Siedzieli w milczeniu na krawędzi półki skalnej wciąż
roztrząsając problem związany z rozwiązaniem kolejnej zagadki.
–Mistrzu… -zaczął Anakin. –Ja naprawdę myślę,
że powinieneś wrócić do obozu… jesteś wygłodzony, spragniony i zmęczony…-
przekonywał.
–Nie, Anakinie. Pójdę z tobą, Ahsoka jest w o wiele gorszym
stanie.- spiorunował go wzrokiem. –Ależ, Obi-Wanie! Masz mikrochip z trucizną!
Do jasnej cholery, to cię zatruwa! Nie rozumiesz tego?! –minę miał tak poważną,
że nie jeden uznałby, że jest chory. W końcu temu Jedi- Anakinowi
Skywalkerowi bardzo rzadko zdarzało się działać ściśle według wytyczonych
standardów.
–Nie, nie rozumiem. –
odpowiedział ze stoickim spokojem. Anakin westchnął głęboko. Nie odpowiadało mu
to nie tylko ze względu na zatruwanie organizmu jego byłego Mistrza, chciał
ocalić Padme sam i odprawić dwoje wadzących mu ludzi. Chciał pochwycić ją w
ramiona, przytulić i poczuć wreszcie jej ciepło, dać jej słodkie
bezpieczeństwo.
-… wiemy tyle, że matką
jest wulkan…- przerwał trwające milczenie.
-.. a dzieci to zapewne mniejsze
wulkany…- ciągnął.
–Nie.-zaprzeczył Kenobi. – Ujście wulkanów to bez...to ma
sens! –zdziwił się Kenobi.
–A nie mówiłem, Mistrzu? Jestem genialny.- oznajmił
uniesiony i podniósł ręce ku górze.
–Nie
unoś rąk, bo cię piorun trzaśnie…- szepnął Kenobi rozbawiony.
–Chyba żartujesz
Mis..- nie dokończył, energia elektryczna przeszyła jego ciało. Podskoczył z
miejsca.
–Ale, że.. jak to możliwe?!- krzyknął oburzony, wciąż czując
energetyczne iskierki przenikające przez jego skórę.
–Mówiłem… posłuchałbyś
mnie czasem…- westchnął Kenobi rozkładając ręce.
–Ale… jak to.. przecież.. nie ma burzy..
jesteśmy nad Mustafar i… jak to do cholery możliwe?! – włosy miał
naelektryzowane, a niewdzięczne iskry wciąż szczypały.
–Mój drogi, genialny Anakinie gdybyś uważnie
słuchał na lekcjach wiedziałbyś, że na tych wysokościach, a zwłaszcza na
Mustafarze występują liczne niespotykane błyskawice…- wyjaśniał Kenobi.
–Ale
dlaczego akurat mnie obrały sobie za cel?- dociekał młodszy Jedi. -… czy one na
mnie lecą?- spytał nadając barwie głosu odpowiedni, żartobliwy ton.
–Uniosłeś
ręce, a metalowa proteza ściągnęła na siebie ich uwagę.. Tak, i to jedyne co na
ciebie leci…- odgryzł się Mistrz Jedi.
–Hej!- upomniał się dwudziestolatek.
–Mówię tylko jak jest…- wzruszył ramionami.
–Pfff.- prychnął.- Jesteś w błędzie,
ale nie będę cię z niego wyprowadzać. Mam dość kazań o dyscyplinie i arogancji.
–gdyby nie fakt, że miał teraz dwadzieścia lat temu, krótkiemu przemówieniu
towarzyszył by pokazany w jego stronę język.
–Czyli jednak udało mi się czegoś
cię nauczyć. –poruszył zabawnie brwiami.
–Uhum,uhum. I to by było na tyle…-
spojrzał w rozciągają się pod nimi przepaść.
–Mistrzu..-zaczął
. –Tak,
Anakinie?- spytał spokojny. -
-… czy ta wysokość przypadkiem nam nie szkodzi?-
dokończył pytanie.
–Nie wiem, dlaczego tak sądzisz?- odpowiedział pytaniem, na
pytanie.
–Bo… mamy zagadkę i zadanie, ocalić Ahsokę i Pad.. Senator Amidalę
-poprawił się w ostatniej chwili.- …a siedzimy sobie beztrosko na skale,
dyndając nogami, trzy tysiące metrów nad ziemią… Naprawdę uważasz, że to
normalne? –podciągnął do góry prawą nogę i oparł się o kolano.
–Hmmm.. w sumie
masz rację, mój były padawanie…- jęknął i podniósł się na nogi. -.. opary
faktycznie mi zaszkodziły. –stwierdził gładząc się po brodzie.
–To akurat
wiem…- skwitował.-… nikt normalny nie wysyłałby mnie po komplet do parzenia
herbaty, podczas dyndania w metalowej klatce nad rzeką lawy.. –wzruszył
ramionami i uśmiechnął się żartobliwie.
–W jaki sposób się tu dostałeś?-
zapytał Obi-Wan zaciekawiony.
–No wiesz, Mistrzu… skakałem po wystających
fragmentach skał…- dodał zafrasowany. –Doprawdy?- w jego głosie słychać było
podziw i zaskoczenie.
–Yhym, nie
chciałem tracić czasu na wędrówkę szlakiem… znaczy, o ile takowy istnieje…-
przymknął jedno oko.
–Dobrze, ruszajmy. Ta rozmowa zbyt długo trwa…- szepnął
speszony, patrząc w dół.
–Okey, kto ostatni na dole stawia kolejkę!- oznajmił
radośnie i zeskoczył na półkę niższą o pięć metrów.
–Anakinie, uważaj!-
krzyknął Obi-Wan, gdy młody Jedi o mało co nie potknął.
–Nic mi nie jest!
Wszystko pod kontrolą! – odkrzyknął łapiąc równowagę. –Zostajesz w tyle,
Mistrzu! Czekam na moją kolejkę!- zażartował zeskakując jeszcze niżej.
–Echh..
młodość.- jęknął Kenobi schodząc na niższą wysuniętą skałkę.
***
-Anakinie, czemu się obijasz?- zapytał zniecierpliwiony
Kenobi pokonawszy ostatni stopień.
–Obijam? Sterczę to piętnaście minut! Ileż można schodzić z góry?!- uniósł się
Skywalker zrywszy się z miejsca.
–Egh.. ten teges… liczysz minuty i sekundy?!-
spytał
–Tak.. czymś trzeba zająć czas…- skwitował bez entuzjazmu.
–To ty umiesz
liczyć?! Chwila, chwila… sukces! Udało mi się nauczyć cię chociaż tej trudnej
sztuki…- ponowił próbę wybrnięcia.
–I to niby ja jestem przesadnie dziecinny..-
mruknął pod nosem. Wyjął z kieszeni podrasowany osobiście komunikator, a z
mikroskopijnej dziurki po boku średniej wielkości igłę.
–Obi-Wanie- zaczął i
obrócił się w jego stronę-muszę wysłać Reksowi twoją zatrutą krew, by mogli
sporządzić odtrutkę…- oświadczył nakłuwając jego ramię. Obi-Wan ani drgnął,
zejście ze szczytu przywróciło mu sprawność trzeźwego myślenia. Anakin kiwnął głową wciskając igłę z
zawartością w szparkę na urządzeniu.
–Otrzymali wzór trutki… myślę, że uda im
się sporządzić antidotum..- oznajmił. –Teraz trzeba znaleźć Ahsokę i przejść tę
cholerną próbę… ciekawe, czy będzie tak łatwa, jak pierwsza…- zamyślił się na
chwilę.
–Egh,egh..-chrząknął Obi-Wan.-.. nie kuś losu… znowu…- mruknął.
–Uhum… będziemy
tak stać, czy weźmiemy się za próbę rozwikłania tejże zagadki?- schował
komunikator do kieszeni.
–
-Słucham.-oświadczył.
-Hę?-
–Słucham. Jesteś genialny, więc może mnie oświecisz?- palnął. Czy on
znowu się ze mnie nabija?! Trzeba było trzymać gębę na kłódkę…
-Dobrze,
Mistrzu. Więc tak; Matką jest największy wulkan, ten wulkan. –wskazał na górę z
której zeszli. -.. jej dziećmi są mniejsze wulkany… -przejechał palcem w
powietrzu ujmując w jego drodze wszystkie mniejsze, buchające ogniem potwory. -..
a ujściem będzie zapewne miejsce, w które lawa wypływająca z każdego z nich
spływa…- obiegł wzrokiem wielką rzekę magmy. Obi-Wan otworzył szeroko oczy.
–Anakinie..
jesteś naprawdę genialny.. Wpadłeś na to w tej chwili? –zapytał z podziwem.
–No.. niezupełnie. Bo wiesz, ta błyskawica.. co mnie trzasnęła zapaliła lampkę
dyndającą mi nad głową i w taki oto sposób podsunęła rozwiązanie…- wykrzywił
usta w szerokim uśmiechu obnażając śnieżnobiałe zęby.
–Żartujesz sobie ze mnie,
mam rację?- zapytał Kenobi zafrasowany.
–No jasne, że tak!- burknął. - Przecież nie mam żadnej żaróweczki nad głową…
bo nie mam prawda?- Mistrz Jedi pacnął się w czoło.
–Poszukajmy lepiej tego
ujścia, zamiast prawić o światełkach nad głowami i błyskawicach… -zaproponował.
–Po raz pierwszy w pełni się z tobą zgadzam, Mistrzu… - mruknął ruszając w
stronę magmy.
–A ty dokąd?- spytał
dziwnie zaskoczony. Skywalker westchnął.
–Weź już lepiej wracaj do obozu…
poradzę sobie. –rzucił za siebie lądując na dryfującym odłamku skalnym.
–Ale Anakinie… - protestował.
–Mistrzu, chcę
to załatwić szybko, a ty nie jesteś w pełni sił… nie będę na ciebie czekał.
–stwierdził skacząc z jednej kry na następną.
***
-To chyba tutaj…- szepnął Skywalker zatrzymując się na przy
wodospadzie lawy.
–Tam na dole wszystko się kończy.. tu spływa magma z
wszystkich wulkanów… -odchrząknął. -.. Echh.. nie takie rzeczy się robiło…
-odgonił ponure myśli i zeskoczył. Leciał w dół, nie wyszukał celu. Jeśli
szczęście dopisze wyląduje na okruchu skalnym, a jeśli nie.. wolał nie myśleć.
–Chyba naprawdę zacznę wierzyć w szczęście… -szepnął lądując bezpiecznie na
krze. Obiegł wzrokiem znajdującą się przed nim przestrzeń…
-Nie no, znowu
jaskinia? – mruknął dostrzegając sporą
szparę w skałach. Przeskoczył kilka pływających ker i znalazł się tuż przy dziurze
– Ale ciasnota…- musiał iść bokiem,
wcisnął się z małym trudem i szedł stawiając ostrożnie stopy, jedna za drugą. Było
ciemno, nie było nawet miejsca, by zapalić miecz świetlny. Szedł na ślepo,
zdając się jedynie na instynkt i nie wiadomo czy istniejące szczęście. Uratuję cię,
Smarku. Obiecuję. Uratuję, tak samo jak Obi-Wana. Uratuję choćbym miał zginąć,
ciebie tak samo Padme.. daję słowo… moje słowo, takie jakie dałem Ryanowi…
***
***
-Nareszcie!- szepnął gdy tunel stał się szerszy, nie myśląc
włączył miecz świetlny. Niebieskie
ostrze dawało dużo światła, jego blask musnął ścianki jaskini.
–Czuję się jak
podróżnik…- zaczerpnął gwałtownie powietrza. Pożałował, jego płuca sprzeciwiły
się pobieraniu tlenu znajdującego się w tym miejscu. Odkaszlnął.
–Egrh..-odchrząknął
i splunął. -.. nigdy więcej takich wypraw… -mruknął idąc przed siebie. Poczuł
nagle jakieś skupisko energii, coś drobnego, ale jednocześnie silnego.
Zatrzymał się wpół kroku i przymknął oczy. Stał się jednością z mocą, wyostrzył
zmysły i próbował zidentyfikować postać. To pewnie Ahsoka, ale wolę sprawdzić…-
myślał. Miał rację, poprzez zamglone zmysły wyczuł średniej wielkości
Togrutankę, była wycieńczona, głodna… i bała się. Nie bój się, nie bój się.
Jestem blisko.. niedługo będziesz bezpieczna.. –szeptał, jakby to miało
jakiekolwiek znaczenie. Otworzył oczy, wrócił do rzeczywistości i znów ruszył
przed siebie, prowadzony śladem, który w mocy zostawiała jego uczennica. Usłyszał
cichutki szmer,ale gdyby nie jego wyczulony słuch nie doszedłby on do jego uszu.
–Nie
jestem głupcem!- warknął wykonując gwałtowny obrót z mieczem przed sobą. Dwa,
zwykłe droidy padły plackiem na ziemię.
Nie tracąc ani chwili znów ruszył , czuł obecność Ahsoki,
bardzo wyraźnie, jest już blisko. Nie bój się, nie bój.. Ciemna strona karmi się strachem, nie możesz się bać… -szeptał. Po
kilkuminutowej wędrówce, w której ściął mieczem kolejne sześć puszek znalazł
się w sporej wielkości pomieszczeniu. Rozejrzał się dookoła poszukując wzrokiem
Ahsoki. Była tam, przykuta kajdankami u rąk i nóg do wiszącej nad lawą rury.
–Mistrzu!-
krzyknęła, a jej głos brzmiał tak słabo, tak bezbronnie, tak rozpaczliwie, że
Anakinowi wydawało się, że faktycznie ratuje małe dziecko.
–Ahsoko!
Niedługo będzie po wszystkim! Trzymaj się…- odpowiedział, by dodać jej otuchy.
Padawanka mimo położenia kiwnęła głową. Gdzieś tu musi być panel… tylko gdzie,
znów obiegł wzrokiem pomieszczenie. Tam!- krzyknął podbiegając do maszynerii. –Wow…
-zaczął.- wszystko jest.. to aż za łatwe. –kliknął kilka przycisków, a nad
panelem zawisł niebieski hologram.
–No nie, a już myślałem… - zamyślił się i
zaczął czytać z niebieskiej tarczy. –Kolejne zadanie… -westchnął.-.. próba
wiedzy. Co my tu mamy…- głowił się nad tym, co był tam napisane, ale za nic w
świecie nie mógł pojąć sensu zapisanego tam zadania. –Masz załogę, przewagę nad
wrogiem i materiały wybuchowe. Jeden z dużych detonatorów jest uszkodzony i
każesz się go pozbyć. Dlaczego przegrywasz bitwę?- czytał. –Eeee… bo mieliśmy
szpiega na pokładzie?- powiedział, a jego odpowiedz okazała się błędna. Ahsokę
przeszyła elektryczność. Wyrwany z zamyślenia, zwrócił się w jej stronę i
zaczął kląć pod nosem. –Smarku! Trzymaj się!- odkrzyknął zmartwiony. Impuls
elektryczny ustąpił, a ona łapała oddech bardzo spazmatycznie. Za moje złe odpowiedzi Ahsoka płaci
cierpieniem.. Tak nie może być… -zmartwił się opierając dłonie na panelu. –Eee..
bo mam za mało detonatorów?- palnął nie myśląc. Źle. Tano znów poczuła
porażenie elektryczności. – BADZIEW!-
wykrzyknął uderzając zwiniętą w pięść dłonią o blat. I znów porażenie prądu. –
Hej! To nie była odpowiedź na to pytanie, więc dlacze..-nie dokończył jego
padawanka znów przeżyła szok elektryczny.
–Pomyśl Mistrzu! Do jasnej cholery
pomyśl, bo twoje odpowiedzi bolą!- wykrztusiła ostatkiem sił. Obi-Wanie, po co
się odprawiałem.. to coś dla ciebie. –przeklął w myśli zamykając oczy. Płaszcz
mocy otulił go jak matka otula niemowlę, czuł na sobie energię, bezpieczeństwo
i wolę. Szukał odpowiedzi w mocy, próby znalezienia Hrabiego Dooku i
wysondowania go nie powiodły się. I pomyśleć, że to wszystko przez tę cholerną ciemną
stronę… Stal tak pół godziny, bez ruchu.
Ahsoka traciła już cierpliwość, ale nie pisnęła nawet słówka.
–Eureka!- krzyknął
otwierając oczy, a jego krzyk znów został uznany za odpowiedz, czego rezultatem
było porażenie Ahsoki. Skywalker rzucił Ahsoce przepraszające spojrzenie i
ponownie przeczytał zapisane na hologramie zadanie.
–Przegrałem bitwę, bo
pozbyłem się uszkodzonego detonatora, a pozbycie się to wyrzucenie w przestrzeń,
a skoro był uszkodzony wybuchł zaraz po spotkaniu z brakiem grawitacji i zmianą
temperatury!- wykrztusił tryumfalnie. Nad panelem zamigotał na zielono wielki
znaczek oznaczający dobrą odpowiedź.
–Yes!-
krzyknął uradowany. Ahsoka chrząknęła, na tyle głośno, na ile miała siłę.
–A no
tak… przepraszam.- oznajmił skruszony klikając przyciski na panelu. Pręt
zawirował i przybił do brzegu.
–Smarku!-
podbiegł błyskawicznie i odpiął dziewczynę od słupa. Togrutanka upadła mu w
ramiona i przytuliła się mocno.
–Mistrzu!- szepnęła. – Dziękuje, dziekuje, dziękuje!-
krzyczała chrapliwie. –Już myślałam, że zostanę tu na zawsze!- tuliła się jak
małe bezbronne dziecko.
–Już dobrze Ahsoko, już dobrze. –szepnął łagodnie
otulając ją płaszczem bezpieczeństwa.
____________________________________________________
:D Dedykt dla Igi. *-*
O super ;D
OdpowiedzUsuńDrugi G.E.N.I.A.L.N.Y rozdział z rzędu xD
–Uniosłeś ręce, a metalowa proteza ściągnęła na siebie ich uwagę.. Tak, i to jedyne co na ciebie leci…- odgryzł się Mistrz Jedi. <--- Hahah dobrze że Padme tego nie słyszała :D
Biedna Ahsoka, pewnie gdyby chodziło o Padme, Anakin by się ani razu nie pomylił :D
Jestem ciekawa jak pójdzie mu misja uratowania Ukochanej :D
Wstawiaj szybko... BARDZO SZYBKO! :D
Weny, Niech moc bd z Tobą :D ;*
PS; ZNÓW PIEEEEEEEEEEEEEEERWSZA!
:P
Usuń*-*
Pff i tak się o tym dowie. xD
No jaha, gdyby chodziło o Padme to by zszedł. xD
Przekonasz się, czy w ogóle ją uratuje.. ^^
Napiszę może na jutro. ;d
Wzajem. I z tobą także. ;*
PS Congrats! To co idziemy na pizzę?;D
Yay! :D
OdpowiedzUsuńThe chapter is amazing!
Kocham Cię :D ale ty już to wiesz -_- xD
Danqq za dedyk :D :D
Mimo, że fragmenty przesyłałaś mi na gg i tak się śmiałam...
I...
WANT...
NEXT...
CHAPTER!!!
:D <3 :* :) xD
I weź się już nie fochaj
Snow Day:D
Usuń:D
Nie wiem. D:
Spoko,piorunochronie:D
^^
Okey, może na jutro napiszę. ;p
:* NMBZT:*
Nie focham.^^
Dobrze, że wcześniej przeczytałam połowę, bo Bóg wie ile bym to czytała O.o
OdpowiedzUsuńWreszcie ogarnęłam inne blogi i dokończyłam Twój, takie życie jest wyczerpujące. No, ale cóż... -.-
Rozdział był mega ciekawy i wciągający. Ahsoka uratowana, teraz Padme *.*
Dawaj Anakinie!
Wika pisz szybciutko! Tym szybciej pojawi się kolejny rozdział, tym szybciej nadejdzie moja kochana walka :D
*jeb w ścianę* Dobra, ja już się nie odzywam -.-
Niech moc będzie z Tobą! :D
Haha:D
UsuńYAY. Gratulacje.;D
xD
Dziękuje. *-* No jaha:D
Dawaj, Annie!
Już napisałam. ^^
Oj, biedna ściana.. idę po medyka:D
I z tobą także!
Wikuś! Z Tobą* O.o
UsuńJa pierdziele, też idę po medyka O.o
XD
Ech, jeżeli chodzi co o pisownię dużą literą to my piszemy z błędami, bo zwroty grzecznościowe pisane wielką literą są poprawne tylko w liście, w innych przypadkach są błędem językowym... :P
UsuńJak się pisze i zwraca do kogoś, to zawsze powinno się pisać wielką literą. W taki sposób okazuje się szacunek._. Może i nie jestem najlepsza z polaka, ale czasami uważam na lekcjach ^^
UsuńMoja Polonistka za zwroty dużą literą w takich sytuacjach obniżała mi punkty. ;_; I uznawała jako błędy... Więc nie wiem, przynajmniej u mnie tak jest.;D
UsuńDoczekałam się! Prądzik ,prądzik ,kocham do xD. Yay ,jestem sadystką! Wykończona ,przestraszona Ahsoka? Skąd ja to znam?xD Błagam o jakieś skutki otrucia jej (bez uśmiercania)! Poza tym...pogaduszki kilkaset metrów nad ziemią? Tego jeszcze w życiorysie nie mam ale chalange akcept! Dobra ,znowu gadam od rzeczy ,przepraszam xD. I co dalej? Ja chce już nn! ^^
OdpowiedzUsuńNo, doczekałaś. xD Wiem, wiem, Des. :D Wiem, że jesteś. Taak, cały czas o tym piszesz... Bez uśmiercenia?:c Bu, ale okey. Taaa, gadu gadu:D Haha! Nie ma sprawy, mi pasuje. :D Dowiesz się. ^^ Cieszę się.
Usuń