- Okey.. gotowi?- Cardy
zmierzył wzrokiem czterech towarzyszy chowających się razem z nim za
skałami. Dostał zadanie, miał przewodzić
czterema kolegami i nacierać z prawej strony.
–Tak.- odpowiedzieli niemalże równocześnie.
–Na trzy. Raz… dwa… trzy!-
wyskoczyli zza skał i poczęli wypuszczać z blasterowych działek laserowych
potężne strzały, Cardy od czasu do czasu rzucał w kompletnie zaskoczone droidy
małe detonatory termiczne.
–Sir, uwaga
odwrócona. Wasza kolej, Kapitanie.-zameldował pośpiesznie przez radio.
–Okey, żołnierzu. – odpowiedział Rex. –Jyx, Hef do roboty… uwaga odwrócona. –
- Tak
jest, kapitanie!- odpowiedzieli i poczęli odkręcać kratkę wentylacyjną.
–Wow…- zaczął Jyx.. – ta wentylacja jest okropnie
szeroka! Nawet Jabba by tu wszedł…
-Jabba? Chyba śnisz Jyx! Ledwo ty tu
wleziesz!- odgryzł się Hef.
–Zakład? Wyścigi do wieży!- oboje szybko niczym
błyskawice wśliznęli się do otworu i rozpoczęli emocjonujący bieg. Rex pacnął się w czoło.
–Traktują to jak zabawę.. echh.. błyskotki.
Anakin miał rację.- powiedział do siebie, a następnie wszedł za nimi nakładając
zaraz po wejściu kratkę.
–Może nie narobią kłopotów… - puścił się w ich
kierunku.
–Chłopcy, stop!- zobaczył, że jego koledzy gwałtownie stanęli
„Posłuchali mnie?”-zdziwił się w duchu. Gdy tylko zrównał się z nimi sam
przystanął jak wryty. Wentylacja się.. kończyła. Przed nimi rozciągała się
wielka sala, a na niej...droidy.
–Już po nas… -szepnął Hef.
– Co robimy
Kapitanie? Oni nas rozstrzelają!- dodał Jyx.
–Anakinie. Anakinie zgłoś się..
.mamy mały kłopot. – oznajmił Rex do komunikatora.
–O co chodzi, Kapitanie?- usłyszał poważny,
entuzjastyczny głos Generała.
–My… zresztą niech sam pan spojrzy. –pokazał mu
obraz ze swojego hełmu.
–Hmmm..-zamyślił
się Anakin- ..Rex, spójrz w boki.. Widzisz? Spawania.. to wentylacja „lustro
weneckie”. Wy ich widzicie, ale oni was nie.. taki nowy patent… tylko
najwidoczniej zainstalowali go na odwrót. Echh.. te droidy. Idźcie śmiało…-
rozłączył się.
–Słyszeliście generała…- stwierdził Rex.
–Pan pierwszy…
-jęknął Hef.
–Jak zawsze, jak zawsze. –Rex postawił pierwszy krok i tak jak
mówił Anakin- był to tunel „lustro weneckie” z zamaskowanymi spawaniami, których nie sposób dostrzec za
pierwszym razem. Szli tak jeszcze
kilkanaście minut, obeszło się bez dalszych przeszkód. Gdy wreszcie przystanęli
pod kratką prowadzącą do centrum wieży, Hef począł natychmiast ją odkręcać.. z
małą pomocą Jyksa. Rex przyglądał się tej czynności w skupieniu.
–Gotowe!- zameldował Żołnierz.
–Na trzy.. raz…dwa… trzy!- Kapitan pchnął
kratę i wskoczył do pomieszczenia, za nim droidy zaczęły jakkolwiek zareagować
leżały już z przestrzelonymi łbami na metalowej podłodze.
–Ma pan cela, kapitanie…- stwierdził
Jyx z zaskoczeniem.
–Nie podlizuj się, szeregowy błyskotka!- warknął ironicznie
Rex.
–Szeregowy Błyskotka, a to dobre.. hahaha…-nabijał się Hef
–Jakiś
problem,żołnierzu? –Rex nie dawał mu satysfakcji.
–Yyyy… nie..
Przepraszam….- wyjąkał. Kapitan uśmiechnął się tryumfalnie.
–Dobra, nieważne.
Czas wysadzić zasilanie…- zaczął podkładać bomby.
–Poszło łatwiej niż myślałem… -szepnął Jyx
nie przerywając narzuconej czynności.
–O, oo… wykrakałeś! Droidy tu idą! –
krzyknął Huf stojący na czatach. Rex zrobił kwaśną minę. –Kończcie podkładanie
ładunków i zmywamy się stąd! – oświadczył zdecydowanie montując ostatni ze
swoich detonatorów.
–Gotowe… - powiedział Jyx, który tak samo jak Kapitan
zakończył umieszczanie potężnej broni… -Ruchy! –Rex podskoczył, podciągnął się i
po chwili był już w wentylacji, jego śladami poszli obaj żołnierze. Zasunęli
starannie kratkę i uszli dziesięć metrów.
–Dawaj, Jynx. – poprosił Huf. KABOOM!
Pomieszczenie poszło z dymem, wszystkie systemy uległy zniszczeniu.
–Brawo
chłopcy.- Rex wydawał się usatysfakcjonowany.
–Ttt…AK!- żołnierze przybili piątkę. Byli
niebywale szczęśliwi z odniesionego zwycięstwa. Zalała ich fala tryumfu, w
blasku chwały udali się ku otworowi prowadzącemu na zewnątrz.
***
-Droga wolna chłopcy! Zasilanie wyłączone… Ruszamy! –krzyknął
do dwójki towarzyszy chowając swój komunikator. Żołnierze skinęli głowami i zeszli z drogi,
sądząc, zresztą trafnie, że Generał ma zamiar prowadzić. Przycisnął przycisk na rękojeści i ich oczom
ukazało się ciemnobłękitne ostrze o niebieskawej poświacie. Wbił jej koniec w
metalowe wrota i począł przesuwać z taką zręcznością, że za nim klony się
obejrzały w drzwiach widniał wielki, okrągły otwór. Anakin pośpiesznie wkroczył
do środka wyłączając przedtem miecz i ponownie przypiął go do pasa.
–Mam złe przeczucia Generale…
-oświadczył Ryan niepewnie.
–Ja niestety też… -jęknął Boyt. Skywalker skarcił
ich wzorkiem, wprawdzie sam czuł zawirowania w mocy, nawiedzały go lekkie
dreszcze, ale nie miał zamiaru się cofać. Rex załatwił im szansę i wykorzystają
ją. A wszystko.. tylko.. głównie dla niej. Dla osoby którą darzy tak głębokim
uczuciem- prawdziwą, nierozerwalną miłością. Kroczyli tak zręcznie, wydawać by
się mogło, że wszystko pójdzie gładko, ale niestety…
-Arr!- syknął Boyt. Anakin gwałtownie się
odwrócił… źrenice mu się rozszerzyły. Jego przyjaciel… leżał z pustymi oczami.
Umarł… Z podłogi wysunął się metalowy
pręt, na którego… ten młody szeregowy… się nadział.
–Nieee!- krzyknął Ryan z
trwogą- Niiee! Przyjacielu! Nieee!- krzyczał jak opętany. Anakina ten widok
wzruszył.. popłynęła mu nawet jedna łza, ale gdy tylko to zauważył znów
przybrał kamienną twarz.
–Żołnierzu…- zaczął łagodnie. –Nieeee!Nieee! Dlaczego on!
Był moim przyjacielem! Nieee!- krzyczał przykładając martwe czoło przyjaciela
do swojego. Anakin położył mu dłoń na ramieniu.
–Musimy iść… musimy. –nie wiedział
jak mu to powiedzieć.
–Niee.. nie
zostawię go tu!- jego głos drżał, był pełen rozpaczy… przywiązania. „Ach! I tak
nigdy nie przyznam, że przywiązanie jest złe. Co to, to nie!” Westchnął
głęboko.
–Ryan…-klon odwrócił się zdziwiony użyciem jego imienia-.. rozumiem
cię. Boyt był.. człowiekiem, ludzką istotą, przyjacielem. Ale nie możemy.. On
na pewno nie chciałby byś został tu przy nim, zamiast ratować inne życia..
Chodź… -podał mu dłoń, którą żołnierz niechętnie przyjął, wstał i bez słowa
ruszył do przodu. Generał zrobił to
samo. Szli tak, pogrążeni wędrówką, ostrożnie, ale szybko. –Aaaua!- syknął klon
i zwinął się na kolana, odruchowo dotknął ręką bezlitośnie piekącej klatki
piersiowej.
–Ryan!- przeraził się Anakin. Usłyszał z oddali dobrze mu znany
chytry i dźwięczny śmiech. –Skywalker...-z
odmętów ciemnego pomieszczenia wyłonił się hrabia Dooku.
–Dooku..!- młodzieniec odskoczył jak oparzony i błyskawicznie zacisnął rękojeść miecza w prawej dłoni. Wcisnął przycisk….
–Dooku..!- młodzieniec odskoczył jak oparzony i błyskawicznie zacisnął rękojeść miecza w prawej dłoni. Wcisnął przycisk….
***
-Anakin…- Obi-Wan otworzył oczy usłyszawszy dźwięk uruchamianej
klingi . –Anakin..-powtórzył znowu. Wprawdzie nie wiedział, czy to na pewno on,
ale czuł to. Czuł jego silne emocje. -…dasz sobie radę, młody.. Wierzę w
ciebie, jesteś naszą..nadzieją.
***
-Zmieniłeś się… -stwierdził Dooku po dokładnym obejrzeniu
mężczyzny.
–Dorosłem… -odparował cicho.
–Nie powiedziałbym… Jesteś tym samym lekkomyślnym bachorem, którego kilkanaście lat temu pozbawiłem dłoni. – syknął kąśliwie. Anakin pod wpływem złośliwego… faktu skierowanego w jego stronę poczuł się wielce.. urażony.
–Przekonajmy się, dziadku.- nie przewidział, że Tyranusowi właśnie oto chodziło. Hrabia z chytrym uśmieszkiem zadał potężny cios powyżej bioder, który Skywalker bez problemu zablokował. –Słabo…- szepnął Anakin.
–Pfff- prychnął- dopiero się rozkręcam dzieciaku.- oznajmił Lord. Młody Jedi nie próżnował, Hrabia napierał, a on oddawał to z dwa razy większą siłą. Dooku widząc, że jego sposób walki nie przynosi oczekiwanych rezultatów postanowił posunąć się do nieczystego zagrania. Gwałtownym ruchem kopnął młodzieńca prosto w szczękę, rozcinając mu porządnie wargę z której dosyć obficie poczęła sączyć się krew.
–Aua!- syknął. Pod wpływem siły uderzania stracił równowagę i wylądował na ziemi. Coś chrupnęło, ale on zamiast się tym przejąć wrócił do walki. Hrabia zawiedziony nieudaną próbą powalenia przeciwnika także rozpoczął natarcie, z jeszcze większą siłą. Tym razem Anakin uważał już nie tylko na miecz, ale także na kopniaki i uderzenia z pięści. Skoki, salta, obroty wokół własnej osi, młynki. To stało się teraz nieodłączną częścią pojedynku. Miecze latały, świszczały i błyszczały niebiesko-czerwoną poświatą. Hrabia uderzył na wysokości kolan,by pozbawić Anakina dolnych kończyn. Na marne, młodzieniec przewidział jego ruch i w ostatniej chwili podskoczył do góry. Ostrze musnęło tylko jego buty od spodu. Dooku zalała fala zdenerwowania. Szybkim, nieprzewidzianym ruchem uderzył chłopaka w ramię.
-Aaaa!- syknął z bólu gdy ostrze zagłębiło się w jego ciele. Odskoczył do tyłu i odruchowo złapał się za cholernie piekące przedramię.
-Po tym zostanie ślad...- szepnął cicho, gdy fala gorąca poczęła zalewać go bez wytchnienia. Czoło świeciło się od kropel gorącego potu, które bezwładnie spływały po jego policzkach.
-Aha! Sam widzisz!- krzyknął Sith tryumfalnie.
-Nie poddam się!- jęknął niewyraźnie. Oderwał się od ziemi i wybił się nad Dooku atakując z góry. Ten jednak zablokował atak, z niemałymi trudnościami, ale jednak.
-Nie dasz mi rady. "Skoro nie możesz go pokonać- przyłącz się". Zastosuj się do tego, młodzieńcze...-
-Nigdy!- krzyknął pewnie nie przerywając natarcia.
-Skoro tak...- Sith ponownie pchnął go dolną kończyną, na co on odpowiedział zatopieniem w niej miecza świetlnego. Teraz to Tyranus syknął z bólu, a Anakin uśmiechnął się tryumfalnie.
-Nie ma tak łatwo, Skywalker!-wysapał, a z jego wyciągniętych pionowo dłoni poczęły płynąć błękitno-białe błyskawice, które teraz przeszywały ciało biednego Rycerza Jedi. Zwinął się na czworaka i zaczął przeraźliwe syczeć z bólu.
-Buahahaha!- śmiał się złowieszczo jego przeciwnik.
-Nieee.. nie ma mowyy!- cofał się ostatkiem sił do tyłu.
-Dobrze- syknął Sith używając pchnięcia mocy w celu zepchnięcia Anakina ze schodów. Udało się. Spadał, jęcząc boleśnie. Zatrzymał się na metalowym słupie, który zablokował jego tor szarży.
-Czy ja żyjęę? Czy jestem cały?W kawałkach? - pytał sam siebie, próbując wyostrzyć wzrok i przywrócić orientację.
__________________________________________________
Taaaa dam! Dalsza część walki w następnym rozdziale. xD Moje kochane schody. ^^
–Dorosłem… -odparował cicho.
–Nie powiedziałbym… Jesteś tym samym lekkomyślnym bachorem, którego kilkanaście lat temu pozbawiłem dłoni. – syknął kąśliwie. Anakin pod wpływem złośliwego… faktu skierowanego w jego stronę poczuł się wielce.. urażony.
–Przekonajmy się, dziadku.- nie przewidział, że Tyranusowi właśnie oto chodziło. Hrabia z chytrym uśmieszkiem zadał potężny cios powyżej bioder, który Skywalker bez problemu zablokował. –Słabo…- szepnął Anakin.
–Pfff- prychnął- dopiero się rozkręcam dzieciaku.- oznajmił Lord. Młody Jedi nie próżnował, Hrabia napierał, a on oddawał to z dwa razy większą siłą. Dooku widząc, że jego sposób walki nie przynosi oczekiwanych rezultatów postanowił posunąć się do nieczystego zagrania. Gwałtownym ruchem kopnął młodzieńca prosto w szczękę, rozcinając mu porządnie wargę z której dosyć obficie poczęła sączyć się krew.
–Aua!- syknął. Pod wpływem siły uderzania stracił równowagę i wylądował na ziemi. Coś chrupnęło, ale on zamiast się tym przejąć wrócił do walki. Hrabia zawiedziony nieudaną próbą powalenia przeciwnika także rozpoczął natarcie, z jeszcze większą siłą. Tym razem Anakin uważał już nie tylko na miecz, ale także na kopniaki i uderzenia z pięści. Skoki, salta, obroty wokół własnej osi, młynki. To stało się teraz nieodłączną częścią pojedynku. Miecze latały, świszczały i błyszczały niebiesko-czerwoną poświatą. Hrabia uderzył na wysokości kolan,by pozbawić Anakina dolnych kończyn. Na marne, młodzieniec przewidział jego ruch i w ostatniej chwili podskoczył do góry. Ostrze musnęło tylko jego buty od spodu. Dooku zalała fala zdenerwowania. Szybkim, nieprzewidzianym ruchem uderzył chłopaka w ramię.
-Aaaa!- syknął z bólu gdy ostrze zagłębiło się w jego ciele. Odskoczył do tyłu i odruchowo złapał się za cholernie piekące przedramię.
-Po tym zostanie ślad...- szepnął cicho, gdy fala gorąca poczęła zalewać go bez wytchnienia. Czoło świeciło się od kropel gorącego potu, które bezwładnie spływały po jego policzkach.
-Aha! Sam widzisz!- krzyknął Sith tryumfalnie.
-Nie poddam się!- jęknął niewyraźnie. Oderwał się od ziemi i wybił się nad Dooku atakując z góry. Ten jednak zablokował atak, z niemałymi trudnościami, ale jednak.
-Nie dasz mi rady. "Skoro nie możesz go pokonać- przyłącz się". Zastosuj się do tego, młodzieńcze...-
-Nigdy!- krzyknął pewnie nie przerywając natarcia.
-Skoro tak...- Sith ponownie pchnął go dolną kończyną, na co on odpowiedział zatopieniem w niej miecza świetlnego. Teraz to Tyranus syknął z bólu, a Anakin uśmiechnął się tryumfalnie.
-Nie ma tak łatwo, Skywalker!-wysapał, a z jego wyciągniętych pionowo dłoni poczęły płynąć błękitno-białe błyskawice, które teraz przeszywały ciało biednego Rycerza Jedi. Zwinął się na czworaka i zaczął przeraźliwe syczeć z bólu.
-Buahahaha!- śmiał się złowieszczo jego przeciwnik.
-Nieee.. nie ma mowyy!- cofał się ostatkiem sił do tyłu.
-Dobrze- syknął Sith używając pchnięcia mocy w celu zepchnięcia Anakina ze schodów. Udało się. Spadał, jęcząc boleśnie. Zatrzymał się na metalowym słupie, który zablokował jego tor szarży.
-Czy ja żyjęę? Czy jestem cały?W kawałkach? - pytał sam siebie, próbując wyostrzyć wzrok i przywrócić orientację.
***
-Annie?! - Padme usłyszała jego cichy jęk, mógł to być wprawdzie jęk każdego, ale ona czuła, sercem, że to właśnie jego. -Annie?- powtórzyła i przyległa do ściany graniczącej z korytarzem.__________________________________________________
Taaaa dam! Dalsza część walki w następnym rozdziale. xD Moje kochane schody. ^^
Auć. Auć! Auć!! Auć!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Annie nie oberwał w czuły punkt. >.< ...
Kurcze no i Ci jeszcze podsunę pomysł... Ale ja wiem, że i tak tego nie zrobisz :D ...
Plisssss.... pisz dalej... :D
Płaczę... biedne kloniki :C ...
Płaczę... biedny Annie :C ...
Płaczę... bo przerwałaś w takim momencie :C ...
NMBZT! :D
IgusS
Co cię boli? ;D
UsuńA może oberwie. >.<
Chociaż, nie, bo sobie plany popsuje.:P (Ty już wiesz jakie. XD)
Będę. :3 Jak mi się będzie chciało:D
Nad nimi sama ryczałam. :D
Nad nim nie.. O.o
Haha! :P Specjalnie. ^^
IZTBT :D
Wikuś ^^
Oke, przeczytałam ;3
OdpowiedzUsuńW odróżnieniu go Igusi, nie będę rozpaczać po klonach i rannym Anakinie...sry, ale mnie znasz ;3
Walka...no nieźle Ci poszło, ale szczerze, to mogło być lepiej. Jednak to jest Twój pierwszy pojedynek(chyba) więc nie jest źle ;3 Rozdział był długi...ale czym nie poszło za łatwo ta akcja odwracania uwagi? Hm...a może to ja się czepiam -,-
Okey, piszesz świetnie i tak trzymaj. Będzie coraz lepiej ;3 A poza tym, to jeszcze nie koniec akcji i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. A teraz mykam pisać na swojego bloga, którego prowadzę z Zawirowaną od jakiegoś czasu. Niedługo dostaniesz ode mnie linka, bo tak szczerze, tam będą najlepsze opowiadania jakie mi kiedykolwiek wyszły. Więc mam nadzieję, że Ci się spodoba ;3
Pozdrawiam i życzę wenki!
Niech Moc będzie z Tobą.
Patuś^^
Yay ;3
UsuńWiem, znam cię. :D
Wiem. Akurat walka była przepisywana z notesu(Cała, dziwne nie? O.o). Pisałam ją jak nie było prądu.>_< Haha... dziwne, że trafiałam w linijki:D Tak, to mój pierwszy pojedynek. xD
Poszło łatwo, ale nie chciałam już przedłużać komplikacjami. xDD
Dziękuje i oczywiście. :3
Hej. >_< Daj linka!
IZTBT ^^
Wikuś :D
Wo, super xd
OdpowiedzUsuńfajny pojedynek :D
Klony? ojtam...Stworzy się nowe. :D
Najważniejsze że Legolas żyje!
A nie.. to nie to opowiadanie ._.
Ups...
:*
w każdym razie poszło ci świetnie, mi sie bardzo podoba ten rozdział ;D Mam tylko małą uwagę
CIEMNIEJSZEGO TŁA JUŻ NIE MOŻNA BYŁO DAĆ!?
Po za tym szczegółem jest genialnie ;*
Wenki na kolejne rozdziały (chwilowo jestem zbyt leniwa by się rozpisywać i oceniać ten rozdział ;p innym razem xd)
Thanks ;d
UsuńDzięki:D
Pff.. :< Nadałam im imiona i ryczę.. potem zrobię im pogrzeby. Amen. >_<
Legolas żyje i pyta o ciebie. Swoją drogą piecze bardzo dobre ciasteczka. xd
:*
Można, ale to jest dostatecznie ciemne: D
Dzięki:D Niedługo napiszę. ;) (Spoko. xD)