„Tam gdzie płonąca matka ciężkimi łzami płacze.” O co może
chodzi?- głowił się Anakin tocząc wciąż nerwowe koła. Westchnął. Zmierzył wzrokiem krajobraz
zalanej lawą planety. Przyglądał się dokładnie najmniejszym szczegółom…Nic nie
przychodziło mu do głowy, usiadł na zwalonym kamulcu. Och, Padme. Moje droga
Padme… nie jestem geniuszem, ale rozwikłam te zagadki. Ocalę ciebie,
Obi-Wana i Ahsokę… Splótł palce na piersi i znowu zerknął na niebo. Jakby było
po co… przecież odpowiedź nie spadnie tak po prostu na jego głowę… Płonąca
matka.. na pewno chodzi o lawę, ogień, ale… ponownie spojrzał za widnokrąg.
–Wulkan! Chodzi o wulkan! –zerwał się na równe nogi. –Matka..-zamyślił się i
złapał ręką za podbródek. –Matka..-powtórzył. –Od matki się wszystko zaczyna, tak?
Więc.. chodzi o największy wulkan!- krzyknął radośnie. -..ciężkie łzy..ciężkie
łzy… czym płacze wulkan.. nie chodzi o lawę…- przyjrzał się wielkiej
górze.-..kamienie! Chodzi o lawiny kamienne!- podniósł ręce w geście tryumfu.
–Chwila, chwila… -zganił się-.. mam wejść na szczyt wulkanu?!- źrenice rozszerzyły
mu się do wielkich, okrągłych kół.
–Łatwe
to nie będzie…- przeczesał włosy dłonią. -Ale zrobię to, dla ciebie Padme.
Uratuję cie.. obiecuję.- Czym prędzej ruszył w kierunku obozu, nie wolno mu było
zabierać klonów ze sobą, ale mógł z nimi porozmawiać… Po długiej i nużącej
wędrówce wreszcie dostrzegł kilku towarzyszy, którzy na jego widok natychmiast
nałożyli hełmy. Co się dzieje? Czemu..?- zdziwił się. Przywitał go Rex.
–Witaj,
generale..eee.. nie ma z panem więźniów? –Rex wydawał się zszokowany.
–Nie,
kapitanie…- westchnął. –Musze ich odbić rozwiązując zagadki, przechodząc próby
i takie duperele… - machnął ręką. Żołnierz posłusznie skinął głową. –Przyszedłem
tu, bo… -rozejrzał się dookoła, nadal czuł na sobie czyjś wzrok. – Chcę wam
powiedzieć, byście nie szli za mną i nie opuszczali obozu. – celowo podwyższył
głośność mówienia i mrugnął porozumiewawczo do Reksa wtykając mu dyskretnie w
dłoń mały datakryształ.
–Oczywiście generale. –skwitował Rex starając się ukryć
targającą nim ciekawość. Anakin skinął głową, obrócił się i już chciał
odchodzić, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.
–Weź to Generale. –Klon wsunął
mu w dłoń jeden z wielu blasterów, którymi dysponowali. –Dziękuje…-
odpowiedział niepewnie Anakin. -… nie sądzę, by mi się przydał, ale… -
- Przezorny zawsze ubezpieczony, sir. –Klon klepnął go w ramię i odszedł w swoją
stronę.
No cóż… ma racje. –stwierdził po namyśle przypinając blaster do pasa.
–Może
się przydać, ruszył w kierunku wielkiego wulkanu. Skakał po krach pływających po lawie, łapał
się lin używanych zapewne kiedyś przez droidy do przyciągania odpływających
okruchów skalnych. Od czasu do czasu, grunt znikał mu spod stóp i o mało nie
tonął,ale na szczęście refleks, który zdążył wyrobić dobrze mu służył, tak samo
jego skoki. Były długie, wysokie i trafne, w końcu szczycił się on pobiciem
rekordu w skoku wzwyż o całe piętnaście metrów więcej niż ostatni rekordzista-
Mace Windu. Gdy wreszcie znalazł się u stóp wulkanu , spojrzał nieobecnym
wzrokiem do góry.
–Świetnie… w sumie, ciekawe ile będzie spadać Droid jeżeli
zrzucę go z góry..- złapał się za podbródek. –Chwila, chwila..-potrząsnął
głową. – O czym ja do cholery myślę? –skarcił sam siebie. –Obi-Wanie..
oświadczam, że brakuje mi twojego dogryzania i karcenia. –powiedział wzdychając.
Poszukał miejsca z którego mógłby się wybić ku górze, w końcu wędrówka byłaby..
stratą czasu. Miał moc, niesłychane
umiejętności, wiedzę, siłę i młodzieńczy zapał.. więc po co miałby szukać
szlaku(o ile takowy był) i wędrować nim „Jak na cywilizowanego człowieka
przystało”. On wolał jednak dzikie rozwiązanie, a mianowicie skakanie z jednej
półki skalnej na drugą.. no o ile znajdzie odpowiednią, z której będzie miał
się jak wybić… Gdy jego wyostrzony w dzieciństwie wzrok dostrzegł wreszcie
odpowiednią skałkę bez chwili wahania wskoczył na nią. Na jego szczęście, była
stabilna, więc bez problemu mógł wybić się wyżej. Ugiął kolana, pozwolił by moc
otuliła go swoim płaszczem, wyłączył zmysły. Był tylko on, on jeden zjednoczy w
idealnej harmonii z mocą. Gdy poczuł odpowiedni przypływ energii wyskoczył do
góry, leciał bajecznie, idealnie, bez skaz. Skóra błyszczała mu od potu. W taki
oto sposób znalazł się na kolejne półce, nieco mniej stabilnej, odgięła się
lekko po spotkaniu z jego stopami. Nie chcąc ryzykować odbił się od razu, gdy
tylko podeszwa jego butów musnęła jej wierzch. Skakał tak, w idealnej harmonii z
mocą, idealnym zgraniu, z zamkniętymi oczami. Ufał tylko sobie, swojemu
instynktowi wspieranemu tą magiczną energią, która jak stwierdzono stworzyła
go. Uśmiechnął się delikatnie, gdy tylko
znalazł się na szczycie. Przed nim rozciągał się ogromny krater wypełniony
czerwoną lawą. Przełknął ślinę.
–Mam nadzieję, Obi-Wanie, że nie jesteś.. w
środku. –szepnął z nadzieją. Przymknął
oczy próbując wyczuć w mocy przyjaciela, był tu. Gdzieś blisko, ale jednak..
niżej.
–No świetnie!- rozłożył ręce z bezradności. –Serio, Anakinie?!- krzyknął
do siebie. –Do jasnej cholery, czemu nie mogłeś zrobić tego wcześniej?! –przeklął
pod nosem. –Echh..przynajmniej mam pewność, że nie ma go.. w środku..
tej..no..em…- wychylił się i spojrzał na zalaną we wszystkich kątach dziurę… Znów przełknął głośno ślinę i skierował
się w kierunku powrotnym. Stanął na krawędzi szczytu i ponownie przymknął oczy.
Gdzie jesteś przyjacielu.. podaj mi swoje współrzędne. Swoją wysokość, swoje
miejsce… -prosił Moc. Po około dziesięciu minutach namierzył przyjaciela, był
niewiele niżej. Czuł jego hamowany strach, cisnące mu się na usta przekleństwa,
jego głód, pragnienie, pragnienie wolności… Otworzył oczy, zmierzył horyzont
jednym spojrzeniem i zeskoczył w dół. Niestety… tym razem nie trafił na półkę. Przeklął
pod nosem i chwycił się wystającego odłamka skały. –Egh… kiedy mówiłem, że kocham
latanie, nie musiałeś brać tego tak dosłownie losie…- spojrzał w dół i znów
przełknął głośno ślinę. Zaczął wymacywać stopą odpowiednie podparcie, znowu
szczęście mu dopisało-znalazł wgłębienie, na którym bez problemu mógł się
oprzeć.
– Jedi nie wierzą w szczęście, ale… chyba zacznę. –powiedział do siebie
przemieszczając się po skalnej ścianie. Po krótkim czasie udało mu się
doczłapać do platformy, na której z głęboką ulgą od razu stanął. Przetarł oczy,
wytężył wzrok i począł poszukiwać miejsca, gdzie mógłby znaleźć przyjaciela.
Wreszcie, udało się. Dostrzegł kilkanaście metrów dalej, sporej wielkości
wnękę, taką przez którą bez problemu mógłby przejść człowiek.
–Jeżeli tam jest…
te droidy są genialne… -palnął. –Okey… no to siup! – krzyknął donoście, a jego
głos rozbrzmiał echem po całej okolicy. Wylądował bezpośrednio przy dziurze i
od razu chwycił się wystające obok skały. Podciągnął się, wybił i wskoczył do
środka. Podniósł się z ziemi, otrzepał ze zbierającego się kurzu i obrócił, by
jeszcze raz spojrzeć w dół. Nie miał zielonego pojęcia po co to robi. W końcu..
to mu nie pomagało, wręcz przeciwnie. Ocenił, że jest na wysokości… około 3 000
metrów. – Yyy… Moc naprawdę jest przydatna… w życiu nie doszedłbym tu na
piechotę…- skwitował krzywiąc się zabawnie. Po ponownym skarceniu się za
odwracanie uwagi byle błahostką ruszył w coraz to głębsze ciemności…
- Nie, ja
tak nie mogę. Trudno, jeśli ktoś tu jest zwrócę na siebie uwagę. –oznajmił zapalając
miecz świetlny, który swym niebieskim blaskiem oświetlił mu drogę. Szedł tak
dłuższą chwilę, bez żadnych komplikacji. Aż wreszcie doszedł do dużej komnaty,
całkowicie kamiennej. Jedynce, co było warte uwagi to wielka, metalowa klatka,
w której był… tak, Obi-Wan.
–Ooo, kogo ty przywiało. Mój ekspadawan raczył się
zjawić na herbatkę.. wybacz, moje filiżanki stopiły się w magmie..-rzucił okiem
na zalany lawą krater nad którym dyndał. –Czy raczysz udać się do sklepu, po
nowy komplet? Ja nigdzie się nie ruszę, nawet gdybym chciał… - uśmiechnął się
ironicznie. Anakin pacnął się w czoło.
–Mistrzu… opary chyba ci szkodzą… -
wykrzywił usta w żartobliwym uśmiechu.
–Nie, Anakinie. Ja po prostu uczę się od
ciebie..- wyciągnął się w klatce. –Niebezpieczeństwo? Zignoruj i baw się… to
twoje motto, nieprawdaż?- Anakin zignorował jego majaczenie. Pogładził się po
podbródku i próbował wywnioskować w jaki sposób
otworzyć klatkę, dostrzegł panel, pewnie sterowniczy. Tak! Nad klatką
znajdują się różnorodne metalowe pręty i mechanizmy. W ułamku sekundy znalazł
się przy maszynie.
–Mhm.. banalne, rozpracuję jej działa w try miga… no, tylko
jest jeden mały problem… -powiedział sam do siebie, bo Obi-Wan raczej nie
należał do osób z którymi rozmowa byłaby teraz… poważna.-.. nie ma pstryczka..
ktoś go zabrał, bez niego nie nie uwolnię Obi-Wana.. no chyba, że rozkręcę to
ustrojstwo.. ale… nie mam.. nie zabrałem narzędzi! –dłoń znów uderzyła w
głowę.
–Cholera, cholera, cholera…- klął
pod nosem.
–Witaj. – rozległ się
metaliczny głos. Skywalker obrócił się gwałtownie. Przed nim stał duży, masywny…
człowiek? Nie, to maszyna. Metal, Anakin dobrze go rozpoznał. Był zbudowany na
wzór humanoidów, miał te same narządy, serce, które było jego procesorem głównym,
mózg… A co najważniejsze w dłoni trzymał magiczny, brakujący pstryczek.
–Kim jesteś?!-
rzucił nagle ogarnięty adrenaliną. –Jestem robot Cv872 X TY.- wyrecytował
płynnie.- Musisz stoczyć ze mną walkę, jestem człowiekiem podobnie jak ty. Mam zaprogramowane
wszystkie twoje ruchy. Jestem.. tobą. –szepnął, a jego wygląd upodobnił się do
Anakina. Byli identyczni. –Serio? Serio, Hrabio Dooku? Tak za mną tęskniłeś, że
stworzyłeś moją kopię? Ooo… jak miło. Wybacz, ale nie odwzajemniam twoich
uczuć.. - syknął zjadliwie. Przeciwnik
natomiast wyciągnął przed siebie swój własny miecz świetlny o rękojeści
identycznej, jak ta należąca do Anakina.
Mój miecz! Ta kupa złomu ma kopię mojego miecza! O nie, tego nie
wybaczę!
– Zastanów się dobrze, za nim zaatakujesz. Znam każdy twój ruch, każdy
twój cios, każdy blok, każdą obronę, każdy atak… -wyliczał robot.
-A weź się
przymknij!- zdenerwował się Skywalker chwytając blaster podarowany przez klona.
Strzelił. Trafił prosto w pierś robota, a on upadł na kolana.
–Chwila.. chwila…
napra… szybko poszło!- krzyknął osłupiały młodzieniec.
–Wow.. naprawdę jestem genialny…- nabijał się
zabierając od robota pokrętło.
–Obi-Wanie, już wkrótce zaznasz smak wolności. –pocieszył
przyjaciela, montując brakujący wihajster. Błyskawicznie przebiegł wzrokiem po panelu
i od razu rozpracował sposób jego działania. –Tu wcisnąć, tu pokręcić… tu
przytrzymać, tu pociągnąć… -wyliczał jeżdżąc płynnie palcami po panelu. Ruszył tu i tam, a klatka zaczęła sunąć po metalowej rurze
dokładnie w jego stronę. Zatrzymała się blisko, tak, że Anakin bezproblemowo
mógł uwolnić przyjaciela. Nie chcąc tracić czasu na kolejne kombinacje
przycisków, podbiegł tuż pod nią i przeciął niebieskim ostrzem metalowe
drzwiczki, dzielące go od byłego Mistrza.
–Który to już raz ratuję ci skórę,
Mistrzu?- spytał podając mu dłoń. –
-Daruj sobie, Anakinie… -oznajmił Obi-Wan przyjmując gest.
–Ale
Mistrzu.. wisisz mi już przynajmniej osiem kolejek za te ratunki… - dociekał
młodszy Jedi.
– I naprawdę myślisz, że ci je postawię? Że będę patrzył jak mój
pijany były padawan podrywa przypadkowe dziewczyny i wszczyna awantury?- przerwał
mu Obi-Wan.
–Mistrzuu… ja wcale nieeee..-bronił
się Rycerz. –
-Anakinie, wiem jak jesteś po pijaku…- westchnął Kenobi.
–Serio?
Wiesz? A ja nie wiem…- zdziwił się młody.
–Dobra, dobra. Postawię ci, w swoim
czasie. A teraz, co robimy?- zmienił temat Mistrz Jedi.
–Cóż… musimy znaleźć
drugą zagadkę… -zamyślił się, obiegając wzrokiem całe pomieszczenie. –Tam jest!-
krzyknął przykucając przy poległym przeciwniku, chwycił kopię miecza
świetlnego, złamał w dłoni na pół, a w środku wyryta była zagadka. „Padawan
twój jest tam gdzie dzieci matki swoje ujście mają”.
–Co to może
znaczyć?- spytał starszy Jedi, przenosząc wzrok na młodszego. –
Nie.. nie mam
pojęcia. –odpowiedział bez namysłu.
_______________________________________________________
_______________________________________________________
Tytuł alternatywny "Anakin uczy się latać". xDD Dedykt dla Keiszy! :D
PS Ja lataam. *-*
Ommm Ommm Ommmm
OdpowiedzUsuńAle zajebisty rozdział :D
Genialny, Rewelacyjny, Fenomenalny, Czaderski, Superaśny!!!!!!
<333 Love forever *-*
Piknie napisałaś, i jest taki długi.. no może bez przesady ale jest długi... wmiarę ;D
Ommm
Niech Moc, wena i Anakin będą z Tobą
Powodzenia przy kolejnym rozdziale... i nowej zagadce :D
Ps; dzięki za dedyk.. I Latającego Aniego *-* <33
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww *-*
UsuńPierwsza!!!
Pierwszy Raz Jestem PIERWSZA!!!
Ommm Awwawwwawww !!
Święto!
To wszystko przez latającego Aniego <3333
Om,om,om.*-*
UsuńHaha, dzięki. Pisany przy tobie. ;*
:*
Też cię kocham.*-*
Wieem, wyszedł taki. :D :*
Om*-*
I z tobą też.:D
Dziękuje i czekam na rozdział u ciebie. ;*
Nie ma sprawy. Annie pozdrawia.*-*
Gratulacje! Latający Annie pozdrawia. ;* *-*
Wikuś, świetnie jak zawsze <333
OdpowiedzUsuńDługość jak dla mnie w sam raz. Robisz postępy. Nie mam się do czego przyczepić, więc nie pozostaje nic jak tylko wychwalać...ale czy Anakin nie wpadł na rozwiązanie odrobinę za szybko? :) W sumie, jakby wolno do tego dochodził to by było w ch...ekhem, cholernie nudno. xd W sumie wszystko jedno xd
Kolejna Ahsoka, będzie ciekawie. Powodzenia i wenki życzę.
Lady Sith. ;)
Niech Moc[i rum] będzie z Tobą!
Dziękuje:]
UsuńDziękuje po raz drugi. :D
Wiem, wpadł na to za szybko, ale już nie wiedziałam co mogłabym napisać i tylko bym was zanudzała.xd
Dziękuje i nawzajem. :D
Niech moc będzie z Tobą!
ahsddfldsghds! xD Czyli ja to co zawsze ,wybacz ,przez ciebie moje skupienie jest na poziomie zerowym :P! Kocham ,kocham ,kocham jak piszesz! Zakazuję ci przestawać! Świetnie jak zawsze *-* Ja się pytam skąd ty bierzesz pomysły? xD Upijanie Anniego? Ile razy ty mu to zrobiłaś co? xD Niech się uczy latać :P. Przyznam ,numeru tego robota to nie chciało mi się czytać ,za długa jak na mojego lenia. Obi-Wan gada od rzeczy ,pierwszy raz przez niego spadłam z krzesła xD kocham twoje teksty! <3 Teraz po Ahsokę ,no to czekam na nn ,moja sadystyczna dusza ,która upodobała ją sobie jako ulubioną ofiarę oczekuje otrucia =D. Ince dalej nie wrócił z piwem ,no gdzie on jest!? Ja tu czekam =P. Weny życzę ,dobranoc i wesołych świąt ^^.
OdpowiedzUsuńDziękuje. *-* Wiem, że zakazujesz, przecież grozisz mi tasakiem. -_- Pomysły? Zazwyczaj mi się śnią, albo wymyślam przed snem. ^^ Upijanie Anniego. *-* Muszę go upić.. Dużo. xD Lataam. *-* A walnęłam w klawiaturę, numer jak numer. xD Spadłaś z krzesła. *-* Dziękuje;* Wiem, wiem. =D Oni już pili, dlatego hełmy założyli. By Anakin nie wyczuł alkoholu. :D Wzajem.^^
Usuń