie ma żadnego 'ale'! Posłuchaj, Ahsoko, jesteś młoda... dasz radę, a ja.. ja ci w tym pomogę. Jesteśmy przyjaciółmi, nie zapominaj o tym. A rolą przyjaciela jest pomagać i wspierać. Rozumiem cię, sam straciłem Mistrza... poza tym, dobrze wiesz, że znałem Anakina. Nie byłem wprawdzie z nim zżyty tak jak ty, ale przyjaźniliśmy się. I dlatego ci to mówię, rozumiesz? Znałem go i wiem jaki był, wiem, że nie chciałby byś robiła, to co właśnie robisz. -
-Zett..jesteś prawdziwym przyjacielem.-mruknęła cicho i znów przytuliła go po przyjacielsku.  –Zrozumieliśmy się?- spytał chłopak. –Czekamy na ciebie w sali, Soka. Będziemy ćwiczyć. –wstał i poklepał ją po głowie. –Za pół godziny, w Sali podziemnej.. –puścił jej oczko i opuścił pomieszczenie.
–Nie… to za bardzo mnie boli. Nie idę.-mruknęła, gdy wyszedł i opadła na poduszki.
***
-Do jasnej cholery, ty idioto!- krzyknęła Violet w stronę Mandalorianina.
-Och, przepraszam, że pytam, ale dlaczego ochrzciłaś mnie twoim głównym imieniem?-wzruszył ramionami pokazując kompletną ignorancję na jej wywody. Lady Sith posłała mu mordercze spojrzenie, które on bezproblemowo wytrzymał.
-Zamknij się!- wybuchła niespodziewanie.
 -Bo co mi zrobisz? Będziesz grozić świecącą żarówką?- odgryzł się okręcając blaster na kciuku. -Nie. Ale za pomocą 'tej żarówki' zmiotę cię z powierzchni ziemi.- podjęła próbę zastraszenia.
 -Och... muszę cię zmartwić, nie możesz mnie skrzywdzić, bo mam informacje których potrzebujesz...-wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu obnażając białe zęby.
-O co zakład?!-włączyła ostrze i stanęła naprzeciwko niego.
-O twoją głowę na tacy, polaną ketchupem i przyozdobioną tymiankiem.-powiedział stanowczo, wciąż okazując obojętność. Violet warknęła, a tuż za nią na panelu zawisł hologram Hrabiego Dooku. -Violet...- zaczął Hrabia.
-Masz szczęście.-prychnęła w stronę Mandalorianina.
-Taa... mam szczęście, bo twój 'szefuńcio' pozbawił mnie szansy obnażenia cię z reputacji morderczyni.-wywrócił oczami.
Violet chciała coś odpowiedzieć, lecz Dooku zaczął wywód.
-Misja polega na porwaniu Senator z Naboo. -mruknął. Mandalorianin obrócił się w jego stronę i popatrzył dziwnie.
 -Hę?-spytał, jakby nie dosłyszał.
-Porwanie Senator Amidalii.-oświadczył.-Zacznijcie dzisiaj.-hologram zamigotał i zniknął.
 -Co, strach uderzył cię w twarz?- Violet posłała mu chytry uśmiech.
 -Nie... to nie strach, to twoje odrażające oblicze... -odpowiedział pewny tego co mówił.
-Osz ty! Osz ty.. zaraz cię!-zaczęła, lecz chłopak jej przerwał.
-Nie boje się ciebie.-mruknął zakładając hełm i ruszając w kierunku wyjścia.
***
-Czyli on nie był wybrańcem…- podjął posiedzenie rady Mace Windu. –Skoro zginął… nie mógł nim być. – ułożył dłonie w charakterystyczną piramidkę i oparł na nich podbródek.
–Przekreślać jego przeznaczenia nie możemy. Wyjątkowy był, prawdą to jest. Lecz strata jego wielkim ciosem dla nas jest. –odpowiedział Mistrz Yoda, jak zawsze tak samo spokojnym tonem.
–Mimo to, uważam, że zabranie go na szkolenie dwanaście lat temu było błędem…- oświadczył czarnoskóry. Mistrzowie popatrzyli na siebie niepewni.
– Przykro mi, ale nie poprę cię Mace. –zabrał głos Obi-Wan stając z miejsca. –Anakin był wspaniałym Jedi, dobrym przyjacielem i świetnym generałem. –powiedział stanowczo wytrzymując karcący wzrok Windu.
–Mistrz Kenobi rację ma. Stratę jego odczujemy mocno. Zwłaszcza w walce, kompania jego do nowego generała szybko nie przyzwyczai się. A padawan jego także nowego Mistrza pokornie nie przyjmie. Problem mamy, jednym słowem. – mruknął zielonoskóry stukając swoją laseczką w podłogę. Mistrzowie zgodnie pokiwali głowami.
***
-Annie… mój kochany Annie…- chlipała siedząc na łóżku. Oczy miała zaczerwienione od łez, w dłoni wciąż ściskała liścik od Anakina. Nadzieja umarła… Osoba będąca jej jedynym światełkiem w mroku odeszła. Ktoś kto zawsze umiał ją pocieszyć, ktoś przy kim czuła się bezpieczna.. ktoś kogo jednym słowem kochała. Kochała szczerą, niezmąconą i trwałą miłością. Od zawsze.  Była z nim złączona na wieki wieków przysięgą małżeńską. Nigdy nie przypuszczała, że kiedyś go straci .. i, że to nadejdzie tak szybko… I tak widywali się rzadko, a teraz? Nie zobaczy go nigdy. Nie ujrzy ciepła i ironii w jego oczach, nie dostrzeże uśmiechu mimowolnie pojawiającego się na jej widok. Nie przytuli się i i nie usłyszy bijącego w delikatnym rytmie serca ukochanego. Serca nie byle jakiego, bo wyjątkowego. Serca oddanego jej, mimo, że jest tyle kobiet na świecie. On kochał właśnie ją, Wybraniec mocy, człowiek wyjątkowy zakochał się właśnie w niej, a ona w nim. Ta miłość była tak potężna, tak mocna, tak… niesamowicie tęskna. Mimo niejednych sporów i kłótni nigdy nie żałowała decyzji poślubienia go. Nigdy. Nigdy w ciągu tych kilku lat małżeństwa nie pomyślała o tym, że dokonała złego wyboru. Jej serce biło dla niego, a teraz poczuła jakby ktoś, jakaś nieznana siła wyrwała je z jej piersi i porozrzucała po świecie. Czuła się.. niekompletna. Czuła ból, narastające pragnienie ciepła… A nikt poza nim, nie mógł go jej dać. Nawet jej rodzice… kochała ich, ale ta miłość była inna. Jego kochała sercem, z wyboru. Miała ogromny sentyment, do rzeczy, które kiedykolwiek jej podarował. A teraz? Wszystko prysło. To koniec. Świat stał się szary, nudny, okrutny… i wredny. Kochać znaczy czuć, że ma się dla kogo żyć. A gdy ta osoba umrze, sens życia umiera razem z nią.. Zwłaszcza w przypadku takiego uczucia jak to.

____________________________________________________
Cały z dedykacją dla Destiny, przez występującego Zetta. XD

4 komentarze:

  1. Muhahaha...kocham cię sis wiesz nie? ^^ Dobra ,po zajęciu ,które dzisiaj ci dałam pewnie mnie znienawidzisz ,wybacz mi i mojej wyobraźni. Więc fragment z Ahsoką i Zettem było u mnie jednym wielkim "AWWWW!" ale to już wiesz. Znowu sobie powiedziałam "oni się chyba pocałują" więc już oczekuję jakiejś katastrofy (jak zawsze kiedy to mówię). Wiesz ,że zawsze jaram się takimi momentami z udziałem Ahs (chyba ,że idzie o "Paring ,Którego Nazwy Nie Wymienię") ,Zett jest słodki ^^. No ale jak zawsze chłopak się stara a mój Smarkuś i tak ma gdzieś i robi po swojemu obojętnie jak to ją boli. Fragment z Violet po raz kolejny mnie rozwalił ,lubię takie złośliwości. Hahaha pyskaty Mando zawsze spoko (tak wiem ,mam siedzieć cicho i bd się tego trzymać). No a po przeczytaniu fragmentu z Padme nagle wzięła mi się wena na pewne dwa inne paringi ,co do jednego możesz łatwo się domyślić i mnie za niego ukatrupisz lalalala. No ale raz się przyznam ,współczuję jej i Ahsoce ,ja za bardzo się wczuwam i wychodzi z tego to moje wymyślanie problemów albo jak w jednym przypadku załamanie się na weekend. No to podsumowując moje pierniczenie: rozdział świetny ,czekam na więcej i przez ciebie sama nagle doznaję olśnienia (lub jest to skutek uboczny znudzenia po przesiedzeniu całego dnia na fejsie). Dziękuję za dedyk ;* NMBZT.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. W końcu pierwsza!! ^^

      Usuń
    2. Zgadzam się Destina. Zett był uroczy, Smarkuś ma to gdzieś, z mando jest pyskatek, Padme słodka jak zawsze, pierniczę i wgl.
      Wenki siostro! Rozdział zajebisty jak zawsze. POZDRO

      Usuń
  2. Rozdział oczywiście świetny *-*
    Zaczynam lubić tego Mandalorianina :P
    Ale i tak płaczę po Annie...

    OdpowiedzUsuń