środa, 23 stycznia 2013

17. Odsiecz


-Generale?- Anakin usłyszał prosty, niepewny głos zwracający się właśnie do niego.  
-Tak? O co chodzi?- spytał prędko, gdy nawigator zerkał nerwowo to na panel sterowniczy, to na niego... 
-Dolecieliśmy.- skwitował krótko, onieśmielony widząc brak uniesienia w głosie Skywalkera. Już?! Naprawdę?! Jesteśmy na miejscu? Tak szybko? Niedługo ich ocalimy, wkrótce... ugryź się w język! -rozmawiał sam ze sobą w duchu. Podbiegł pod największy, rozciągający się na północnej ścianie iluminator i spojrzał na ogromną zalaną lawą kulę, która przypominała...nasze słońce. Przełknął ślinę. -Dobrze. Powiadom żołnierzy, niech będą gotowi. Krążownik tu zostanie, ja wezmę trzy kanonierki, dziesięciu żołnierzy i masę broni palnej rzecz jasna.- wykrztusił jednym tchem. Nawigator wpatrywał się na niego z podziwem. Ten człowiek, mimo tak młodego wieku wiele przeszedł..- po powiedzeniu sobie w głowie tego zdania odruchowo spojrzał na prawą rękę Generała, którą zastępowała metalowa proteza, skrywana pod brązowawą rękawicą. Anakin odczuł na sobie jego wzrok, czując lekkie.. speszenie schował dłonie do kieszeni. A no tak! Generał to odczuwa... nie powinienem zapominać, że metalową dłoń uważa za skazę... Westchnął głęboko. 
-Oczywiście, Generale. Czym prędzej idę poinformować ich o naszym położeniu.- skinął głową na wznak szacunku, jakim go darzy i odszedł w swoją stronę- do pomieszczenia, w którym Klony nadal szlifowały swoje umiejętności walki, zarówno wręcz, jak i chociażby strzelania do celu. Anakin uśmiechnął się lekko i zmarszczył czoło wpatrując się w ogromnego, gazowego olbrzyma. Już niedługo, kochanie. Już niedługo.
***
-Lordzie Sidious, wszystko jest tak jak zaplanowaliśmy. Krążownik Republiki wyskoczył z nadprzestrzeni, około pięć minut temu. To Skywalker, jestem pewien...- oświadczył Dooku triumfalnie. Hologram Sidiousa zamigotał i z jego ust, doszczętnie ukrytych pod ciemnoczekoladową szatą popłynęła następują odpowiedz: 
- Dobrze, Tyranusie. Jestem wielce uradowany tą wiadomością. Pamiętaj o tym... nie wolno ci go zabić. Chcemy go po naszej stronie, ma żyć.- Dooku pogładził się dłonią po brodzie
. -Oczywiście, a czy.. czy mogę w jakiś sposób go "uszkodzić"?- zapytał, a uśmieszek zszedł mu z twarzy. 
-Czyżby niemoc zabicia Skywalkera ostudziła twój zapał?- syknął Hologram. - Owszem, możesz   go zranić, aczkolwiek obrażenia muszą być wyleczalne.- dodał. 
- Oczywiście Mistrzu.- rzekł wzdychając ciężko. 
-Cieszę się, że się rozumiemy. Raportuj mi przebieg misji. Nie zawiedź mnie, Tyranusie.- hologram ponownie mignął, a niebieska sylwetka rozpłynęła się w powietrzu.
***
-Co za dziura!!- Violet w znudzeniu rozgrzebywała kupkę piasku, która zebrała się na masce ścigacza. 
- Nie narzekaj.- usłyszała nagle. Odwróciła się gwałtownie w kierunku z którego dobiegał ten "rozkaz". Mogła się domyślić.. James. 
-Czego chcesz?!- krzyknęła zirytowana jego obecnością. 
-Spokojnie, spokojnie, Mała.- Chłopak nie brał sobie zbytnio do serca rad o nie zadzieraniu z Sithami. -Skoro ci się nudzi, chodźmy na kawę.. czy coś. - oznajmił pełen entuzjazmu i posłał oczko. 
-Z Tobą? Prędzej jedno ze słońc Tatooine zwali mi się na głowę...- Szatyn słysząc wypowiedziane przez nią zdanie wyjął ze skórzanej kurtki datpad. 
-Co robisz..?- spytała zaciekawiona. 
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, maleńka.- uśmiechnął się czarująco. 
-Piekło mi nie straszne, lalusiu.- syknęła. 
-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć.. szukam łowcy nagród, który podejmie się kradzieży słońca Tatooine i zrzuci  je na twoją śliczną główkę ...- ponownie puścił oczko. 
-Ha, ha, ha. Bardzo zabawne..- stwierdziła chłodno.
***
W ładowni panował ogromny harmider, żołnierze nerwowo biegali wte i wewte. Jedni przypominali sobie o zostawionej broni, inni stwierdzali, że nie zabezpieczyli się wystarczająco, czyli w skrócie- normalna atmosfera poprzedzająca misje. Anakin czekał już gotowy w jednej z kanonierek, trzymając jedną dłonią uchwyt zabezpieczający, wiszący przy suficie. Rozglądał się po pomieszczeniu, nie mogąc doczekać się wylotu. Wreszcie cię zobaczę, wreszcie poczuję twoją skórę pod moją skórą. Po jakimś czasie, kanonierka w której obecnie przebywał posiadała już maksymalną liczbę pasażerów. No! Nareszcie.. Nim zdążył się obejrzeć drzwi zasunęły się i ogarnęła ich chwilowa ciemność. Statek uniósł się ostrożnie i wyleciał przez otwarty właz, w ślad za nim podążyły pozostałe dwa. 
- To jak, chłopaki? Szykuje się ostra jazda! Dacie sobie radę?- Anakin półżartem zagrzewał szwadron do walki. 
-Wątpi w nas pan? Naprawdę?- Rex lecący razem z nim udał zawiedzenie.
 -Cóż, no wiesz Rex.. to w końcu błyskotki!- ironizował. -
Szwadron cieni, dacie radę?- Kapitan zapytał wpatrujący się w generała pluton. 
-Nie jesteśmy błyskotkami! Jesteśmy żołnierzami i udowodnimy to panu, sir!- krzyknęli jednocześnie. -No i to jest postawa prawdziwego żołnierza!- oświadczył Anakin zadowolony.   
– Sir..-głos dochodził z kokpitu-..podchodzę do lądowania!- Wśród klonów zapanowała euforia, już tylko kilkanaście metrów dzieliło ich od lądu, na którym mieli stoczyć bitwę i  odbić tak ważne dla Republiki postacie.
 –Gotowi?- spytał Anakin stojąc u progu otwierającego się włazu.
- Tu zaczyna się zabawa. Kemo..-zwrócił się do pilota-… my wysiądziemy tutaj, ty wyląduj w umówionym miejscu.- Nim pilot zdążył odpowiedzieć Skywalker spadał już bezwładnie w dół, w całkowitym opanowaniu. Wydawało się, że jest pod władaniem grawitacji, co jednak było… niezbyt trafne. W ostatniej chwili wykonał podwójne salto w powietrzu i wylądował idealnie na koniuszkach palców. Z gracją, żołnierze obserwowali to z zazdrością. My nigdy nie zdołamy się tego nauczyć. Nie jesteśmy Jedi.. 
No? Gotowi?- posłał im pytające spojrzenie, lekki uśmiech wciąż zdobił jego twarz, naprawdę radowała go ta misja… dziwne, a przecież nie chciał  lecieć… 
-Tak, sir! Zawsze i wszędzie, Legion 501, szwadron cieni w pełnej gotowości!- jeden z żołnierzy zasalutował, co powtórzyli po nim pozostali. 
–No, i to mi się podoba! Prawdziwi żołnierze, a nie błyskotki!- stwierdził z entuzjazmem Generał. Klony nazwane na statku obraźliwym mianem „błyskotek” nagle się rozpromieniły. 
–Mhm…- Rex rozpoczął przemowę-.. będziemy to tak stać i czekać na zbawienie z nieba, czy udamy się do punktu spotkania?- zapytał ironicznie. 
–Och, ty i to twoje poczucie humoru Rex..Zawsze musisz mieć ostatnie słowo...Zresztą, masz rację. Chodźmy..- ruszył w umówionym kierunku, zarzucił kaptur, który całkowicie zakrywał mu twarz oraz schował ręce do kieszeni. Wyglądał tajemniczo, wśród nieznajomych mógł budzić.. grozę, ale właśnie o taki efekt mu chodziło, mimo, że na tej gorącej planecie nie było ludzkiej duszy, poza więźniami, zapewne Dooku i droidami, które do żywych  się nie zaliczały… Gdy w zasięgu jego wzroku pojawiły się trzy osadzone między skałami kanonierki, oraz biegający wte i wewte żołnierze jednoznacznie stwierdził, że właśnie… dotarli. 
–Jesteśmy na miejscu.-skwitował. 
–Widzimy, generale.. Nie jesteśmy ślepcami. –powiedział jeden z bardziej niezależnych klonów. Anakin westchnął ciężko. 
–A chcecie być, szeregowy?- zapytał urażony. 
–Niee, jasne, że nie… Przepraszam, sir. Nie chciałem…- Spokojnie, rozumiem. Nie przejmuj się. –zmierzył wzrokiem cały teren wokół obozowiska. 
–Położenie jest dobre, nie wyśledzą nasz tu prędko, a nawet jeśli przestrzeń jest zamknięta i łatwo się obronimy, zważając na to, że od kryjówki separatystów dzielą nas te skały…- wskazał na wielką ścianę, składającą się z pojedynczych kamulców. Podszedł do jednego z klonów nadzorujących i zapytał: 
- Niczego nie zapomnieliśmy? Wszystko jest na swoim miejscu?- Żołnierz uniósł wzrok z nad datpada trzymanego w dłoni, zmierzył Anakina wzrokiem i zameldował:
 -Tak, jest, sir! Wszystko w jak najlepszym porządku. Broni mamy dostateczną ilość, ludzi także. Niczego nie zapomnieliśmy, a kanonierki są całe i nie wymagają naprawy.
 Skywalkerowi ulga wstąpiła na czoło, aczkolwiek oczy mówiły wszystko. Zdradzały niepokój, obawę, strach przed stratą.. Wiedział on bowiem, że to jeszcze nie jest koniec, że najgorsze dopiero przed nimi…
_____________________________________________________________--
I 17 rozdział:D Macie. Nie ma akcji, przykro mi. :p Ale uwielbiam was trzymać w niepewności.^^

6 komentarzy:

  1. Ten rozdział to same
    Mimo iż akcja się nie zaczęła to i tak jest cudownie. Mam jednak nadzieję, że wkrótce ją opiszesz, ponieważ szykuje się ciekawe starcie. Annie...niech mu się powiedzie w uratowaniu swojej miłości, przyjaciela oraz uczennicy ;)

    James przystawia się do mojej Violet. Jeszcze raz:
    Hahahahaha.
    Powodzenia kochana. Dużo weenki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D
      Może się powiedzie, może nie. Może ktoś umrze, może nie;D

      No, bo jest idiotą:D

      Dziękuje i wzajem!:)

      Usuń
  2. Wikuś... I co, że nie ma akcji??? U mnie też jej nie ma xD ... Jak zawsze jest Oh i Ah... :D ... przez chwilę miałam ochotę udusić się za fragment "... poczuję twoją skórę pod moją skórą." xD ... ty już wiesz o co chodzi xD ... dobra idę przepisywać jedynkę na bloga ... jak mi się nie chce... a NK się nie chce ładować :C ...
    Niech moc będzie z Tobą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och* Ach* Przez "ch" :P
      Ale to nie było w tym sensie..:D :p
      Przepisuj!:3
      Zabije je:C
      I z tobą też:D

      Usuń
    2. nie bo przez samo "h" XD ... wiesz... słitaszne koleszaneczki... czemu te ferie nie są dłuższe??? ... ja chcę wakacje... może wtedy uda mi się od nich odpocząć xD...

      Usuń
    3. Przez "ch"!! Napisałam przez samo, to nauczycielka mi to do ortograficznego zaliczyła. :P
      koleżaneczki* :p

      Usuń