-Ahsoko, dobrze się czujesz? –zapytał z troską. Padawanka kiwnęła niepewnie głową. –Zaczekaj tu.- szepnął pomagając jej usiąść. Zmierzył wzrokiem pomieszczenie. Gdzie jesteś zagadko… Przymknął oczy i spróbował zajrzeć w przyszłość. Jak przez mgłę widział ciąg wydarzeń, większość bez ładu i składu. Uśmiechnął się gdy wreszcie trafił na odpowiedni ślady.
–Tutaj jesteś..-szepnął przykucając przy dużej
kolumnie. Przejechał dłonią po nawierzchni odsłaniając skrywaną pod warstwą
kurzu zagadkę. „Senator Amidalę znajdziesz w jaskini, którą z serca
mechanicznego planety zobaczysz.”
–Echhh… potem to rozwiążę. –burknął wstając i
podchodząc do Ahsoki. –Jesteś wyczerpana, Smarku…- podniósł ją bez trudu, w końcu była
lekka.
–Tylko cię spowolnię, Rycerzyku…
-oznajmiła skruszona.
–Wiem, dlatego rozstaniemy się niedługo… trzy klony przybędą po ciebie, zabiorą cię i zajmą się tobą. – mruknął niosąc ją
korytarzem.
–Uhum..- czuła jak coś pali ją w żyłach, pulsuje i sprawia ból. To
trucizna, boli… bardzo boli. Ale nie powiem mu tego, nie wyjdę na tchórza!-
zdecydowała. Nie musiała, Skywalker
przez moc wyczuł targające nią emocje, jej cierpienie, była taka drobna… a tak
cierpiała. Skoro ona jest w takim ciężkim stanie, co się dzieje z Padme?
Przecież ona nie jest Jedi.. nie jest, a… a… - czuł zmartwienie, ogromne
zmartwienie. Droga powrotna odbyła się
bez większych przeszkód. Wszystkie droidy zniszczył poprzednim razem, więc
dojście do ciasnego wyjścia poszło gładko. Potem pojawił się problem,
mianowicie właśnie węższy tunel. Przeciskał się z Ahsoką bardzo ostrożnie, ona
od czasu do czasu syczała z bólu, za co przepraszał ją speszony. Z niemałymi
trudnościami udało mu się wreszcie wyjść z jaskini. W oddali dostrzegł idące ku
nim klony. Uff, Ahsoka będzie bezpieczna. –Mistrzu… wróć cało.. proszę.
–szepnęła, gdy położył ją na przyniesione przez nich nosze. On tylko kiwnął głową.
–Jak idą prace nad…?
–nie dokończył, gdyż nie było to nawet potrzebne.
–Bardzo dobrze, generale… Jak
po pańskiej randce z piorunem?- zapytał żartobliwie.
–Skąd wy..?! – zdziwił
się, Obi-Wanie, jak Republikę kocham obiecuję, że się zemszczę… -dodał w
myślach.
–Cóż… -zaczął niepewy. -… powalająca to ona nie była, ale była
między nami jakaś taka elektryczność nie do zerwania.. –odpowiedział
wykrzywiając wargi w ironicznym uśmiechu. Klon nie odpowiedział, widocznie
pojął, że nie ma sensu prowadzić dalej
tej rozmowy, skinął tylko głową i oddalił się z Ahsoką i towarzyszami.
- To
teraz czas na zagadkę…- skrzyżował ręce na piersi. –Mechaniczne serce,
mechaniczne serce… co jest na tej planecie w pełni zmechanizowane… -myślał. – Budynki
separatystów! To jedyna maszyneria na tej planecie… -szepnął ruszając znów na
pływające kry. –Echh, wisicie mi sporo… oprócz ciebie Padme, u ciebie zadowolę
się sama twoją obecnością… -szepnął uśmiechając się łobuzersko. Potrząsnął głową. –Jesteś naprawdę idiotyczny
Anakinie..- skarcił sam siebie. -.. myślisz nie o tym co trzeba, tylko o..
cholera! Dobra, dobra..-pacnął się w czoło i wskoczył na pierwszą krę. –Echhh….-
jęczał skacząc. -.. w sumie na dobrą sprawę, z tej planety byłby całkiem niezły
naturalny gril….- zamilkł, a potem dodał. –… ciekawe, czy kiełbaski byłyby
dobre… Cholera.. za łatwo się rozpra..-nie dokończył, bo kra na którą właśnie
przeskoczył zaczęła tonąć, nie myśląc za wiele poderwał się do góry i wskoczył
na następną. –Nigdy więcej takich wypraw.. nigdy! – burknął docierając do
brzegu. –Cholera… kry się skończyły… -szepnął znajdując się pięć metrów od
lądu, na dryfującej krze. –Okey.. może doskoczę, na pewno doskoczę, a jak nie..
a jak nie, mam nadzieję, że upiekę się na złotko i komuś posmakuje… - palnął
przygotowując się do dalekiego skoku.
Skulił się, a potem poderwał do góry lecąc w idealnej harmonii z mocą.
–Czy ja żyję? O, super.. żyję.. Cholera, gadam do siebie… cholera… coś. STANG!
–podskoczył gwałtownie, gdy gorąca lawa lekko musnęła jego podeszwę.
–Jestem idiotą…- oświadczył lądując na stabilnym, bezpiecznym kawałku lądu. –
Cóż… szczerze, już wolę bury od Obi-Wana..- ruszył w kierunku rozciągającego
się naprzeciwko, kompleksu budynków. –Ciekawe, czy zobaczę stąd nasz obóz…
bardzo prawdopodobne, ale Ahsoki pewnie jeszcze w nim nie ma… -westchnął.
-..poszli dłuższą i bezpieczniejszą drogą, podczas gdy ja wybrałem skrót….- dochodził już na
miejsce. Poderwał się do góry, i wskoczył na znajdujący się najniżej pomost. –Hmmm…
-zamyślił się. Bez wahania wskoczył jeszcze wyżej, wyżej i wyżej. Skakał z
jednego pomostu na drugi, aż wreszcie znalazł się na znajdującym się najwyżej.
Stanął przy krawędzi i rozejrzał się po rozciągającej się naprzeciwko
przestrzeni. –Echhh… gdzie ja ją znajdę…
-myślał. -… a wiecie co! Wypchajcie się z tymi zagadkami…- przymknął oczy,
próbując namierzyć ukochaną w mocy. Nie wyczuwał jej, coś blokowało jego
zmysły. Potrząsnął głową, widząc nawracające widma przeszłości. –Nie… nie dam
rady, coś mnie...blokuje.- mruknął skruszony jeszcze raz obiegając wzrokiem po
okolicy. Przydałaby się jakaś wskazówka, ale takowej nie było… Skywalker targany emocjami rąbnął pięścią w budynek
znajdujący się po boku. Przebił się przez ścianę, robiąc dziurę na wylot. Wyjął
dłoń i przyjrzał jej się zaskoczony. –Eeeee…- otworzył oczy szeroko.-… muszę coś wymyślić, za nim przyjdzie mi to
łatać… -burknął. Zmierzył wzrokiem czupryny gór i wulkanów. –Hmmm… gdzie ją
uwięziłeś… Dooku… -przeklął pod nosem. -… mam za słaby wzrok….- mruknął
zrezygnowany i podskoczył do góry lądując na dachu budynku. –Wyjątkowe sytuacje
wymagają wyjątkowych poświęceń..-szepnął wyjmując z podarowanego blastera kilka części. Mimo,
że bez narzędzi udało mu się po pewnym czasie z komunikatora, blastera i kilku
innych bzdetów wyciągniętych z kieszeni zbudować przenośną lornetkę na
podczerwień. Od razu po złożeniu skorzystał z niej, działała. A jak inaczej, w
końcu maszyny były jego drugim życiem, każda z nich przemawiała do niego swoim
głosem ujawniając tajemnice posiadanych obwodów. Patrzył tak kilka chwil, aż
wreszcie namierzył w jednej z dolin między górami kolejną szczelinę skalną.
Strzegły jej droidy. –Achh, Dooku.. jesteś głupcem. Droidy tylko uwieczniają
mnie w przekonaniu, że właśnie tam powinienem szukać..- uśmiechnął się
tryumfalnie, ale było w tym coś uroczego. Schował zbudowane urządzenie do
kieszeni i zszedł z tego małego centrum. –Znów skakanie po krach…. -westchnął
zrezygnowany lądując na pierwszej z nich. Po około półgodzinie przepełnionej
długimi skokami i ględzeniem od rzeczy znalazł się wreszcie blisko celu.
Widział dobrze wnękę, prowadzącą jak się domyślał do jego ukochanej. Mruknął
coś pod nosem i zaatakował nagle, ścinając droidy za jednym zamachem. –Echh…
puszki, co za słabiaki…- mruknął zostawiając ich resztki. Wkroczył do jaskini i
od razu ruszył przed siebie. Nie czuł żadnych zawirować. Dooku, nie mam pojęcia
skąd wiesz kto jest dla mnie najważniejszy… -szepnął oświetlając mieczem drogę.
Podczas tej krótkiej i trwającej w napięciu wędrówki zdążył przerobić na części
jedenaście droidów, dwa superdroidy i trzynaście małych pajęczaków. Zobaczył w oddali bijące od lawy światło.
Przyśpieszył kroku, a gdy znalazł się w upragnionej komnacie stanął osłupiały.
Nad magmą wisiały cztery kraty. W każdej z nich była.. Padme. Na panelu obok
pojawił hologram Hrabiego Dooku.
–Gratulacje, dotrwałeś… -oświadczył kąśliwie.
-.. teraz ostatnia próba. Trzy z widzianych tu przez ciebie Senator Amidali to
najwyżej jakości roboty. Tylko jedna jest tą prawdziwą. Na panelu są cztery
dźwignie, gdy pociągniesz jedną z nich klatka odpowiadająca jej otworzy się,
ale pozostałe cztery spadną do lawy. Moc w tym miejscu jest blokowana i niedopuszczana
do użytku, więc nie masz szans się nią posłużyć. Musisz ocenić, która z nich
jest tą prawdziwą i właśnie ją uwolnić… -zaśmiał się szyderczo, a hologram
zamigotał i zniknął.
–Padme? Która to ty… -szepnął,jakby to miało jakiś sens. Żadna z nich nie
odpowiedziała. No tak! Te cholerne kopie są zaprogramowane według tego co o
niej wiadomo, więc zachowają się tak jak ona… ale jakoś muszę.. ona musi…
-zdenerwował się i podszedł do panelu. Wolę nie ryzykować.. nie pozwolę.. nie
pozwolę mojej żonie zginąć… zamartwiał się mierząc wzrokiem wszystkie cztery
klatki. Jak mam ocenić, która jest prawdziwa, gdy wszystkie są takie same?
–pytał siebie. Echh.. Padme.. moja
kochana Padme, mój głupi błąd możesz przepłacić życiem.. nie mogę.. nie mogę do
niego dopuścić. Wielokrotnie kładł rękę na jednej z dźwigni, ale za każdym
razem cofał ją zniechęcony i przerażony porażką. Patrzył co jakiś czas na każdą
z klatek i niewiadomych przyczyn ogarniało go poczucie winy. Musi..musi być
jakiś sposób…- myślał krążąc nerwowe koła. Musi… po prostu musi!- jego zmysły
krzyczały na alarm, przed wysiłkiem jaki im fundował. Blokowanie umiejętności
korzystania z mocy osłabiło go i zwiększyło zmęczenie. Wiem, to musi być to!-
doznał oświecenia. –Czy byłaś królową Naboo?! Jeśli tak od którego do którego
roku?!- krzyknął. Każda z nich podała prawidłową odpowiedz. Niech to! Mogłem
się domyślić.. przecież to podstawowe informacje…- westchnął zrezygnowany. Zadał tonę pytań, ale na każde dostał po
cztery identyczne odpowiedzi. –Padme…- zaczął mierząc wzrokiem każdą z nich. –Wiem,
że jesteś jedną z nich.. proszę, wiem o tobie wiele..
Jesteś.. jesteś wyjątkowa i… inteligenta, bardzo inteligenta. Dobrze wiesz, że
nie jestem w stanie wymyślić pytania na które tylko ty znasz odpowiedz…
-powiedział zwieszają głowę. –Proszę, wiem, że coś wymyślisz.. powiedź coś, co
wiesz tylko ty. Coś o czym nie wie nikt inny… proszę.. proszę… -jego
przemówienie przemieniło się w błagalną, nasiąkniętą bólem prośbę. Głos
załamywał się i nie jeden stwierdziłby, że zaraz się popłacze. Ale tak nie było,
łzy nie były na miejscu, bo jego miłość żyła. Tylko nie umiał uwolnić jej,
rozpoznać… Odwrócił się zrezygnowany i wbił wzrok w podłogę.
–Wiem… wiem, że
cię kocham...Annie… -rozległ się cichy, słaby głos dobiegający tylko od jednej
osoby. Sobowtóry spojrzały na nią zaskoczone. -.. kochałam od zawsze…- powiedziała łagodnym
głosem i rozpłakała się rześko.
–Padme!- krzyknął radośnie ciągnąc za
odpowiednią dźwignię. –Kochanie!- szepnął podbiegając i chwytając ją w ramiona.
–Kochanie..-powtarzał tuląc ją do siebie i gładząc po głowie. –Kochanie… tak
tęskniłem, tak mi cię brakowało… -nie mógł opanować radośni, która go
przepełniała.
–Annie…- szepnęła cicho wtulając się w jego pierś. Wreszcie, od
dłuższego czasu poczuła się w pełni bezpieczna. Czuła słodkie bezpieczeństwo.
Nie obchodziło ją, że w jej żyłach pulsuje właśnie trucizna, zignorowała ją.
Miała przy sobie jego, tego jedynego, prawdziwego, ukochanego. Skywalker ujął
ją za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy. Wreszcie, wreszcie mógł
zagłębić się w tych czekoladowych, błyszczących,łagodnych i pięknych jak kryształy
oczach. Uśmiechnął się uroczo i wciąż patrząc jej w oczy przysunął swoją twarz
do jej twarzy złączając ich usta w pełnym tęsknoty i pasji pocałunku. Wargi piekły go żywym
ogniem, czuł, że przepełnia go słodycz. Trwali tak przez dłuższą chwilę w pełni
wykorzystując to, że byli sami. Kochali się, bez wątpienia była to więź
nierozerwalna. Złapała go za rękę i
przycisnęła do serca
. –Annie.. nie zostawiaj mnie, już nigdy… proszę. –szepnęła
słodko odrywając się i patrząc w jego oceaniczno-błękitne oczy.
–Oczywiście.-
wykrztusił, a z jego twarzy wciąż nie schodził uśmiech. Przytulił żonę do siebie,
głaszcząc po ramieniu, jak wtedy na Naboo. Kochał ją najbardziej na świecie,
od dnia w którym ją zobaczył przysiągł sobie, że kiedyś ja poślubi.
–Padme..
–zaczął wyjmując z kieszeni jej zgubę. –Proszę, to należy do ciebie… tak samo
jak moje serce. –szepnął otwierając dłoń, na której miał wisiorek podarowany
jej dawno temu i złożył słodki pocałunek na jej czole.
–Annie…- zaczęła
przyjmując małą zdobycz. –Dziękuje… ponownie. –ucałowała go lekko w policzek i znów wtuliła.
–Nie mogę
uwierzyć, że wciąż go masz…- podjął próbę rozmowy owijając kosmyk jej włosów na
kciuku. Padme zaśmiała się cicho.
–Mam, jak mogłabym pozbyć się pierwszego
prezentu od mojego męża… -uśmiechnęła się w ten swój słodki, powalający sposób.
–No nie wiem.. istnieje wiele sposobów. –odwzajemnił uśmiech błądząc
wygłodniałymi dłońmi po jej ciele.
–A tobie tylko jedno w głowie.. –stwierdziła
żartobliwie, odchylając głowę, by spojrzeć mu w oczy. Skywalker wzruszył
ramionami.
– A co, nie lubisz mnie? Nie widzieliśmy się tyle czasu, a ty wciąż
mi żałujesz?- posłał jej spojrzenie skarconego chłopca. Amidala kiwnęła głową.
–Wiesz… kocham cię, nieważne, czy słodko się uśmiechasz, czy może patrzysz na
mnie jak na morderczynię… -schowała twarz w jego koszuli.
–Chwileczkę.. patrzę
jak? Padme, o czym ty mówisz?- zdziwił się bawiąc się jej włosami.
–Jak to o czym? – zaśmiała się uroczym
śmiechem. – O tym, że uważasz mnie za złą kobietę karcącą cię za różne
przewinienia… - powiedziała głosem tłumionym, ze względu na chowaną twarz.
–Aa..aha. –mruknął zdziwiony. -.. dobrze, moja zła pani… pasuje się stąd
wydostać, a nie…- Padme przyłożyła mu palec do ust.
–Dałbyś się nacieszyć
ciepłem i bezpieczeństwem, zły tyranie.. –szepnęła cicho nie przestając się
tulić.
_________________________________________________
Nie wyszedł mi. :C Nie zabijać. xD
*-* Koooooooooocham *-*
OdpowiedzUsuńCzego drętwy?!
Boooooooooooooooooski!!
Koooooooooooooooooocham
Koooooooooooooooooosiam
Koooooooooooooooooofam
<3 <3 <3
NMBZT
P.S. Pierwsza :D
UsuńP.S. 2 jeszcze raz mi spróbujesz powiedzieć, że to co napisałaś jest drętwe to cię chyba uduszę :D XD *-* :***
Też cię kocham.*-*
UsuńPS Widzę:D
PS2 Oops. :O :D
Przeczytałam! Przeczytałam! Przeczytałam! *.*
OdpowiedzUsuńAwwww...ZAJEBIOZA! Padme uratowana i wszyscy szczęśliwi! No...oprócz jednej osoby...takiej, która nie lubi Padme...kojarzysz kogoś takiego? ;3
Ogółem rozdzialik mi się podoba...Annie, wierzyłam w Ciebie, ale to nie zmienia faktu, że taka jedna osoba nie lubi Padme. -.-
Powodzenia w dalszym tworzeniu Wikuś ;**
YAY*-*
UsuńDziękuje:D Wiem o kogo chodzi i niedługo ją uszczęśliwię. :D
Haha, dziękuję. ;D
Dzięki i nawzajem. :D
Kocham Cię za ten wygląd! Kocham! Kocham!
UsuńŚwietnie dobrane kolory! *.*
Zakochałam się w tym nagłówku! *.*
Dziękuje. : ) Miałam fazę na brązowy, bardzo się cieszę. Naprawdę. ;*
UsuńAwwwwwwwAwwwwwAwwwww
OdpowiedzUsuńo jejusiu, ale sie najarałam. Drętwo?! Chyba żartujesz. To.. TO... O mój bosz no to po prostu genialne, słodkie... A Te jego teksty podczas skakania... KOCHAM <333 WYSZŁO CI!!!! i To Rewelacyjnie! A już w ogóle ta ich rozmowa podczas spotkania po tak długiej rozłące
Awwwwawwwwawwwww Jestem tak podekscytowana że nie moge w miejscu usiedzieć *-*
Tosz to szczyt! Mistrzu,jeszcze żadego twojego rozdziału nie czytałam z takim napięciem i zafascynowaniem *-*
Kocham cię za ten rozdział i niecierpliwie czekam na kolejny :*
Weeeeeeeny!!!!! ;*
Awe Maryja. xD
UsuńOj nieładnie, nie wolno jarać:D Mnie się serio wydawało, że drętwo... Co do tekstów, to chyba byłam głodna. XD Keksik ma ADHD.*-* W takim razie bardzo się cieszę. :D Ja czekam na wybudzenie Nuki. ;*
Niech moc i wena będą z Tobą. :D