Stała tak ze spuszczoną głową, ze wzrokiem wbitym w swoje buty, na sobie
miała czarną szatę, jak zresztą wszyscy zebrani w tej smutnej chwili. Obi-Wan
Kenobi mentor jej świętej pamięci już Mistrza stał obok, wzrok miał nieobecny.
W jej dużych, niebieskich oczach co jakiś czas widać było przebłyski bólu, po
jej policzkach płynęły łzy, których najzwyczajniej w świecie nie potrafiła już
tłumić. Na ułamek sekundy zacisnęła dłonie w pięściach, a po tym krótkotrwałym
ruchu natychmiast przejechała nimi po twarzy. Cierpiała, nigdy nie sądziła, że
taki dzień może nadejść. Że straci swojego Mistrza, kogoś kogo uważała za
prawdziwego, starszego brata. Często się sprzeczali, ale czym te małe kłótnie,
różnice zdań były wobec oblicza więzi jaka ich łączyła? Kochała go. Na swój
własny sposób, kochała go. A teraz.. wszystko prysło jak bańka mydlana. Jego
pełne zawsze współczucia i niemalże czasami zbyt wielkiej empatii serce zostało
wybitne z rytmu życia. Stanęło. Przestało bić. Jego błękitne, rozumne oczy już
nigdy nie spojrzą na nią z czułością jaką kryło jego serce. Już nigdy, jego
twarzy nie rozpromieni ironiczny uśmiech, a z jego ust nie popłyną tak wiele
dla niej znaczące słowa pochwały. Westchnęła cichutko, prawie, że niesłyszalnie
i podniosła swój smutny, nasiąknięty cierpieniem wzrok na stojącego obok
Obi-Wana. Z jego twarzy nie można było odczytać żadnych emocji, tak jakby...
tak jakby w ogóle nie przejął się tą sprawą. W pierwszej chwili poczuła
rozdrażnienie i.. zawód. Przecież Anakin...-gdyby mówiła to na głos, to imię. z
trudem przeszłoby jej przez gardło.-...i Obi-Wan byli wielkimi przyjaciółmi,
wiedziała o tym. Myślała, że Kenobi odczuje stratę ekspadawana, a on tym czasem
z kamienną twarzą zerkał ukradkiem na żołnierzy-klonów niosących właśnie trumnę
z jej Mistrzem.... to znaczy, z tym co z niego zostało... znów spuściła wzrok.
Położenie sytuacji wciąż nie mogło do niej dotrzeć, nadal pałała głęboką
nadzieją, ze to wszystko jest tylko jednym, straszliwym koszmarem z którego
zaraz się obudzi. Na początku obiecywała sobie, że nigdy nie pozwoli, by
Wybraniec umarł.. A tym czasem.. właśnie uczęszczała w ceremonii jego pochówku.
Czuła się po części winna tej sytuacji, gdyby nie jej osłabiona kondycja
fizyczna dogoniłaby go wtedy bez problemu i może pomogła... albo w najgorszym
wypadku zginęła zamiast niego... Przecież on, był człowiekiem wielkim,
bohaterem, cieszył się szacunkiem niemalże wszędzie, jego imię było na milionach,
a nawet miliardach ust Galaktyki. A ona? Była tylko padawanką.. chociaż jej
Mistrz wielokrotnie obalał to stwierdzenie wieloma argumentami, ona wciąż czuła
się..nikim. Po jej chudych policzkach spłynęła właśnie kolejna porcja łez. Otarła
oczy wierzchem dłoni i przymknęła je zaciskając w dłoni swój warkoczyk
padawana. Dziwiła ją jedynie postawa Padme, gdy Senator dowiedziała się o
zaistniałych zdarzeniach zareagowała jeszcze gorzej od Ahsoki, nie kryła łez.
Padawanka poczuła się.. nieswojo, wiedziała, że jej Mistrz się z nią
przyjaźnił, ale... Padme wpadła po prostu w rozpaczliwą.. depresję? Powiedziała
łamiącym się głosem, że nie jest w stanie zjawić na pogrzebie, nie jest w
stanie patrzeć na ciało jej... i wtedy właśnie zawiesiła głos i dokończyła partykułą
"przyjaciela". Ahsoka jednak czuła, że Amidala chciała powiedzieć
coś całkowicie innego, jakby znaczącego coś więcej, coś... wyjątkowego. Nie
dociekała jednak, bo sama czuła się przytłoczona i zrozpaczona. Na pogrzebie
zjawił się za to Jar Jar Binks, który w milczeniu wciąż patrzył smutnym
wzrokiem w grunt pod sobą. Kapitan Rex razem z "Kompanią potok"
trzymali zdjęte hełmy pod pachą i co jakiś czas zerkali na siebie zdołowani.
Bardzo to odczuli, strata generała.. który był jednocześnie ich wielkim przyjacielem,
to nie byle co... Rex zerknął szklącymi się oczami na Ahsokę, widać było, że
mimo, że był twardym i silnym mężczyzną, z trudem powstrzymywał
odruch płaczu. Żołnierze klony właśnie ułożyli trumnę na gruncie, a podłoże pod
nią rozsunęło się, co skutkowało pochłonięciem drewnianej skrzyni przez
ziemię. Na wieki wieków, po wsze czasy. Spędzi tam resztę świata... Ahsoka
podbiegła, nie zwracając uwagi na Kenobiego próbującego ją powstrzymać, padła
na kolana tuż przy tak zwanym 'grobie' i popłakała się rześko. Chlipała nie
zwracając uwagi na wpatrzony w nią tłum. Łkała cicho wciąż powtarzając słowa
"Mistrzu", "Przepraszam" i "Dlaczego?" Nikt nie
odważył się podejść, prawie, że każdy znajdujący się tam człek wiedział, co w
tej chwili odczuwała.
-Ahsoko...- usłyszała znany, męski głos należący do
Mistrza Jedi. Odwróciła się przecierając dłonią zapłakane oczy. Był to Plo
Koon, osoba, która znalazła ją i przywiodła do świątyni. Nie wiele myśląc
przytuliła się wciąż nie przerywając płaczu.
-To najwyraźniej musiało się
stać.. Ahsoko, taka była wola mocy... nie możesz..- nie dokończył ,gdy Ahsoka
podniosła na niego tak przepełniony bólem wzrok. Nie potrafił powiedzieć jej,
że ma się nie martwić.. tylko pogorszyłby sytuację.
-Nie rozumiesz! Nikt z was
nie rozumie!- chrypnęła pociągając nosem.- Nie współczujecie! Nie byliście z
nim złączeni więzią, taką jak ja. Nie potraficie okazywać uczuć! Nie macie
uczuć!- zerwała się na równe nogi - Anakin..-imię z trudem przeszło jej przez
gardło. -Był jedyną osobą, Jedi, która tak właściwie potrafiła współczuć, i nie
była nieczułą istotą, która potrafi przejść obojętnie obok potrzebujących!-
mruknęła odbiegając. Plo Koon wstał i westchnął ciężko. Biegła, gdy znów
poczuła dłoń na ramieniu, odwróciła się i osłupiała ze zdziwienia.
-Luu...Lux?-
mruknęła zaskoczona, lecz w jej głosie wciąż było słychać ogarniający ją
głęboki smutek. Bonteri kiwnął tylko głową i przytulił ją bez ostrzeżenia.
-Wiem co czujesz...sam straciłem matkę. -zwiesił głowę odrywając się od niej. -Rozumiem...-
ciągnął dalej.
-Nie! Nigdy nie zrozumiesz! Nikt nie zrozumie! Nie wiesz co
przeżywam, wiem o tym co przytrafiło się tobie, ale moi rodzice... ja ich
prawie nie znam. A mój Mistrz był jedyną osobą, która dawała mi nadzieję na
lepsze jutro w tych parszywych latach nieuniknionej wojny! Nie zrozumiesz!-
wykrzyknęła jednym tchem i odbiegła zostawiając osłupiałego chłopaka.
***
Leżała z głową schowaną pod poduszką ściskając w dłoni wisiorek podarowany
jej wieki temu przez Anakina. Płakała jak najęta, odczuwała taki głęboki ból.
Nigdy jeszcze nie cierpiała aż tak bardzo, nawet po śmierci Sabe. Przez głowę
przelatywało jej tysiące myśli. Miała wielkie plany, kochała go, a on kochał
ją. Myślała, że ta wojna niedługo się skończy, a oni wspólnie zamieszkają,
ujawnią się i będą żyć długo i szczęśliwie. Ale nie! Los miał własny, wredny
plan, by ich rozdzielić. Straciła go, osobę, którą tak kochała, która była jej
jedynym światłem w mroku wojny. Serce łomotało jej niespokojnie i nierówno,
oczy zaczerwienione od wciąż płynących łez wołały o pomoc. Usta tak często
śmiejące się, były teraz skryte i tajemnicze. Podniosła się do pozycji
siedzącej.
-Annie... -załkała ukrywając twarz w dłoniach. -Dlaczego.. ja..
byłeś moim sensem życia... kocham cię, i będę kochać. Nigdy nie wyrzucę cię z
mojego serca.- ścisnęła naszyjnik jeszcze mocniej usilnie tłumiąc łzy, co
jednak nie przyniosło większych rezultatów. Podniosła zapłakane oczy na
drewnianą komódkę stojącą w rogu sypialni. Leżała na niej starannie zaklejona
bialutka koperta. Zaskoczona, lecz wciąż pogrążona w głębokim smutku wstała,
podeszła i ujęła liścik w dłonie. Przedarła kopertę, wyjmując zawartość, którą
okazała się wiadomość… od Anakina. Od razu rozpoznała jego pismo. Zaczęła
błądzić wzrokiem po chaotycznie napisanych literach.
Padme!
Wiem,
że czytając ten skrawek papieru, ja zapewne jestem już martwy… Tak, to prawda.
Wiedziałem, że umrę. Widziałem to w mojej wizji… a losu nie można powstrzymać.
Nie powiedziałem o tym nikomu, bo każdy zapewne chciałby w jakiś sposób temu
zapobiec, a przez to przeznaczenie mogłoby się odbić na nich samych. Wiem, że cierpisz i bardzo
przepraszam cię za to, że to ja jestem powodem tego cierpienia. Proszę, żyj
dalej, ciesz się każdą chwilą. Kocham cię.
Twój
na zawsze
Anakin
Padme zacisnęła list w dłoniach i przycisnęła do serca
–Annie… mój kochany
Annie… -znowu zaczęła gorzko płakać rozpamiętując wspólne chwile.
***
-Jesteś pewna, że nie żyje?- spytał hologram Hrabiego Dooku.
–Tak. W stu procentach. –odpowiedziała zakapturzona Violet. –Widziałam jego
pogrzeb. –uśmiechnęła się chytrze. –Widzisz
Mistrzu? Zostawienie Jamesa na pustyni było dobrym pomysłem.. załatwiłam
wszystko sama! Skywalker jest martwy! –zaśmiała się złowieszczo. Tyranus skinął głową.
–Mamy nową misję…
szczegóły poznasz wkrótce, sam dokładnie nie wiem o co chodzi… -złapał się za
podbródek.- Wiem, że masz współpracować z pewnym Mandalorianinem… niedługo go
poznasz.- oświadczył, a hologram zamigotał i zniknął.
–Mandalorainin?! Jedna z tych szumowin?! No
świetnie! –oburzyła się.
–Jakiś problem? –usłyszała głęboki męski głos, brzmiący lekko metalicznie. Z ciemnego okienka na północnej ścianie wyłonił się
wysoki mężczyzna o doskonałej budowie. Jego głowę wieńczył hełm, więc nie
zobaczyła twarzy. Opierał się o framugę wgłębienia, po chwili zeskoczył i
podniósł się na równe nogi. Był znacznie wyższy.
–Masz jakiś problem co do
mojego pochodzenia? –zapytał chytrze zdejmując hełm. Oczom Violet ukazała się
przyjemna twarz o sympatycznym wyrazie, włosy miał kruczoczarne, średniej
długości, a zielone oczy błyszczały wesoło. –Więc?- spojrzał na nią wilkiem, a
ton jego głosu stał się nagle sympatyczny.
–Tak. Nie lubię Mandalorian. –syknęła,
pokazując, że nie zrobił na niej wrażenia.
–Więc będziesz musiała polubić. –powiedział
uśmiechając się ironicznie.
–Zakład?- mruknęła zapalając ostrze. Mężczyzna wywrócił oczami.
–Ta świecąca
żarówka nie robi na mnie wrażenia. –odpiął od pasa pistolet, okręcił go na
kciuku, podrzucił do góry, a gdy urządzenie z powrotem znalazło się w jego dłoni strzelił. Pocisk zaczął odbijać się od metalowych ścian, aż wreszcie trafił
idealnie w środek wysoko zawieszonej tarczy na strzałki. Chłopak posłał jej
sarkastyczny uśmiech i dmuchnął w dym lecący z główki blastera.
_______________________________________________________
Dedykacja cierpień Ahsoki dla Destiny.;*
Dedykacja Violet dla Innej :D
Liścik z dedykacją dla Igi. ;*
Przeczytałam, przeczytałam jak zwykle...Szkoda mi Ashoki i Padme ;c Szczególnie Padme, co jest strasznie dziwne... O.o
OdpowiedzUsuńDobra, nie ważne :D
Zastanawia(zastanawiało) mnie kim jest ten mando, który uważa się za lepszego od mojej Violet -,- Świecąca żarówka...8+! Okropnie jestem ciekawa co wymyśliłaś ;>...BO PRZECIEŻ JA DALEJ SIE UPIERAM ŻE NIE ZABIŁAŚ ANAKINA! NIE POTRAFIŁABYŚ DLATEGO IŻ PONIEWAŻ GDYŻ GO KOCHASZ I JESTEŚ JEGO NAJWIĘKSZĄ FANKĄ I DLATEGO IŻ PONIEWAŻ GDYŻ, GDYBYM JA ZABIŁA ANAKINA W SWOIM OPOWIADANIU TO BYŚ MNIE CHYBA ZABIŁA ;C
Też Cie kocham ;*
Wenki i pozdrawiam. :D
Twoja Inna.
PS. Dziex za dedyk :D
Mi się wydaje czy ten komentarz nie miał sensu? -.- Wybacz ;c Ale no...urozmaicam sb ten wieczorek czymś mocniejszym od coli... :marzyciel:
UsuńMuhahaha ,kocham cię za fragment z Ahsoką ,tak ,tak ryczałam ,ja tak mam zawsze ,sama chciałam wiem ,mój sadyzm dochodzi do tego momentu ,że na sobie się wyżywam ,walnij mnie w łeb co? xD No ale do tematu ,załamana Ahsoka ,tak po 2 zdaniach ryczałam jak głupia ,wszystko popsułaś ty i reszta towarzystwa z gg ,śmieję się przez was jak głupia! Ale dalej ,scena z rzuceniem się Ahsoki nad tym grobem (czy jak to tam powiedzieć) po prostu świetna. No i nawrzeszczała na Plo Koona ,tego bym się po niej nie spodziewała ,pisałam ci jak ja widzę relacje tej dwójki. No i Lux ,jaram się jak pochodnia xD. Słodka scenka ,kit ,że na niego nakrzyczała ,ja na niego zawsze krzyczę ,no ale takie awww xD. Przytulił ją! Tak! To ja chyba spłonęłam od jarania się =D. No i dalej ,no o Padme ci za wiele nie napiszę bo ty wszystko napisałaś ,świetnie ,świetnie ,świetnie. No i nie mogę pominąć twojej przecudnej logiki ,taki smut ,wszyscy zdołowani a tu nagle tekst o zostawieniu Jamesa na pustyni ,nie no spadłam z krzesła i śmiałam się jak głupia (znowu xD). I co dalej? No co znowu za misja? Czy ten stary dziad musi wszędzie się wpychać? No nic ,w oczekiwaniu na nn pomęczę cię na gg ,NMBZT =D
OdpowiedzUsuńAaa i nagle nadeszło olśnienie ,warkoczyk padawana Ahsoki? Nie ogarniam czemu miała go w ręce? Bo nie rozumiem ,skoro go trzymała to już nie jest padawanem? Ej no bez jaj xD. A wgl tak mi się to skojarzyło z tymi końcowymi scenami z 5 sezonu ,tak ,nigdy tego nie przeboleję.
Usuń